Rozdział 4

15 0 0
                                    

Spektakl trwał już zdecydowanie za długo. Aktorzy mieli dość, marzyli o zejściu ze sceny, a widownia już dawno znudziła się oglądaniem. Ale reżyser, którego nikt nie znał, nie wypuszczał nikogo przed końcem przedstawienia. Drzwi były zamknięte i jedynym wyjściem było czekać.

Może oczekiwanie byłoby łatwiejsze gdyby w teatrze przewidziane były przerwy. Niestety nikt nie był na tyle łaskawy by pomóc opadającym z sił artystą.

Z dnia na dzień wcielanie się w rolę jest coraz trudniejsze, a zarazem coraz wygodniejsze. Aktor przyzwyczaja się do postaci, utożsamia się z nią. Zabawne jak łatwo można oszukać wszystkich wokół, bo czy ukrywanie siebie pod maską kogoś innego nie jest oszustwem. Nawet jeśli, to było to konieczne. Nikt nie mógłby go poznać, bo nikt by go nie zrozumiał. Świat nie był gotowy na poznanie go. Byłby tak samo zawiedziony jak on jest sam sobą.

Mówią: ,,nie oceniaj książki po okładce". Na szczęście on był wyjątkiem. Jego okładka była piękna, można by rzec, że była idealna. Ale stronice jego księgi były zapełnione tyloma słowami, że nie dało się nic odczytać, w tym samym momencie będąc zupełnie pustymi. Może ta druga opcja byłaby lepsza. Mógłby zapisać wszytsko od nowa, niestety nikt nie dostarczył mu pióra.

Tak tęskno było mu do czegoś czego nigdy nie zaznał. Nienawidził siebie za to jaki jest. Patrząc w lustro widział kogoś kto kłamie, wiedział, że było to konieczne, ale ta wiedza niczego nie zmieniała. Może istnieli inni ludzie tacy jak on, a może był jedyny. Bo nawet jeśli ktoś przeżywał to co on, był równie dobrym aktorem. A dobry aktor nigdy nie wypada z roli.

Jego dziewczyna zawsze próbowała z nim rozmawiać, nienawidził tego, ale odpowiadał. Często ich rozmowa wyglądała jak wywiad, tak też się czuł. Nie chciał jej zezłościć, więc mówił to co ona chciała usłyszeć. Często to robił, doświadczenie nauczyło go, że nie mówi się tego co się myśli. Nikt nie chciał tego słuchać, dlatego poprostu odgrywał swoją rolę najlepiej jak potrafił. Czy inni też tak robili? Jeśli tak to nie tylko on był kłamcą, każdy był. A to oznaczało, że żył w świecie kłamstw.

°°°

Nienawidził, nienawidził tak bardzo. Chciał przestać, ale będąc tak zepsutym nie miał takiej możliwości. Pozostało mu jedynie tłamsić wszytsko w środku i czekać, aż wybuchnie. Wybuch był nieunikniony, był świadomy, że to nastąpi. Nie był tylko w stanie przewidzieć kiedy. Nienawiść jak sznur owijała się wokół jego szyi. By zacisnąć się mocniej i mocniej. Była jak księżyc obserwujący wszytsko jakby z oddali czekając na odpowiedni moment aby wyjść zza chmur. Czuł się obserwowany.

Świat potrzebuje równowagi. Mamy dzień i noc, dobro i zło, życie i śmierć, nienawiść i miłość. To ostatnie u niego było zachwiane. Brak miłości powodował, że szala była przeciążona w jedną stronę. Musiał ją uwolnić, dlatego uparcie szukał przejścia na drugą stronę szkła. Wiedział że w końcu spotka się z konsekwencjami braku równowagi. Ostatecznie spadnie w przepaść i nikt ani nic nie będzie w stanie go złapać.

Niezauważony Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz