Rozdział 4

435 39 4
                                    


Stanęliśmy w kolejce do atrakcji a ja niemalże skakałem w miejscu. Kątem oka widziałem, jak Blase podśmiewa się ze mnie. W tej chwili na pewno uważał mnie za małe dziecko, ale co poradzę. Nigdy wcześniej nie byłem w takim miejscu, sierocińca nie było na to stać. Co z tego że sprzedawali nas za naprawdę wysokie ceny. Pieniądze nie były dla nas i tak.

Linia ludzi poruszała się zaskakująco szybko, więc po kilkunastu minutach już wsiadaliśmy do czerwonych wagoników ( +5 do speeda dop. ). Miejsca na przodzie były zajęte, ale Blase i tak się uparł bym siedział w środku. Naprawdę się bał że się przestraszę prędkości i wysokości. Ja jednak jedyne co to się ekscytowałem moją pierwszą w życiu przejażdżką rollercoasterem.

Poczułem, że ruszamy, z początku powoli, jednak nie minęło długo jak nabraliśmy prędkości. Pojechaliśmy do przodu, wjeżdżając w pierwszy zakręt myślałem że wypadnę. Było to jednak jedno z tych przyjemnych uczuć kiedy adrenalina zaczyna krążyć w twoich żyłach. Każdy kolejny skręt był równie ekscytujący co poprzedni. Kilka razy pojechaliśmy w górę i w dół. Nie było jednak żadnych pętli, na które najbardziej chciałem pójść, ale są też inne kolejki. To był dopiero początek.

Przed obiadem udało nam się zaliczyć jeszcze kilka ekstremalnych atrakcji, nawet nie wiem ile razy byłem w powietrzu ( Jey astronauta dop.).

Kilka razy wisiałem do góry nogami, niekiedy na tyle długo że myślałem że wypadnę, co na szczęście się nigdy nie wydarzyło.

Obiad zjedliśmy w jakimś barze na terenie parku rozrywki. Tak potężnych burgerów jakie oni serwowali nie widziałem jeszcze nigdzie, chociaż nie powinienem się wypowiadać na temat na który wiem tyle co kura o księżycu. Ważne było to że był dobry, i że się najadłem jedną porcją.

-Chodźmy teraz tam- pokazałem na wysoki słup z krzesłami, które wjeżdżały na sama górę po czym spadały do połowy, zatrzymywały się, wędrowały trochę wyżej i znowu w dół.

Blase jednak odmówił.

-Dopiero co zjadłeś potężnego burgera kochanie. To nie jest dobry pomysł od razu dostarczać swojemu żołądkowi takich wrażeń. Chodźmy na coś spokojniejszego, może ten spływ?- zapytał od razu wskazując na małą rzeczkę z filiżankami jako siedzeniami.

-Malo to ekstremalne- skrzyżowałem ręce.

-Ekstremalnie będzie jak zwrócisz obiad. Nie bądź dzieckiem, mamy jeszcze kilka godzin.

Dzieckiem? Nie jestem dzieckiem, przynajmniej nie uważam się za jedno. Jeśli on tak o mnie myśli to źle świadczy tylko o nim. Musiałem przyznać że ma trochę racji z wyborem atrakcji.

-To może chociaż to- odwróciłem go w stronę spokojnej kolejki, takiej dla dzieci- proooszę.

-Ty coś masz z tymi kolejkami- zaśmiał się- w porządku.

Stanęliśmy w kolejce, w której były głównie rodziny z dziećmi, co znaczyło tyle, że było głośno. Blase od razu się skrzywił, gdy jego uszu dobiegły śmiechy i krzyki tych małych ludzi. Sam przywykłem do takiego hałasu, w sierocińcu często młode pokolenie było nie do opanowania. Zaczęło mnie zastanawiać jak on wytrzymałby takiego małego diabła u nas w domu.

Chyba, że myślał że nasze dziecko byłoby tym najspokojniejszym na świecie. Oj ale by się zdziwił. Posmutniałem na myśl, o tym że mogliśmy mieć dziecko. Blase to zauważył.

-Chcesz stąd pójść? - spytał, domyślając się powodu mojego smutku. Podkręciłem jednak głowa.

-Nie, nic mi nie jest- powiedziałem z uśmiechem.

Rzeczywiście nic mi nie było, czułem się dobrze co nawet zaskoczyło mnie. Myśl że straciłem dziecko dalej mnie smuci, jednak nie jest to już dla mnie koniec świata. Jak nie będę mógł urodzić, zawsze możemy adoptować.

Ta myśl mnie w sumie nawet pocieszyła. Dziecko będę mieć za wszelką cenę, nawet jeśli miałbym je komuś ukraść! No dobra, może nie zabiorę czyjegoś ale.. zostawię to sobie na plan z.

W czasie kiedy knułem swoje podstępne plany zwabienia małych niewinnych duszyczek do mojej ciężarówki z lodami kolejka znacznie się przesunęła i jeszcze dwie tury i wsiadamy. Osobiście wolałabym być na czymś bardziej szalonym, ale opcja zwrócenia obiadu też do mnie nie przemawia. Nie wiem przecież jak wytrzymały mam żołądek. I muszę przyznać, że póki co nie chcę tego sprawdzać.

W końcu udało nam się wsiąść. Siedzieliśmy gdzieś w środku. Kolejka mozolnie ruszyła, jak w tym wierszu Tuwima ( jezu jak jego nazwisko dziwnie wygląda odmienione dop. ) z tą różnica, że była pełna rodziców z dziećmi a nie zwierząt i przedmiotów i innych cudów. Zasadniczą różnicą też było to że ona nigdy gnać nie zaczęła. Siedząc w niej miałem wrażenie, że jest jeszcze wolniejsza niż jak się na nią z boku patrzy.

-Wolałbym być na tamtej- powiedziałem do Bale, wskazując potężną kolejkę, która prędkością z pewnością dorównywała wierszowej lokomotywie.

-A twój żołądek wolałby być na tej- zaśmiał się.

-Tego nie możesz być pewny!

-Jak to nie? Powiedział mi.

Spojrzałem się na niego z uniesioną brwią, gestem, którego w sierocińcu uczyłem się wytrwale i byłem z niego dumny.

-Trochę to niepokojące, że gadasz z żołądkami. Czy to początek jakiejś choroby?

Zaśmiał się.

-Chyba zdrowego myślenia. Nie narzekaj, pójdziemy tam w następnej kolejności.

Chwila ciszy, kolejka wjechała na małe wzniesienie i z niego zjechała.

-Serio cię ona nie nudzi? Ja zasypiam normalnie.

-Sam ją zaproponowałeś więc nie narzekaj.

-Nie mam zamiaru przestać.

I rzeczywiście, Blase nie miał chwili spokoju dopóki nie zeszliśmy z tej parodii zabawy. No dobra, rozumiem, że dzieci nie mogą iść na nic bardziej ekstremalnego, ale to już przesada.

Od razu jak postawiłem nogę na ziemi zacząłem ciągnąć Blase do cudownej kolejki na cudowną atrakcje, która przysporzy nam o wiele więcej adrenaliny. Po usypiającej przejażdżce nie mogłem się tego doczekać.

-Jak dziecko- mruknął mój parter jak widział jak się miotam w miejscu czekając aż będziemy mogli wsiąść. Co mimo wszystko nie miało nastąpić za pięć minut, bardziej piętnaście czy dwadzieścia.

-Coś mówiłeś? - odwróciłem się do niego podejrzliwie.

-Ja? Nie, nic- po tym mnie przytulił - ale nie skacz tak, bo się zmęczysz.

-Mam nieposkromione pokłady energii!

Po kolejnych trzech atrakcjach okazało się jednak, że są bardzo, ale to bardzo poskromione. Ale na moje szczęście okazało się także, że obeszliśmy wszystko, co mieliśmy w planach, oprócz chyba dwóch zamkniętych kolejek, które były odświeżane, ze względów bezpieczeństwa.

Wychodząc zaliczyliśmy jeszcze sklep z pamiątkami, w którym Blase kupił mi słodkiego pluszaka, kota z brokatowymi oczami, a także figurkę smoka. Świetnie będzie wyglądał na półce nad telewizorem.

Nawet nie wiem, kiedy dojechaliśmy do domu, ponieważ całą podróż udało mi się przespać. 



Obiecałam przed końcem maja i jest przed końcem maja!

Co z tego że jest dosłownie ostatni dzień maja, dalej maj to się liczy!

Więc tradycyjnie, mam nadzieję że się podobało, 

wychwycone błędy proszę zgłaszać !

Zostań ze mną |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz