~~ Rozdział 10 ~~

236 22 7
                                    

Stukał węgielkiem w blat, licząc, że coś to pomoże. Ale cóż. Kartka i tak nie chciała sama się zapełnić, a w głowie miał już totalną pustkę. A coś... coś wypadało napisać. No bo w końcu trzy zdania, to jednak trochę mało jak na list. I jak na przekonanie kogokolwiek do swoich racji.

Oderwał się od zwitka papieru, dopiero gdy usłyszał czyjeś kroki. Okazało się, że to czarnowłosa. A szatyn odetchnął z ulgą. Ważne, że nie Astrid...

- Hej. I jak tam pierwsza noc na Skraju? – spytał i posłał w jej stronę serdeczny uśmiech. No i przy okazji, dyskretnie przewrócił kartkę na drugą stronę.

- A, bardzo dobrze. – odparła i usiadła przy palenisku, naprzeciwko niego. – Wiesz, dziękuję wam. Tak się o mnie troszczycie... - chciała dokończyć, ale szatyn jej przerwał.

- Oj, weź już nie przesadzaj. W końcu od czego są przyjaciele, nie? – wzruszył ramionami.

- Nie no, jasne. Po prostu dla mnie to trochę nowe. Wiesz, do tej pory sama musiałam sobie radzić.

- Tak, wiem, to... Jasne, rozumiem. – mruknął chłopak. – Ale hej, przyzwyczaisz się. W końcu jesteś teraz jedną z nas. – czarnowłosa uśmiechnęła się. – A właśnie, jak tam Szpicruta?

- Dużo lepiej, dzięki. Byłam u niej rano, już się uspokoiła. Tylko... nie za bardzo chciała jeść.

- Pewnie Śledzik już ją nakarmił. Zawsze rano zagląda do smoków. I... nieważne czyj, wszystkim da jeść. No... Może parę razy z Hakokłem mu nie wyszło. – roześmiali się.

- Faktycznie, czasem pisał, że to trudny smok. – spojrzała na niego. I przy okazji dostrzegła kartkę pod jego nosem. – A co tam masz? – spytała wskazując na zwitek papieru.

A chłopaka to trochę zakłopotało.

- Ee... Nie, nic takiego. – zaśmiał się nerwowo i podrapał po głowie. – Wiesz... Piszę list do... Ojca. Zażyczył sobie raportów. – westchnął. – Strasznie przewrażliwiony ostatnio, mówię ci. Aż nie chcę wiedzieć, co mu tam Astrid nagadała na mój temat.

- Jasne... - mruknęła dziewczyna, chociaż nie do końca wierzyła szatynowi. – Ale dobra, nie wnikam. To są wasze sprawy.

A chłopak poczuł niemałą ulgę.

Cóż, nie chciał, żeby ten list trafił w czyjekolwiek ręce. A już szczególnie w ręce Heathery. Oj, nie ucieszyła by się... A on miałby przechlapane.

I gdy już zamierzał znowu się odezwać, do Klubu z całym impetem wparował Śledzik. Na Sztukamięs. A Czkawkę i Heatherę trochę to zaskoczyło. W końcu... Ingerman rzadko kiedy aż tak się śpieszy, żeby latać wewnątrz budynków. Coś musiało się stać.

- No tu jesteście! – krzyknął, zeskakując ze smoczycy. – A ja was po całej osadzie szukam.

- Dobra, Śledzik. – Haddock podbiegł do blondyna. – Mów, co się dzieje.

- Co się dzieje? – spytał zaskoczony Ingerman. – To wy nie wiecie?

- Em... No jakoś niespecjalnie... - mruknął. Nie miał pojęcia, o co tu chodzi.

- Johann kupczy przypłynął! – krzyknął blondyn, potrząsając przyjacielem. A szatyn aż się zdziwił, skąd w Śledziku tyle entuzjazmu.

- Dobra, czyli... Czyli świetnie... - zironizował chłopak.

Niezbyt przepadał za tym kupcem, który zazwyczaj coś kręcił. A od jego historii bolała go głowa. Ale jednak... Przywoził żywność, czasem sprzęt potrzebny do budowy... różnych rzeczy. I trochę potrzebny był.

Lekkomyślność nie popłaca || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz