Po dłuższej chwili leżenia w bezruchu dotarło do mnie, iż już nie śpię. Próbowałem poruszyć czymkolwiek, albo chociażby oczy otworzyć, jednak byłem na to zbyt słaby. Do tego bolała mnie lekko głowa, pewnie dostałem mnóstwo tabletek przeciwbólowych i powoli przestawały działać.
Pamiętałem zaledwie tyle, że wokół mnie ktoś krzyczał, nie wiem jednak czy była to jedna, czy też więcej osób. W każdym razie był to przerażający odgłos, który rozbrzmiewał mi w głowie i najprawdopodobniej to on był przyczyną niedogodności. Delikatnie dzwoniło mi w uszach. Ponadto docierał do mnie jeszcze jeden odgłos rytmicznego pikania. Nie byłem jednak w stanie się zastanowić, skąd dochodził ani co go wydawało.
Nie miałem na nic siły, więc leżałem w bezruchu dłuższy czas. W końcu jednak zmusiłem się do podniesienia powiek. Na początku oślepiło mnie jasne światło cicho buczącej żarówki. Zamrugałem oczami, wyostrzając widok. Gdzie ja jestem?
Spróbowałem się rozejrzeć, co nie było łatwe patrząc pod kątem, że chwile wcześniej ledwo co udało mi się oczy otworzyć. Przekręciłem lekko głowę w prawo i ujrzałem drzwi. One były jednak daleko. Bliżej mnie dostrzegłem monitor pokazujący działanie mojego serca, który to był źródłem wcześniejszego pikania. Czyli jestem w szpitalu. No tak, mogłem się tego domyślić.
-Jey, wolno myślisz- powiedziałem do siebie, a przynajmniej próbowałem. Suchość w ustach nie pozwalała mi na wydobycie z siebie czegoś innego niż cichy jęk. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak spragniony byłem. Nie miałem pojęcia ile czasu nie miałem żadnego napoju w ustach.
Bez ostrzeżenia drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Blase. Gdy zobaczył, że już nie śpię jego twarz rozjaśnił blady, zmęczony uśmiech i czym prędzej do mnie podbiegł.
-Jey!- powiedział z ulgą. Teraz zacząłem się zastanawiać, co się działo w międzyczasie- Dzięki Bogu się obudziłeś.
Złapał moją rękę i przybliżył do swojej twarzy. W kącikach jego oczu ukazały się łzy.
-Tak się bałem, że mnie opuścisz. Tak się cieszę.
Wpatrywałem się w niego przez dłuższą chwilę, nie będąc w stanie nic powiedzieć nie zdzierając sobie wysuszonego na wiór gardła. W tym momencie coś do mnie dotarło. Złapałem się za brzuch. Płaski.
-Jey- chłopak złapał mnie za drugą rękę, a ja spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc. Co z dzieckiem? te pytanie musiało się malować na mojej twarzy.
Jest bezpieczne, prawda? Blaise dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego masz zmartwienie wymalowane na twarzy? Gdzie moje dziecko?- moje myśli krzyczały.
-Niestety - Nie nawet tego nie mów. - Dostałeś w brzuch, nasze maleństwo....
Nie chcę tego słuchać. Prosze powiedz, że to tylko moja paranoja. Niech ono będzie po prostu w innej sali. Błagam
-Nie przeżyło, zmarło w drodze do szpitala.
Ścisnąłem mocniej jego dłonie. Nie byłem w stanie w to uwierzyć. Moje maleństwo. To nie może być prawda. Na pewno sobie żartuje.
On jednak przytulił mnie, zanurzając nos w moje włosy.
-Tak mi przykro- wyszeptał zdławionym głosem.
Ja tylko oparłem się o jego klatkę piersiową. Czułem, że się trzęsę. Gdybym mial czym, już bym się rozpłakał. Jak małe dziecko. Dokładnie zamiast naszego maleństwa płaczę ja. Poczułem jak ramiona Blase oplatają mnie ciaśniej. Go tez to bolało. Wiedziałem to.
Chciałem go pocieszyć, nie miałem tylko jak. Nie czułem się na siłach by zrobić cokolwiek. Rozpacz, która wypaliła się w moim sercu nie pozwalała mi na zrobienie czegokolwiek.
Czułem się, jakbym stracił wszystko, co miałem. Moje maleństwo, moje marzenia. Mimo, iż się jeszcze nie narodziło, już je pokochałem. Już sobie wyobrażałem, jak to będzie wyglądać, gdy będę je uczyć jeździć na rowerze, czytać mu bajki na dobranoc, świętować urodziny. A teraz? Wszystko runęło.
Moje życie nie ma sensu.
CZYTASZ
Zostań ze mną |abo|
Teen FictionSequel "Dziękuję, że mnie kupiłeś" Po ostatnich wydarzeniach Jeydan I Blaise powoli dochodzą do siebie. Mimo wielu przeciwnościom losu trzymają się dzielnie i wspólnie idą w życie.