VI. Tatuś

126 7 4
                                    

LEO

Nie sądziłem, że w tak młodym wieku zostanę ojcem o dwa lata młodszej ode mnie dziewczyny. Chociaż lepsze określenie to byłaby niańka.

Siedziałem z nią w jej domku, gdyż w bunkrze i dziewiątce zawsze jest dużo ludzi i ogólnie to dosyć nieodpowiednie miejsce dla chorych.

Cieszył mnie fakt, że dziewczyna przez większość czasu spała. Miałem ogromną nadzieję, że dzisiaj nie nastąpi ta wielka rozmowa o naszym pocałunku. Taki mam zresztą plan. Zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do tego tematu.

Spojrzałem na dziewczynę, która się trzęsła. Podszedłem w jej stronę z kocem. Ona uchyliła oczy i delikatnie wyciągnęła ręce do przodu.

-Chcesz się przytulać?

Zamruczała na potwierdzenie. Lekko się uśmiechnąłem, ale w duchu krzyczałem z radości.

Położyłem się koło niej i nakryłem nas kocem. Penny wtuliła się we mnie, łapiąc w łapki moją koszulkę. Objąłem ją jedną ręką, a drugą głaskałem po głowie.

Zrobiłem się cały czerwony. Czuję to.

****

Nico

Wracałem zmęczony z bitwy, marząc jedynie o pewnym blondy.....

O łóżku.

Otworzyłem drzwi i spojrzałem na kącik mojej siostry.

Valdez.

Śpi.

W.

Moim

Domku.

Z.

Moją.

Siostrą.

Gdy, już planowałem nawrzeszczeć na tego jełopa, pomyślałem o Penny. Krzyki raczej by na dobre jej nie wyszły, a Valdez jednak cały dzień jej pilnował.

Westchnęłem i skierowałem się do infirmerii. Syn Apollina uśmiechnął się na mój widok.

-Co tam Nico?

-Chcę mi się spać. I umierać trochę też.

-Valdez znowu coś nabroił?- zaśmiał się pod nosem.

-Urodził się. To chyba jego najgorszy występek.

-Nico!

-No dobra, dobra, zasnął z Penny.

Zamrugał zaskoczony.

-I jeszcze go do tatulka nie odesłałeś.

-Dzisiaj mam litościwy nastrój, po za tym nie wyszłoby jej to na dobre.

-Łał, robimy postępy Di Angelo. Musisz dać im trochę luzu.

-Po co?

-Widzisz, że mają się ku sobie. Może nawet coś z tego wyjść. Nie przekreślaj, go od razu. Leo to dobry chłopak, sam widzisz, że z własnej woli chciał się nią opiekować.

-Nie chodzi o to. Nawet jakby wybrała tego pustego łba, zaakceptował bym to i trzymał kciuki, żeby im wszystko dobrze się ułożyło, ale z drugiej strony boję się, że coś mu odbije i ją skrzywdzi. Albo skrzywdzą się oboje, co by było nawet i gorsze.

-Aww jeszcze nie widziałem takiej twojej miękkiej strony.

-Zaraz to krew będzie miękko wypływała z twojej klatki piersiowej.

-No już, już nie denerwuj się.

****

Penny

Otworzyłam powoli oczy. Czułam jak bardzo byłam otumiona. Ledwo łączyłam dwa do dwóch. Spojrzałam w górę i zauważyłam Leona. To on był tu ze mną? Tak. Chyba. Nie wiem ile minęło, ale w końcu otworzył oczy i ziewnął. Uśmiechnął się do mnie ciepło.

-Jesteś głodna?

Kiwnęłam głową

-Dobrze, to poczekaj, przyniosę nam coś do jedzenia.

I wyszedł. Męczyło mnie to ciągłe leżenie. Wstałam powoli. Na pewno nie było dobrym znakiem to, że wszystkie kolory mi się zlały a świat wirował. Chwilę potem siedziałam na ziemi. Z rąk i kolan płynęło mi coś ciepłego. Krew? Chyba tak.

-Pen!

Spojrzałam mozolnie w tamtą stronę. Miałam problem z rozpoznaniem twarzy. Cokolwiek mi podali nie chcę tego. To miało otumić moją moc, nie mnie.

Leo

Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem dziewczynę, klęcząca na odłamkach szkła. Postawiłem zupę i podniosłem ją do siadu. Po czym mocno przytuliłem, głaszcząc.

-Leo...

-Tak, to ja. Jedyny i niepowtarzalny.

Spojrzałem jej w oczy, które patrzyły na mnie z pewną nadzieją. Westchnąłem. Zacząłem zajmować się jej ranami.

-Te leki to wcale nie był dobry pomysł, wręcz idiotyczny. Nie pozwolę podać ci tego więcej. A teraz otwórz buzię.

*parę godzin później*

Penny

-Cholera jasna- mruknęłam.

Rozejrzałam się dokładnie. Byłam na jakiejś polanie.

-Ładnie w sumie.

Spojrzałam a dół.

-Okej. Już nie ładnie.

Pode mną był okrąg uschniętej trawy. Czyli we śnie muszę być tak samo niestabilna jak w prawdziwym życiu. A raczej moja magia. Chociaż zważając na mój stan psychiczny to może jednak ja.

-Dobra raz kozie śmierć.

Zrobiłam krok, a roślinność pode mną od razu zwiędła. W oddali zobaczyłam jakiś plecak. Podbiegłam do niego. W środku była koperta z liścikiem.

Jeśli chcesz, żeby wszystko wróciło do normy, udaj się do jaskini zaznaczonej na mapie. Potrzebne rzeczy masz w plecaku. Powodzenia! <3

Rzeczywiście znajdowała się w środku mapa, dwa jabłka, dwie butelki wody, chyba kanapka, bandaż, zapałki oraz najbardziej zastanawiające buty i skarpetki w moim rozmiarze. Serduszko na końcu notki miało chyba złagodzić moje odczucie, że pisał to psychopata, który chce mnie zabić. Nie pomogło.

-Dobra Penny. Myśl. I tak nie wiesz gdzie jesteś. Dostałaś plecak z różnymi rzeczami. Najpewniej od jakiegoś gościa, który ma nierówno pod sufitem, no bo skąd by znał twój rozmiar. Proponuje, że wszystko będzie tak jak było. To mi się podoba. Nie podoba mi się to, że w sumie spodobał mi się obóz. Więc pójdę w zupełnie inną stronę niż mi każą, bo aż taka głupia to i ja nie jestem. Ale buty wezmę, bo mi zimno.

Gdy już chciałam wstawać coś mnie uderzyło w głowę. Spojrzałam w dół. Leżał tam kamień z kartką papieru.

A A A, nie chcę być nie delikatny dla ciebie, więc bądź grzeczną dziewczynką i ze mną zagraj.

-Yhm. To jest ten moment, w którym zaczynam się bać.

Zaczęłam się rozglądać ale nikogo nie zobaczyłam. W sumie nie chciałam nikogo zobaczyć. Ubrałam buty i poszłam tak jak kazała mi mapa.

-----------
No więc tak. Ja wiem, że ten rozdział ssie i krindżuwa totalna, ale staram się poprawić. Na prawdę.

Nie igraj z ogniem | Leo Valdez FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz