ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

875 78 36
                                    

O tej porze to ja powinnam już spać 😬

Trzy rozdziały do końca! 👀















– Grimshaw nie żyje. Louis to naprawdę solidny gość. Nie zostawił żadnego śladu. Nawet ciało zniknęło.

Harry z całej siły przyciskał ucho do drzwi oddzielających jego pokój od sypialni Simona, tak, by nie uronić ani słowa. Cowell rozmawiał właśnie przez telefon.

– Wszystko gotowe na spotkanie. Jutro w nocy, w bibliotece. Nie... jutro w nocy. Co? Tak, wiem... Mówiłem mu to samo. Ale on nie chce zmienić terminu. Mamy wiele spraw do załatwienia.

Potem zza drzwi słychać było już tylko odgłos odkładanego na biurko telefonu oraz jakieś niewyraźne szmery.

Harry ubrał się najszybciej, jak potrafił, i wyszedł z pokoju. Chciał natychmiast odszukać Louisa i powtórzyć mu to, co podsłuchał. Wpadł na niego u podnóża schodów. Właśnie wchodził do domu. Nim jednak Styles zdołał się odezwać, usłyszał za sobą głos gospodarza.

– Hej, Silver! Myślałem, że zaczekasz na mnie.

Harry odwrócił się i rzekł rozdrażniony:

– Kochanie, skończył się mój ulubiony lakier do paznokci. Louis musi zawieźć mnie do miasta.

Ku jego zaskoczeniu, Simon przecząco pokręcił głową.

– Przepraszam, złotko, nie mam teraz żadnego wolnego samochodu. Brian wiezie właśnie kogoś rollsem, a inne wozy pojechały po zaopatrzenie. Przecież i tak zawsze jesteś piękny. Poza tym... – uśmiechnął się. – Nawet nie zauważyłbym zmiany lakieru.

Harry roześmiał się raczej nerwowo i przesłał mu całusa. Louis z napięciem wpatrywał się w szefa. Twarz lśniła mu od potu, jak po ciężkiej pracy.

– Trzeba przynieść z piwnicy kilka skrzynek szampana. – Harry z całych sił starał się jeszcze uratować sytuację. – Potrzebny mi jest do tego Louis.

– Kochanie, Louis zrobi wszystko, co tylko zechcesz.

– Świetnie. – uśmiechnął się do Simona słodko. – A tymczasem idę do sauny.

Simon pogłaskał go po głowie i szepnął:

– Doskonały pomysł, kochanie. Chcę, byś był dziś wieczorem wyjątkowo piękny. Będzie specjalna okazja.

W odpowiedzi Harry zdobył się tylko na tajemniczy uśmiech. Cmoknął Lucky'ego w nos i obdarzył Louisa chłodnym spojrzeniem.

– Może zechciałbyś pójść już po te skrzynki? – powiedział surowym tonem, ruszając przodem.

Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, pomyślał, będąc już w saunie. Rozebrał się i owinął olbrzymim białym ręcznikiem. Reszta zależy już tylko od Louisa.

W saunie było gorąco i parno. Harry wylał na rozpalone kamienie wodę z dodatkiem olejku o sosnowym zapachu i ułożył się na szerokiej, drewnianej ławie. Przymknął oczy, rozkoszując się spokojem i ciepłem. Myślał o Louisie. Jego serce przyspieszyło na samą myśl o znajomym dotyku silnych, przyjemnie szorstkich dłoni. Westchnął głośno, bezwiednie sunąc rękoma po ciele.

Pomieszczenie pełne było gęstej, duszącej pary. Harry otarł wilgotną skórę. Jakie to smutne, pomyślał. Jestem tu sam, mam na sobie tylko ten ręcznik, a po Louisie ani śladu...

W końcu doczekał się. Usłyszał ciche stukanie do drzwi.

– Kto tam? – spytał sennie.

– Louis.

Totally spies! [LARRY STYLINSON] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz