Rozdział 3

475 37 12
                                    

Wyjazd do lunaparku to była pierwsza rzecz od dawna, której nie mogłem się doczekać. Na początku byłem trochę sceptyczny do tego wyjazdu, mimo wszystko miałem wrażenie, że na to za wcześnie. Jednak im bliżej daty wyjazdu tym bardziej byłem podekscytowany.

Nigdy wcześniej nie byłem w takim miejscu, sierociniec wolał nie jeździć tam, gdzie potencjalnie mogła stać nam się krzywda. Czyli praktycznie wszędzie.

Trauma, którą przeżyłem nie odchodziła, jednak minęło tyle czasu, że każdy nowy bodziec był w stanie mnie od niej odciągnąć. Wiele osób odradzało mi wizyty u specjalistów, ale zaparłem się temu rękami i nogami. I jakoś dałem radę.

Aktualnie siedziałem przy komputerze, jak to miałem już w zwyczaju, tym razem jednak przeglądałem atrakcje parku rozrywki, który mamy odwiedzić już w tym tygodniu. W piątek dokładnie, pojedziemy tam na cały dzień. Powinno być mniej ludzi i kolejek.

Nie mogłem ustać w miejscu widząc te wszystkie rollercoastery, spady i huśtawki. Były wysokie, ale nie miałem lęku wysokości. Mam nadzieję, muszę przyznać, że nigdy nie znalazłem się tak wysoko. Ale na filmach jak postać skakała z budynków nie zamykam oczu. Wiem, odważny jestem.

-Jey, odejdźże już od tego komputera, ile można!- Zawołała matka z kuchni- Weź mi pomóż a nie.

Zaśmiałem się. Chyba nadrabia te wszystkie lata co na mnie nie mogła nakrzyczeć że marnuje czas. Wstałem jednak od komputera, i powędrowałem do pomieszczenia obok.

-Co mam zrobić? - podwinąłem rękawy.

-Obierz ziemniaki - powiedziała stojąc przy blacie obrabiając jakieś mięso w jajku bułce i innych takich.

- a co jemy?- wyciągnąłem ziemniaki, obieraczkę i garnek.

-filet z kurczaka. O której wraca Blase?

Spojrzałem na zegarek i odparłem, że za jakąś godzinę.

-To akurat.

Reszta gotowania minęła nam w ciszy, ale takiej przyjemnej. Przy świetnym zapachu jedzenia rozmowa nie jest potrzebna. Chociaż czułem jak mi w brzuchu burczy. Więc to on gadał sam ze sobą.

Dalsze jego wywody przerwał Blase, który wrócił do domu i mogliśmy w końcu zjeść smakowity obiad. Po posprzątaniu mama poszła do domu, a ja z Blase usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy jakiś film. Nie pamiętam tytułu, ale opowiadał o ludziach, którzy przez drastyczne ochłodzenie klimatu zostali zmuszeni do życia w pociągu. Jednak bohaterami są ci z samego jego końca, taki plebs, którzy żyją w brudzie, mając wydzielane racje żywnościowe a pierwsze klasy się bawią. Jak można się domyśleć, buntują się i idą przez cały pociąg na sam początek, by przejąć go i nie musieć być na łasce tych, których nie obchodzą. Czy im się udało? To moja tajemnica.

Film był niesamowity, na tyle, że jak zobaczyłem że jest także serial od razu chciałem go obejrzeć. I się rozczarowałem. Chociaż patrząc na zakończenie to nie wiem czego się spodziewałem. i biorąc pod uwagę kiedy wyszły to wręcz oczywiste że różnic będzie tysiąc.

Dlatego też spać poszedłem podirytowany. Blase oczywiście cały czas się ze mnie śmiał, bo go to tak nie wciągnęło jak mnie. On nie zrozumiał sensu tego filmu i jego wartości, co także wpływało na moje poirytowanie.

Pierwszą rzeczą, jako zrobiłem rano to wróciłem do oglądania serialu. Może i gorszy ale obejrzę. Dzisiaj sam musiałem zrobić jednak obiad, a jutro jedziemy do lunaparku. Więc muszę pilnować czasu i nie skończę go dzisiaj. Nie wiem co gorsze.

Serial prawie skończony, obiad zrobiony i zjedzony.

-Musimy się dzisiaj położyć wcześniej- Blase usiadł koło mnie- nie ma oglądania po nocy.

-Nie wiem, czy będę w stanie- przytuliłem się do niego, a ten się zaśmiał.

-Już się uzależniłeś? Może powinienem założyć jakąś kontrolę rodzicielską?

-Ani mi się waż!

Dawno nie musiałem wstawać przed siódmą. Ale park był daleko, więc by wejść na jak najwięcej atrakcji musieliśmy wcześnie wyjechać. Na szczęście ja mogłem spać w aucie, szkoda mi było jednak mojego skarba, który jak wstanie to do wieczora nie śpi, ale mówi, że jest przyzwyczajony. Nie wiem, czy to znaczy, że jest wiecznie zmęczony czy przez to już nie jest zmęczony.

Nie zmienia to faktu, że pół drogi przespałem, a drugie pół wręcz skakałem na siedzeniu z podekscytowania. Czułem się jak dziecko, które dostaje wymarzoną zabawkę. Z tym, że byłem dorosłym mężczyzną.

Po pięciu godzinach jazdy jakimiś polami, lasami i mniejszymi miasteczkami dojechaliśmy na parking. Ze względu na to, że był piątek nie było miejsca z parkingiem. Kolejka także była nieistniejąca, więc szybko udało nam się wejść na teren parku. A tam rozciągał się przed nami ogrom możliwości. Gdzie się nie spojrzałem tam jakaś atrakcja, tam coś jedzie, ktoś krzyczy, ktoś się śmieje.

Musiałem jak najszybciej do nich dołączyć, więc pobiegłem w głąb parku zastanawiając się od czego zacząć. Rollercoaster czy karuzela? A może to coś co cię kręci do góry nogami?

-Może zaczniemy od czegoś spokojnego? - Zapytał Blase, któremu udało się mnie złapać- Nie wiesz, czy nie masz lęku wysokości, więc może się upewnijmy na tym?

Wskazał mniejszą kolejkę, która mimo wszystko była spora. I długa. Przytaknąłem od razu. Ma racje, lepiej bym się nagle nie przestraszył kilkanaście metrów nad ziemią, gdyż to może skutkować urazem do tego typu miejsc. A tego byśmy nie chcieli. 



Emm tak

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie

Ale oto rozdział! 

Jak to mówią a słowo ciałem się stało czy coś?

Mam mało czasu na pisanie więc mi wybaczcie.  Ogólnie kolejny rozdział nie pojawi się przed majem, ale postaram się go napisać przed jego końcem ^^

I mam nadzieję, że później będą się już pojawiać w miarę regularnie :D

No nic, mam nadzieję że się podobało 

Zostań ze mną |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz