II. Obóz

213 13 14
                                    

Leo
-CZY WYŚCIE POWARIOWALI?- wydzierała się Piper.- ZDAJECIE SOBIE SPRAWĘ JAKA ONA MUSIAŁA BYĆ WYSTRASZONA?! ALE NIEEE CO TO OBCHODZI PANA JACKSONA, VALDEZA I GRACE'A. LEPIEJ UŚPIĆ KOGOŚ Z KIM NIE DAJECIE SOBIE RADY!

Byliśmy w infarmerii koło łóżka nowej dziewczyny. Ktoś ją umył i ubrał w świeże ciuchy. Ciemne włosy miała rozrzucone na poduszce, oddychała delikatnie i robiła te swoje anielskie sztuczki.

-LEO! Bogowie w końcu, nie patrz się tak na nią, to jest dziwne. Pytałam się jak ma na imię.

-Kto?

Czirokezka wskazał kciukiem na brunetkę.

-Eeee nie wiem, nie miałem okazji się zapytać- powiedziałem zakłopotany.

-Jeszcze lepiej- mruknęła Annabeth

Nagle obiekt naszych rozmów obudził się łapczywie łapiąc powietrze. Po chwili się uspokoiła. Moja przyjaciółka zaczęła do niej podchodzić przepraszając za nasze zachowanie.

Moja przyszła dziewczyna... Znaczy znajoma przypominała mi wystraszonego zajączka. Nie wiedziała czy może nam zaufać czy nie. Bała się nas. To wszystko mówiły jej oczy. Tak łatwo było z nich wszystko odczytać. Cofnęła się i skuliła gdy córka Afrodyty wyciągnęła do niej rękę.

-Och, kochanie. Nie bój się. Jestem Piper McLean, córka Afrodyty. I dziewczyna tego idioty, który się ciebie wystraszył.

Penny
-Gdzie jest moja siostra?- wychrypiałam.

Czułam się jakbym od dawna nic nie mówiła. W sali znajdowała się trójka tych chłopaków, którzy mnie uprowadzili i jakieś dwie dziewczyny. Po chwili do sali wszedł opalony blondyn. Miał ciepłe niebieskie oczy o piegi. Uśmiechnął się do mnie.

-O widzę że wstałaś. Jestem Will Solace, syn Apolla. Twoja siostra mi trochę o tobie opowiedziała, wiesz? Nie mówiła złych rzeczy. Bardzo się o ciebie martwi. Wypij to i możesz do niej iść.

Podał mi szklankę wody. Wypiłam ją natychmiastowo. Już się miałam wstać, ale chłopak na chwilę mnie zatrzymał.

-Wiem że ci się spieszy, ale daj się wszystkim przywitać i przedstaw, okej?

Westchnęłam cicho. Czekałam jak oni się przywitają.

-Percy Jackson, syn Posejdona.

-Annabeth Chase, córka Ateny.

-Jason Grace, syn Zeusa.

-Piper McLean, córka Afrodyty.

-Leo Valdez, bardzo niegrzeczny chłopiec, syn Hefajstosa.

Zaśmiałam się cicho, na co latynos się wyszczerzył. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.

-Penny Balley. Możemy już iść do mojej siostry? Proszę.

Piper pomógł mi wstać i wzięła mnie pod ramię. Wyszli za nami Jason, Annabeth i Percy. Zauważyłam mojego rudzielca bawiącego się z jakimiś bliźniakami.

-Penny!

Wpadła w moje objęcia. Pocałowałam ją w głowę i przycisnęłam do siebie, głaskając jej włosy i plecy.

-Gdzie jest mama? Czemu tu jesteśmy?- wyszeptała.

Wspomnienia uderzyły mnie jakbym dostała z liścia. Czułam się winna. Nawet bardzo. Szeptałam przeprosiny do jej ucha. Czułabym się głupio płakać przy wszystkich. Nie wiem kim są, ale nigdy nie powinno się pokazywać swojej prawdziwej natury. Odsunęła się ode mnie i wzięła moją twarz w rączki.

Nie igraj z ogniem | Leo Valdez FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz