ROZDZIAŁ SZÓSTY

1K 84 44
                                    

Trochę krótkie wyszło, wiem. Za to w następnym rozdziale będzie smut (o ile będę mieć wenę 👀)



















Spierali się jeszcze następnego dnia, gdy Louis wiózł Harry'ego do klubu.

– Daj sobie spokój. – prosił Harry cichym głosem, kiedy szli korytarzem. – Ja już postanowiłem.

– Lepiej zmień decyzję, zanim Cowell wróci. – szepnął Louis. – Przyjeżdża jutro.

Lecz prędko okazało się, że Tomlinson był w błędzie. Harry otworzył drzwi do swojej garderoby i... cały pokój wypełniony był po brzegi białymi różami.

– Niespodzianka! – krzyknął Simon, wychodząc zza drzwi. – Nie spodziewałeś się mnie, co? Nie mogłem już wytrzymać bez ciebie.

– Kochany! – Harry zarzucił mu ręce na szyję w teatralnym geście. – Jak cudownie znów cię widzieć!

– Poczekaj, aż zobaczysz, co dla ciebie przywiozłem. – niedbałym gestem wręczył mu niewielkie, ozdobne pudełko.

Louis wyszedł szybko, by nie oglądać jego zawartości. Idąc korytarzem, starał się nie myśleć o tym, co działo się za tamtymi drzwiami. Niecierpliwość kazała Simonowi Cowellowi wrócić wcześniej. Z podarunkami. Dlaczego? Potarł czoło w zamyśleniu. Jeszcze dwa dni wcześniej mógłby roztrząsać ten problem na spokojnie. Ale to było przed dwoma dniami. Teraz Harry należał do niego.

Po nieskończenie długiej chwili Cowell pojawił się w sali klubowej. Z satysfakcją ścierał z ust ślady czerwonej szminki.

– Dobry wieczór, Louis. – rzucił z uśmiechem.

– Dobry wieczór, panie Cowell.– odparł Louis z kamienną twarzą. – Mam nadzieję, że na wyjeździe wszystko poszło dobrze.

– Owszem, dziękuję. Nie mogę doczekać się występu mojej Silver. Powiedział, że przygotował na dzisiejszy wieczór specjalną niespodziankę.

Louis zadrżał. On to zrobi. Ten nieobliczalny facet tego wieczoru sprawi, że Cowell będzie szalał z zazdrości. Wymamrotał niewyraźne przeprosiny i odszedł w stronę garderoby, szybko, starając się jednak iść, a nie biec, by nie wzbudzić podejrzeń.

– Wspaniała, prawda? – spytał Harry, wskazując nową bransoletkę na nadgarstku.

– O tak. I prawdopodobnie cholernie droga. – odrzekł Louis. – Musisz mu ją oddać. Zresztą sam zedrze ją z ciebie, jeśli dziś zrobisz to, co zaplanowałeś.

– Owszem, zrobię. Lepsza okazja się nam nie nadarzy.

– A sądzisz tak, bo?

– Bo dzisiaj Lucky jest napalony, stęskniony i przekonany o mojej miłości.

– I co z tego?

– No cóż. Czyż nie jest to najlepszy moment, by walnąć go między oczy? – spytał Styles niewinnie.

Miał rację. Jako policjant Louis bił mu brawo za odwagę. Jako mężczyzna współczuł nawet trochę Cowellowi. Ale jako kochanek zastanawiał się, dlaczego musi zjadać tę żabę.

– Robisz to na własne ryzyko. – powiedział pomału.

– To nie ma dla mnie znaczenia. – Harry odchrząknął i zrobił poważną minę, przyglądając się, jak Louis kieruje się do wyjścia z garderoby. – Zamknij drzwi za sobą, Poulston.

*

W oczekiwaniu na występ Louis wiercił się jak na szpilkach. Wciąż miał niczym nieuzasadnioną nadzieję, że Harry zrezygnuje z tej niebezpiecznej gry. Tuż przed rozpoczęciem na sali pojawił się Cowell. Stanął pod ścianą, skąd doskonale mógł widzieć to, co dzieje się na scenie.

Totally spies! [LARRY STYLINSON] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz