Rozdział 9

8 0 0
                                    

-O różnej porze dnia i nocy
W tej godzinie oddać osąd muszę,
Me życzenie spełnić się musi i jednego z was wybrać musi. W ten dzień żaden inny ktoś zapomni lub będzie winny karą jest śmierć i duszy niewoli. Wybrać muszę jedynego ale i prawidłowego z czysta duszą i intęcją, emocjami i inwencją na życie wspólne, zostanie naznaczony gwiazdą ramienną pentagramu odmienną. Dzisiaj dzień osądu i wyboru wypada dlatego też wybieram.....

|Kayla|

-Rayana-Pomimo tego że wiem jakie jest zagrożenie ze strony Vinca nie mam jednak zamiaru rezygnować z Rayana i dzieci. Będę ich chronić do ostatniego mojego tchu.
Coś się stało, po wypowiedzenu tych słów obydwoje zniknęli. Gdzie ja mam ich teraz szukać. Z domu wyszły dzieci, były całe zaspane.
- Mamusiu gdzie jest tatuś?- Zapytali w tym samym momencie. Czasami się zastanawiam czy nie są bliźniakami bo się tak zachowują. Są nie rozłączni ciągle chodzą razem, albo gadają w tym samym momencie a jak tak nie robią to jedno mówi a drugie dokańcza, to słodkie.

- Tatuś poszedł na spacer zaraz wróci, spokojnie wracajcie do łóżka - Skłamałam, nie mogłam im prawdy powiedzieć bo przecież jak by to zabrzmiało mamusia musiała wybrać pomiędzy dwoma facetami, wybrała miedzy nimi a oni myk i zniknęli. Aż sama się pod nosem zaśmiałam z tego choć nie jest to adekwatne do sytuacji.
Poszliśmy do domu, położyłam z powrotem maluch i sama poszłam do salonu odpocząć za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam. Obudziłam się czując jak ktoś głaszcze mnie po głowie.
- Hej kochanie, jak się spało?- Zapytał w pełni radośnie. Nie wiedziałam o co chodzi i dla czego jest taki szczęśliwy.
- Czy coś się stało?- zapytałam ale odpowiedź dostałam po dłuższej chwili.
- Nie skądże, cieszę się że nareszcie jesteśmy razem ty i moje dzieci - A myślałam że mu odbiło.
- Są nasze- powiedziałam mu.
-Co nasze?- zapytał z głupim wyrazem twarzy
-Dzieci pomimo tego że ich nie urodziłam są nasze skoro jesteś moim mate a ja ich znam od 4 lat i kocham jak swoje własne.- odpowiedziałam. Miał strasznie melancholijny wyraz twarzy.
- Skąd znasz moje dzieci od 4 lat?- Tym razem ma poważny wyraz twarzy.
- Kiedy kilka lat temu moja watacha została zaatakowana przez zbuntowanych wszyscy zginęli oprócz mnie. Moja mama z ostatnim tchem powiedziała bym wzięła klucz z szyji ojca i wzięła dokumenty z sejfu. Żeby mnie nie złapali bo nie wiedziałam czy kogoś tam jeszcze nie ma wzięłam te dokumenty i uciekłam pierwszym lepszym autokarem tutaj, ponieważ mam tu wujka brata mojej mamy. Po śmierci rodziców nie umiałam się pozbierać zamknęłam się w sobie i okazywałam tylko gniew bądź obojętność.
4 lata temu miałam wszystkiego serdecznie dość chciałam ze sobą skończyć a najlepszym i moim ulubionym miejscem była polana przy wodospadzie. Byłam tak godzinę ale gdy w końcu zamierzałam to zrobić coś a raczej ktoś mnie zatrzymał były to te dwa słodziaki. Izabel złapała mnie za rękę w której miałam sztylet i się do mnie przytuliła, keyleb zrobił to samo nie chcieli mnie puścić dopóki sztyletu nie wyrzuciłam i ich nie przytuliłam. Wtedy byłam naprawdę poruszona bo znalazłam ten mały promyk nadzieji że coś się ułoży dzięki nim. Gdy było już naprawdę późno zapytałam ich wtedy czy nie powinni wracać do rodziców no bo przecież Iza miała wtedy tylko 4 latka a keyleb 6. Zaprzeczyli powiedzieli że mamy nie mają a tata ma za dużo obowiązków i nie chcę z nimi być. Zapytałam się ich wtedy czy ich nie odprowadzić i zgodzili się. No więc podeszłam do granicy dzielącej nasze terytoria i chciałam się z nimi pożegnać ale w ostatniej chwili oni się mnie zapytali czy nie zostanę ich mamą. Co im miałam powiedzieć no zgodziłam się. Przychodziłam nad wodospad codziennie czekając aż do mnie przyjdą i z początku przez miesiąc codziennie przychodzili. Bawiliśmy się i wygłupialiśmy ja robiłam pikniki, uczyłam ich pływać, czytać, pisać, ale potem uznaliśmy że będziemy się tylko 3 razy w tygodniu spotykać nie więcej bo też miałam swoje obowiązki i treningi. Zgodzili się no i tak od 4 lat jakoś idzie. Naprawdę ich kocham jak swoje własne dzieci pomimo tego że nimi nie są. Dali mi tą nadzieję na lepsze jutro i dzięki nim się jakoś trzymam. Mam nadzieję że nie jesteś o to na mnie zły naprawdę cię przepraszam. - Czułam że w końcu nadszedł ten czas opuścić swoją maskę. Moje emocje od zawsze widziały tylko Izabel i keyleb. Teraz czas bym i przed Rayanem się otworzyła.
- Nie jestem zły cieszę się że cię spotkały i że ty ich spotkałaś, tylko czuję zawiedzenie samym sobą że nie spędzałem z nimi czasu i że mi nie powiedziały że przychodziły do ciebie się bawić. Zawsze jak chciałem czegoś ich nauczyć oni to umieli. Myślałem że po prostu są aż tak ambitni ale to jednak ty o wszystko zadbałaś, dziękuję za wszystko. - Pocałował mnie w czoło i przytulił.
- Chodźmy do swoich pokoi spać już jest późno. - Powiedziałam.
- O nie kochanie ty śpisz ze mną - Powiedział mi do ucha.
- Eh dobrze tylko pójdę się umyć. - oznajmiła mu.
- Mogę się dołączyć? - Zapytał mnie poruszając śmiesznie brwiami.
- Zbok - wzięłam poduszkę i w niego rzuciałam.
- O nie tak to nie ma - Wstał i zaczął do mnie podchodzić. Zaczęłam uciekać po schodach jak najszybciej by trafić do pokoju ale nie zdążyłam bo złapał mnie w pasie. Przyciągną mnie do siebie i wziął w stylu panny młodej niosąc do jakiegoś pokoju. Weszliśmy a on żucił mną na łóżko, wchodząc na nie zaczął mnie gilgotać. Wpadłam w histeryczny śmiech przez niego.
- Przeproś, nie jestem żadnym zbokiem tylko chciałem wziąść prysznic z moją seksowną kobietą. - powiedział.
- Ni...iie...prze....prze....stań...proszę- Dalej mnie gilgotał a ja się śmiałam.
- Do...brze...przee.....praszam- zaprzestał mnie w końcu gilgotać. A mnie ze śmiechu bolał cały brzuch.
-No to teraz możesz się umyć ale wracaj mi tu szybko. - powiedział i dał mi szybkiego całusa w nos schodząc ze mnie. Poszłam pod prysznic i zajął mi on nie całą godzinę.
Wchodząc do pokoju zauważyłam że Rayan ma mokre włosy i leży na łóżku z rękami pod głową w samych bokserkach. Stanęłam i się na niego dłuższą chwilę patrzyłam.
- I kto tu teraz jest zbokiem?- Zaczął się ze mnie śmiać.
- A weź spierdalaj- Podeszłam do łóżka odkryłam kołdrę i się położyłam na lewym boku gasząc światło.
- Dobranoc kochanie - powiedział przy tym całując mnie w głowę i się przytulając.
- Dobranoc - nawet się nie spostrzegłam a już spałam.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
1092 słów

Możliwe że jeszcze dzisiaj jak będę miała czas napiszę kolejny rozdział tyle że z perspektywy Rayana co się stało po tym jak zniknęli.
Mam nadzieję że przyjemnie się czytało i do następnego rozdziału.❤





Zmiennokształtny Wilk  [Korekta Rozdziałów + Wolno Pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz