~~ Epilog ~~

306 18 11
                                    

Wylądowali na platformie przed stajniami, a po chwili zsiedli ze swoich smoków.

- Mówiłem, że to się nie uda? - burknął Sączysmark. – Mówiłem.

- No i brawo wieczny pesymisto, ale swój wieczny pesymizm zostaw lepiej dla siebie. – odgryzła się Szpadka.

- Popieram. – wciął się Mieczyk, unosząc rękę.

- Ach tak? Bo co mi zrobicie? Poszczujecie Wymem i Jotem? Błagam. – roześmiał się chłopak.

- Nie. Wydrzemy cię w nocy z chaty i rzucimy na pożarcie wężom morskim. – odparła dziewczyna, z niebezpiecznym uśmiechem na twarzy. – Więc lepiej śpij czujnie, kolego Smarku. Bo nigdy nie wiesz, która noc będzie twoją ostatnią.

I to... chyba trochę ostudziło wcześniejszy zapał Sączysmarka. Bo, bądź co bądź, ale nie wątpił, że Szpadka byłaby do tego zdolna. W sensie wiedział, że teraz raczej żartuje, ale... już raz go zaciągnęła przed węża morskiego, który dość boleśnie go ugryzł. A Jorgenson nie miał najmniejszej ochoty tego powtarzać.

Jednak jego przemyślenia przerwał znajomy głos.

- Dobra, pogroziliście sobie już? – spytała Astrid, wyraźnie zirytowana zachowaniem reszty ekipy. A oni jedynie burknęli coś pod nosem. – To świetnie, bo mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie.

- I cóż, przynajmniej wiemy, że na północy ani śladu. – oznajmiła Heathera. – Śledzik, zaznaczyłeś na mapie?

- Jasne, jeszcze przed lądowaniem. – odparł blondyn. I trochę się oburzył, bo czarnowłosa, zadając to pytanie wyraziła jasną wątpliwość w jego skrupulatność. Ale z drugiej strony... to przecież tylko formalności. Na nią nie potrafił się gniewać.

- Dobra, słuchajcie, nie żeby coś, ale moim zdaniem to nie ma sensu. – znów odezwał się Sączysmark. Jednak tym razem był bardziej poważny. – Nie znajdziemy go i ja o tym wiem, i wy też wiecie. Oj tak, dobrze wiecie. – podkreślił, gestykulując. – Z resztą, skąd pewność, że on w ogóle chce dać się znaleźć? Gdyby chciał, to by już wrócił. Z jakiś... miesiąc temu. – burknął.

A Heathera westchnęła.

- Wszyscy popełniamy błędy, choć może niektórzy więcej od innych... Ale to nie znaczy, że trzeba ich od razu spisywać na straty. Z resztą, my też się pomyliliśmy. Za ostro zareagowaliśmy. I powinniśmy to naprawić. – stwierdziła.

- Może ty za ostro zareagowałaś, kochana, ja nie. – wtrącił Jorgenson. A raczej... jego ego.

- Ale wiesz, że jesteśmy drużyną? – spytał Mieczyk. – Jak ona, to i my, jak my, to i ty.

- Zamknij się. – burknął Smark. I skrzyżował ręce.

- No nic, dobra, nieważne. – znów zaczęła Heathera. – Sprawdzaliśmy już prawie wszędzie. Co nam jeszcze zostało? – zwróciła się w stronę Śledzika.

- Zgodnie z tym, co tu mam zaznaczone, Wielka Pustka za Mroczną Głębią i... wyspy niedaleko Berk.

- No, to to drugie od razu możemy wykluczyć. – machnął ręką Sączysmark. A pozostali jedynie westchnęli. – Ej, no co? Ja na jego miejscu bym się tam nie pałętał. Jeszcze go ojciec złapie i co wtedy? Wstyd na całą wioskę.

- A ja bym to akurat zostawił. – mruknął Śledzik. – Ze strategicznego punktu widzenia, najciemniej jest zawsze pod latarnią.

- Popieram Śledzika. Jutro lecimy na Berk. – stwierdziła Astrid. I już zamierzała odejść, by odpocząć, gdy ktoś jej w tym przeszkodził...

Lekkomyślność nie popłaca || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz