Są dwa rodzaje sierocińców. Ten, w którym ja byłem był głównie dla omeg i był bardziej jak szkoła z internatem dla tych niechcianych. Jest jednak jeszcze jeden rodzaj. Gdzie, alfy, bety i omegi rozwijają się jak normalne dzieci, bez nacisku na role społeczne.
Ten drugi typ placówki jest jednak mocno niedofinansowany i zazwyczaj nie spotka się tam omegi, po 6 roku życia, gdyż wtedy trafiają one zazwyczaj do placówki typu pierwszego. Wcześniej wszyscy żyją razem.
Stresowałem się jazdą w samochodzie, gdyż na jej zakończenie przewidziana była dla nas ogromna zmiana. Jeszcze nie byliśmy pewni w jakim wieku chcemy adoptować dziecko, no i jakiej płci. To była niesamowicie nieprzemyślana decyzja. Byliśmy pewni, że chcemy dziecko. I tyle.
-Nad czym tak myślisz, Jay?- słowa Blase mnie wyrwały z zamyślenia.
-Nad tą całą sytuacją. Wiesz, dalej nie podjęliśmy decyzji jaki wiek chcemy, płeć, alfe, omegę czy betę.. nie czuję się z tym komfortowo.
-Dlaczego? Boisz się że będziesz chciał adoptować je wszystkie?
Westchnąłem patrząc się za okno.
-Nie o to chodzi, po prostu… Sam byłem taką sierotą, wiesz? Bez rodziny i tak naprawdę gdyby nie ty to nie wiem gdzie bym wylądował. Sam teraz chciałbym dać szansę tym wszystkim dzieciom, nawet jeśli to nie możliwe. A adoptować możemy najwyżej jedno, z większą ilością sobie nie poradzimy.
-Wiesz, zawsze jak jedno odchowamy możemy adoptować drugie. Poza tym, z tego co mi dyrektorka mówiła, i tak nie mają w swojej placówce wielu dzieci.
-Jakto?
Blase się uśmiechnął do mnie.
-Wiesz, podobno coraz więcej osób decyduje się na adopcje. Nawet omeg.
Zszokowała i jednocześnie ucieszyła mnie ta wiadomość. Chociaż z drugiej strony może ma to jakieś drugie dno, na przykład zamaskowany nożownik zabijający małe dzieci w łonie matki? Pewnie nie, po prostu ludzkość się w końcu zmieniła i rzeczywiście kochają bliźniego swego…
Nie, to nożownik, jestem pewny.
Zatracony w myślach nie zauważyłem nawet, jak dojechaliśmy pod sierociniec. Był to wysoki budynek z czerwonej cegły, otoczony małym w miare zadbanym ogrodem. Do wejścia prowadziła usypana kamienna ścieżka. W oknach dało się zauważyć rysunki dzieci, które to teraz bawiły się na placu zabaw położonym z boku ogrodu.
Kilka z nich przestało się bawić gdy nas zobaczyły, jednak szybko straciły zainteresowanie zachęcane do zabawy przez innych mieszkańców ośrodka.
Ramię w ramię weszliśmy po kamiennych schodkach do budynku i skierowaliśmy się do biura, które według znaku na ścianie było na parterze po prawej.
Zapukaliśmy.
Weszliśmy.
-Dzień Dobry- odezwał się Blaise - Byliśmy dzisiaj umówieni..
-Ach tak, Pan Blase i Pan Jeyden, tak?
-Dokładnie.
Mężczyzna uśmiechnął się znużenie i wskazał na krzesła naprzeciwko jego biurka, zawalonego papierami.
-Usiądźcie. Rozpatrzyliśmy wasze podanie i muszę wam powiedzieć że macie szczęście… jeśli mogę tak to ująć
Usiedliśmy.
-Jak rozumiem, chcieliście adoptować jak najmłodsze dziecko, jeśli to możliwe - przełożył kilka papierów- Mamy 2-miesięczne dziecko, które tu trafiło kilka dni temu. Rodzice zginęli w tragicznym wypadku, tylko ona przeżyła.
Zasłoniłem usta rękami na wieść o tym. To dziecko, tak młode a już straciło rodziców. Mimo wszystko, uświadomiłem sobie, że taki los spotkał każdą z młodszych osób tutaj, a ta jedna będzie miała przywilej nie pamiętania tego wypadku i utraty. Nadal będzie przestraszona na początku, bądźmy szczerzy, też ma emocje, ale szybciej się przyzwyczai do tego i zapomi, niż część dzieci tutaj.
-Czy możemy ją zobaczyć?- zapytałem, prawie od razu
-Oczywiście- odpowiedział, wstając- chodźmy.
Wyszliśmy z jego gabinetu i skierowaliśmy się za nim, po schodach na kolejne piętro, gdzie było już przyjemniej. Ściany były w delikatnym tonie zieleni, rozwieszone zdjęciami dzieci, niektórymi w ramkach innymi po prostu taśmą przyklejonymi na śianie. Te drugie były niżej, widocznie naklejone przez dzieci.
Korytarz był długi, znajdowało się w nim tylko jedno dziecko, około 6 lat, które zaglądało do pokoju przez uchylone drzwi.
-Amelka, co tu robisz? - Na twarzy mężczyzny pojawił się szczery uśmiech, a dziewczyna aż podskoczyła z zaskoczenia. Dosłownie.
-Um…- zawahała się- Przyszliście zabrać Tori?
Spojrzała się na nas wielkimi, smutnymi oczami. I odwróciła się z powrotem w stronę pokoju.
-Dlaczego wszyscy adoptują tylko małe dzieci? Ja też chce mieć rodzinę- W jej głosie pojawił się żal, i miałem wrażenie jakby zaraz miała się popłakać. Odwróciłem się do Blaise.
-Może możemy je obie adoptować? - wyszeptałem mu do ucha.
-hmm- zastanowił się - porozmawiamy o tym z dyrektorem, jeśli to możliwe, zrobimy jak chcesz skarbie.
Mężczyzna wszedł do pokoju i gestem zaprosił nas do środka. W żółtym pokoju przy ścianie była ustawiona kołyska, przy której stała starsza kobieta. Jak nas zobaczyła, odwróciła się całym ciałem w naszą stronę, uśmiechając się promiennie i od razu przyłożyła palec do ust, nakazując ciszę.
Podeszliśmy do kołyski, gdzie ujrzeliśmy najsłodszą istotę na świecie. Małego bobasa owiniętego kocykiem w jednorożce, przytulającego brązowego misia. Uśmiechnąłem się na ten widok, odwracając do Blaise, a ten od razu zrozumiał.
Wyszliśmy z pokoju, nie chcąc budzić maleństwa. Amelki nie było już na korytarzu, gdzieś się zaszyła. Wróciliśmy do gabinetu dyrektora, gdzie zaczął przygotowywać resztę dokumentów do adopcji. W tedy też odezwał się Blaise.
-Jeszcze jedna sprawa, czy byłaby też możliwość adopcji Amelki?
-Amelki?- Dyrektor przestał robić kopie- Nie wydaje mi się by to był problem, wiecie jest tu już cztery lata, na pewno się ucieszy. Jednak czy będziecie w stanie sobie poradzić z dwójką dzieci? Z tym jednym dwumiesięcznym?
-Tak- pokiwałem głową- sam byłem w sierocińcu, więc pomagałem przy wielu dzieciach przez swoje osiemnaście lat tam.
Byłem pewny siebie. WIedziałem że dam radę. W przeszłości zdarzały się sytuacje, że mieliśmy za dużo maluchów i pracownicy nie byli w stanie sobie poradzić, więc my, jako część szkolenia na idealne żony pomagaliśmy im.
-Dobrze, więc zrobimy to w ten sposób….
Witajcie po tak długim czasie!
Pewnie jesteście zaskoczeni, że tu się coś pojawiło.
Tak, to jeszcze żyje! Na razie na pewno
I btw. Tak wiem że nie tak wyglądają procesy adopcji ale jest to opko w którym można ludzi kupować więc czuje sie usprawiedliwiona
:D
CZYTASZ
Zostań ze mną |abo|
Teen FictionSequel "Dziękuję, że mnie kupiłeś" Po ostatnich wydarzeniach Jeydan I Blaise powoli dochodzą do siebie. Mimo wielu przeciwnościom losu trzymają się dzielnie i wspólnie idą w życie.