8. | Dwoje może grać w tę grę |

1.7K 202 104
                                    

Do ślubu Chloe zostały niecałe dwa miesiące. Czas, który musiała dzielić między pracę w Luwrze, spotkania z nowymi przyjaciółkami, a obowiązki superbohaterki, skutecznie odganiał jej myśli od nieuniknionego. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że w tak krótkim czasie będzie w stanie tak strasznie zżyć się z Marinette i Alyą. Chociaż jej relacje z Cesaire nadal były dość toporne i często polegały na wspólnych przekomarzankach i docinkach, Marinette zawsze potrafiła znaleźć jakiś magiczny sposób na rozstrzygnięcie ich sporów i zbierała je do kupy.

Po ostatniej, piątkowej piżamowej imprezie w hotelu, które stały się dla dziewczyn naturalnym zwieńczeniem tygodnia, postanowiła, że musi w końcu wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście nie jej własne sprawy. Te były już dawno przyklepane i nie miała na nie najmniejszego wpływu. Dopóki jednak szczęście jej przyjaciół mogło być w jakimś stopniu od niej zależne, nie mogła stać z boku i spokojnie patrzeć, jak ta dwójka matołków popełniała błąd za błędem.

— Z tego, co pamiętam, masz uczulenie na laktozę — mruknęła, wchodząc bezpardonowo do wnętrza restauracji hotelu. Rzuciła torebkę na czerwoną wykładzinę i zamówiła zimne piwo.

— Z tego, co ja pamiętam, nigdy nie pijesz piwa — odgryzł się Adrien, wycierając dłonią białe ślady mleka z kącików swoich ust. — Miło cię widzieć, Chlo — dodał nieco łagodniejszym tonem.

Blondynka wykrzywiła usta w złośliwym grymasie i odebrała od barmana swój napój. Wzięła solidny łyk, przymykając z błogością powieki.

— Jak mówi stare, chińskie porzekadło — „lecz się, czym się zatrułeś" — rzuciła z przekąsem, odstawiając wilgotny kufel na papierową podkładkę. — Trochę wczoraj zabalowałyśmy — wyjaśniła, widząc skonfundowane spojrzenie przyjaciela. — Dupain-Cheng przyniosła nalewkę swojego ojca. Chryste, nie wiem, ile to miało procent, ale jeszcze w życiu nie zaśpiewałam tylu kawałków Abby na raz. Po Szwedzku — dodała, posyłając w jego stronę szeroki uśmiech.

Adrien wyprostował się na krzesełku i odwzajemnił jej promienny uśmiech, zapominając na moment o swoich zmartwieniach.

— Cieszę się, że tak dobrze dogadujesz się z Marinette. Zasługujesz na tak wspaniałą przyjaciółkę, jak ona.

Chloe wywróciła oczami i wzięła kolejny haust złotego trunku.

— Dobra, nie przyszliśmy tutaj rozmawiać o mnie. Kiedy do mnie zadzwoniłeś, myślałam, że stoisz na torach, albo przynajmniej na krawędzi mostu — zakpiła, jednak w jej spojrzeniu dało się znaleźć cień zmartwienia. — Mów, co ci leży na duszy i lepiej nie kłam, bo jesteś w tym beznadziejny — dodała dobitnie.

Blondyn zaśmiał się cicho, jednak niemal natychmiast ponownie spochmurniał, zaciskając palce na krawędzi swojej białej koszuli.

— Chlo... Jesteś Królową Pszczół — zaczął niepewnie. — Poza tym, widząc cię podczas twojej ostatniej walki u boku Biedronki, wydawało mi się, że jesteście ze sobą dosyć blisko.

Dziewczyna ponownie wywróciła oczami i roześmiała się perliście. Zaplotła dłonie na karku i wyciągnęła nogi do przodu, starając się wyglądać na jak najbardziej wyluzowaną.

— Masz na myśli walkę z twoim kuzynem, podczas którego ta pieprznięta świruska oznajmiła całemu światu, że ma zamiar zaszlachtować Biedronkę, bo taki ma kaprys? — zironizowała. — Walkę, na którą ktoś bardzo ważny nie stawił się, jak należy, bo jego gigantyczna duma nie pozwoliła mu do tej pory wsadzić tego durnego pierścionka na palec? — wycedziła przez zęby, dźgając rytmicznie palcem wskazującym jego klatkę piersiową. — Oczywiście, że pamiętam.

Prócz ciebie, nic | Adrienette |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz