→ toxic | gojō satoru

1.7K 80 47
                                    





19.03./27.03.2021

nie pamiętam do końca czy jest to skończone czy nie, ale wstawię ponieważ za dużo w tej książce nieskończonych projektów.

word count:
1075


— Nienawidzę cię — rzekł być może zbyt ostrym tonem, jednak w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Błękitne oczy taksowały spojrzeniem sylwetkę płaczącej kobiety. — Jesteś naprawdę żałosna — dodał po chwili, odsuwając się od niej. Cisza drażniła w uszy, a sama Y/N nie wiedziała, co ma zrobić. Wiedziała, że źle zrobiła, oszukując Satoru. Tylko dlaczego zareagował tak, jakby jej dłonie były splamione krwią?

— A może jeszcze puściłaś się z kimś na boku, hm? — rzucił, a wyraz jego twarzy zmienił się z obojętnego na cholernie kwaśny. Spojrzenie, którym oblał kobietę, wypełnione było obrzydzeniem, jakby co najmniej była najohydniejszą klątwą, jaką przyszło mu zobaczyć. Łzy spływały po jej twarzy, jednak nie starała się już ich nawet ocierać. Spoglądała na niego tylko swoimi E/C oczami, próbując zrozumieć, dlaczego pokochała kogoś takiego, jak Gojō. Oskarżenia jakie rzucał były cholernie śmieszne, zważywszy na to, że zbrodnią jej było zatajenie, iż posiada wciąż rodzinę, mimo mówienia, że zginęli kilka lat temu.

— Jesteś toksyczny Satoru... — przerwała na chwilę, by unormować swój zbyt wysoki głos. — Za kogo ty się w ogóle uważasz? Jakim prawem masz czelność twierdzić, że cię zdradziłam z kimś innym po tym, co ci powiedziałam? — starała się mówić opanowanym głosem, jednak gdy tylko tęczówki lądowały na błękicie oczu, żyłka na czole wręcz pulsowała. Kochała to iskrzące blaskiem niebo, które utkwione w ślepiach ukochanego pobudzały wszystkie myśli. Teraz jednak miała wrażenie, że jasny kolor drży, a ogień tli się w środku, czekając jedynie na rozkaz, by posiąść wszystko wokół. Starała się zachować twarz, nie mogąc pozwolić sobie w tym momencie na porażkę. Nie, gdy dotarło do niej, jak okropnym człowiekiem jest jej miłość.

— Probujesz się wybielić? Do tego oskarżając mnie? — głośny śmiech zapanował w pomieszczeniu, a chłodny wzrok Satoru zatrzymał się na mniejszej sylwetce. — Naprawdę uważasz, że to wszystko jest moją winą? Dobrze zrozumiałem? — Y/N pokiwała jedynie głową, a przez moment cisza wypełniła pomieszczenie. Biła w uszy, a nieznane im piski rozszalały się po ich głowach. Przełknęła ślinę, gdy podszedł do niej jeszcze bliżej, a dźwięk uderzonego obcasa rozniósł się po lokum.

Stali teraz niemal twarzą w twarz, pomijając już, że Satoru ze swym prawie dwumetrowym wzrostem sporo ją przewyższał. Oddech jej przyspieszył, widząc ogień w oczach z bliska. Wyglądał o wiele straszniej, niż myślała, a nić biała, która przebiegła po głowie, szepcząc coś o jej śmierci, wprawiła w osłupienie. Gojō wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć głośnym krzykiem, czego oczywiście nie chciała. Poczucie, że cała pewność siebie, na jaką się zebrała, odleci, zostawiając jedynie tą słabą i żałosną skorupę.

— Teraz nie masz mi nic do powiedzenia?

Zimny głos przeszedł przez umysł. Y/N zaczęła się zastanawiać, po cholerę zaczynała te kłótnie. Mogła przecież wyjść i wrócić do rodziców, nie rozmawiając przy tym z nim wcale. Możliwe, że byłoby to lepszym wyjściem niż mroźna postawa z ogniem w niebie. Dreszcz przeszedł po ciele, gdy Satoru położył dłonie na ścianie za nią. Nie wiedziała, nawet kiedy znaleźli się przy takowej, pomalowanej szarą farbą. Całą uwagę skupiła na kłótni, a nie miejscu, w którym się znajduje.

— Y/N czekam na konkrety. — dłoń przesunął po jasnej powierzchni tak, by stykała się ona niemal z biodrem dziewczyny. Co ona miała mu w tym momencie powiedzieć? Słowa, które chciały ujść z warg, wyszły z niej pół godziny temu, a teraz nie wiedziała, co mogłaby dodać. Wpatrywała się z jak najbardziej poważnym wyrazem twarzy w jego oblicze, próbując nie rozpłakać się na myśl, iż jej miłość to nie ta sama osoba.

— Spójrz na siebie... — powiedział po chwili ciszy, palcami zaciskając się nagle na jej biodrze — Jesteś nikim beze mnie, rozumiesz? N i k i m. — oddech uwiązł na moment w suchym gardle, kiedy Gojō śmiał zniżyć głowę niżej, tak by znajdować się na równi z nią. Wpatrywała się w niego, a z każdą sekundą pewność siebie uciekła. Chciała mu odpowiedzieć, wykrzyczeć coś w twarz, tyle że nie miała pojęcia co. Uchyliła w zaskoczeniu usta, gdy poczuła drugą dłoń również na biodrze. Palce wbijały się coraz to mocniej, a cichy syk uszedł z jej warg.

— Puść mnie... — nic jednak się nie stało. Powtórzyła więc jeszcze raz te słowa, a z każdym, na ustach Satoru pojawiał się większy uśmiech, zaciskając jeszcze mocniej pokrytą materiałem skórę. Głośny i przyprawiający o ciarki śmiech uszedł z niego, a włoski na ciele kobiety zjeżyły się. Spojrzeniem E/C tęczówek oblała jego sylwetkę, nie wierząc, w to co ma miejsce.

— Co się z tobą stało? — szepnęła cicho, co spowodowało grobowy spokój w pomieszczeniu. Na przystojnej twarzy nie było oznak radości, a jedynie niemal obojętność, chociaż możliwe, że po prostu nie umiała odczytywać z jego rys uczuć. A może nie znała go już tak dobrze, jak na początku.

— Co się ze mną stało? — powtórzył, biorąc głęboki wdech. Przysunął się jeszcze bliżej Y/N, przez co ich usta dzieliło kilka centymetrów. — Zawsze taki byłem kochanie i wiesz o tym najlepiej. — głęboki głos utknął w głowie, którą zaczęła kołysać na boki. Przecież Gojō nigdy taki nie był. Z początku kochany, martwiący się o wszystko mężczyzna, by później zmienić się w oskarżającego o wszystko zazdrośnika.

Uchyliła wargi, chcąc coś powiedzieć, jednak słowa jej utknęły w gardle. Wymuszony pocałunek zawitał, łącząc ich ciała w nieprzyjemnym, a przynajmniej dla niej momencie. Wargi Satoru napierały na nią mocno, odbierając oddech. Język jeździł po zębach, przyprawiając o mdłości. Cały ten akt, nie bym tym, który zawsze witał w ich relacji. To było coś innego, coś, czego nie chciała. Dłonie ułożyła na umięśnionych barkach, chcąc odepchnąć od siebie partnera. Nic to jednak nie dało, czym oczywiście nie była zdziwiona. Fakt nawet, że sama ćwiczyła, nie miał nic do gadania przy człowieku niemal idealnym.

Gdy wreszcie mogła odetchnąć i napawać się powietrzem, została przyciągnięta do jego klatki piersiowej. Czuła szybkie bicie serca, które niemalże chciało wyskoczyć z ciała. Niesmak w ustach przyprawiał o mdłości, a dotyk, który czuła za pomocą dużych dłoni obrzydzał. Jakim cudem z ukochanego stał się w tak szybkim czasie kimś, na kogo nie patrzyła z tak wielką miłością? Ponownie miała mu coś powiedzieć, jednak ten znów ją pocałował, o ile tak można było w ogóle nazwać scenę, która rozgrywała się w jasnym pomieszczeniu.

Kobieta za wszelką cenę próbowała odsunąć od siebie wysokiego mężczyznę, który napierał na nią coraz to bardziej. Oczywiste było, że miała ona zbytnio szans, by wygrać, z tak dobrze zbudowanym człowiekiem, jednak wciąż nie chciała się poddać. Biła pięściami klatkę piersiową, deptała jego stopy najmocniej, jak potrafiła, a Gojō nic sobie z tego nie robił, traktując to wszystko, jak urozmaicenie w ich iście toksycznym związku.

[✔] 𝐎𝐁𝐒𝐄𝐒𝐒𝐈𝐎𝐍 ; jujutsu kaisen [one shots]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz