| Prolog |

4.2K 258 311
                                    

„Gdziekolwiek spojrzę, przed oczami widzę twój obraz. Gdy zaciągam się wiosennym powietrzem, czuję twoje perfumy. Kiedy słyszę twój głos, w mej głowie brzmi delikatna melodia uczucia, które tliło się w nas od samego początku. I tylko my, pozostawaliśmy głusi na jednostajne bicie naszych serc, które od zawsze wyrywały się tylko do siebie".

***

Jadąc na spotkanie z Chloe Bourgeois oraz jej rodzicami, Marinette doskonale zdawała sobie sprawę, że na własne życzenie pchała się w paszczę bestii. W normalnych warunkach jej jedynym zmartwieniem byłoby tylko i wyłącznie zaprojektowanie i uszycie niepowtarzalnej i oszałamiającej sukni ślubnej i nie miała z tym najmniejszego problemu. Wystarczyło jedno spojrzenie na przyszłą pannę młodą, a projektantka od razu wiedziała, czy do jej figury odpowiedniejsza będzie kreacja w stylu glamour, czy rustykalnym, a całości dopełni wianek wykonany ze starannie dobranych, świeżych, polnych kwiatów, czy może długi na pięć metrów, koronkowy welon katedralny. Niestety, wszystkie jej plany dotyczące spokojnego zaszycia się w pracowni w celu opracowania najbardziej odpowiedniej kreacji dla Chloe, wzięły w łeb, kiedy z samego rana otrzymała telefon od swojej ekscentrycznej szefowej, która wręcz błagała ją o to, by Marinette pojechała na spotkanie razem z nią, a warto nadmienić, że jeżeli istniała na tym świecie osoba, na której Marinette Dupain-Cheng nie potrafiła użyć swojej ćwiczonej przez lata sztuki asertywności, była nią właśnie Emilie Agreste.

Jeszcze będąc na studiach, Marinette modliła się, by pewnego dnia zostać zauważoną przez któregoś z najwybitniejszych, paryskich projektantów i zostać zatrudnioną choćby na staż. Właśnie dlatego, gdy pewnego wrześniowego popołudnia w drzwiach piekarni swoich rodziców ujrzała zdesperowanego Gabriela Agreste, pomyślała, że po raz pierwszy w życiu los postanowił się do niej uśmiechnąć.

Poczucie winy za wyrządzone Paryżanom przez lata jako Władca Ciem krzywdy było nie do zniesienia. Nie z racji na wrodzoną wrażliwość, czy skruchę, którą Gabriel, jak przystało na poważnego człowieka, okazywał. Było nie do zniesienia, ponieważ Emilie wykorzystywała ten fakt, by wymuszać na swoim mężu realizację swoich coraz to nowszych i bardziej pokręconych pomysłów – zaczynając od pracy swojego męża w schronisku dla bezdomnych kotów, na które miał potworną alergię, aż do najnowszego – ukończenia przez nią kursu dla wedding plannerek, w celu rozszerzenia usług świadczonych przez firmę jej męża o kompleksową organizację ślubów. Po wielogodzinnych dyskusjach, prośbach i groźbach, Gabriel zrozumiał w końcu, iż jakikolwiek opór był w tej sprawie daremny, ponieważ jego żona już dawno zdecydowała w tej materii za niego. W końcu, po kilku miesiącach przekształcania zachodniego skrzydła głównego budynku biurowca marki Gabriel w kreatywną przestrzeń dla sztabu nowozatrudnionych ludzi, do pełni szczęścia brakowało jej już tylko jednego – wybitnie uzdolnionej projektantki sukien ślubnych.

Pomimo tego, że Emilie była dość specyficzną osobą, Marinette pokochała ją z całego serca i nie wyobrażała sobie lepszej szefowej. Poza tym, jako jej prawa ręka, dziewczyna musiała zająć się nie tylko swoją pracą, ale bardzo często również służbowymi i prywatnymi sprawami pani Agreste. Tak było również w przypadku spotkania z państwem Bourgeois w sprawie ceremonii ślubnej ich jedynej córki.

Marinette nie miała ani jednego pozytywnego wspomnienia związanego z burmistrzówną, począwszy od przedszkola, a kończąc na klasie maturalnej. Być może właśnie dlatego, siedząc na nie do końca wygodnym, bogato zdobionym krześle w restauracji hotelu Grand Paris, naprzeciwko swojej roztrzepanej towarzyszki, Marinette czuła, jak w jej żołądku zaczęła ciążyć coraz większa, ołowiana kula.

— Audrey od zawsze była o mnie zazdrosna, już w liceum! Wszystko przez to, że to ja zawsze potrafiłam zjednywać sobie ludzi, podczas gdy ona przybierała minę mopsa, wykąpanego na myjni samochodowej! — jęknęła z dezaprobatą Emilie, wertując zacięcie obszerną kartę dań. — Jeżeli mają zamiar zorganizować przyjęcie weselne w tej restauracji, będzie trzeba zatrudnić lepszego kucharza. Obecny to jakaś pomyłka, absolutnie! Ten homar, którego zamówiliśmy z Gabrielem w zeszłym tygodniu, był paskudny i śmierdział sikami kota. Och, doskonale wiem, jak pachną siki kota, odkąd Gabriel zaczął pracować w schronisku. Koty to takie mądre stworzenia! Wyczuwają złych ludzi na kilometr. Jestem pewna, że gdyby pierwszy lepszy dachowiec, spadł z markizy hotelu wprost na ten paskudny, odpustowy kapelusik Audrey, na pewno urządziłby sobie z niego kuwetę bezżwirkową w trzy sekundy! — dodała, krzywiąc się nieco, na co Marinette wybuchła głośnym śmiechem, ściągając tym samym na siebie dezaprobujące spojrzenia pozostałych gości.

Prócz ciebie, nic | Adrienette |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz