15. Detention

231 19 19
                                    

Właśnie siedzę z resztą osób, czyli z Marcus'em, Chico, Victor'em, Petrą, Sayą i jakimś chłopakiem którego nie za bardzo kojarzę. Wstałam z miejsca i podeszłam do Marcus'a patrząc co robi w swoim notatniku. Chłopak na mnie spojrzał z uśmiechem, a po chwili pociągnął za rękę, przez co siedziałam na jego kolanach.

Nagle do biblioteki wszedł mistrz Lin.

-Zapewne wiecie dlaczego tu jesteście. Spędzicie tutaj cały weekend, musicie oddać nam wasze wszystkie bronie... - zaczął mężczyzna.

Nie za bardzo go słuchałam, ale chcieli mi zabrać mój nóż i niestety to zrobili.

-Dlaczego kurwa tu jestem przecież nic nie zrobiłem. - powiedział Chico.

-Ja tylko złamałam nos Chico. - powiedziałam.

I tak wszyscy zaczęliśmy wymieniać co zrobiliśmy, aż mistrz Lin nas nie uspokoił i wyszedł z pomieszczenia. Wspaniale. Muszę spędzić cały weekend z tymi debilami.

-Chodźmy zobaczyć czy jest tu coś ciekawego. - powiedział Lopez wstając i łapiąc mnie za rękę. Zaczęliśmy przeglądać różne książki, a gdy zniknęliśmy z pola wzroku reszty Lopez przywarł mnie do ściany i wpił się w moje usta.

POV Marcus

Pocałowałem ją. Kolejny raz. Nie mogę się kurwa powstrzymać. Bella jest cudowna, jej miękkie, malinowe usta tak cudownie smakują. Martinez jest stanowcza, ale widzę jak na nią działam, lecz ona chyba myśli, że mi podoba się Kuroki. Jest całkowicie inaczej. Saya jest tylko moją koleżanką, a to co czuję do Belli to całkiem inna sprawa. Ale nie powiem jej tego. Na pewno nie teraz. Poczekam jeszcze trochę.

Po chwili się od niej oderwałem, bo usłyszeliśmy, że ktoś nas woła. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach aż w pewnym momencie postanowiliśmy się z tamtąd wydostać. Zacząłem przechadzać się po bibliotece z Bellą, aż dziewczyna nie zauważyła drzwi, które udało mi się otworzyć. Wszyscy wyszliśmy stamtąd i udaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia pełnego dziwnych rzeczy.

Podszedłem do jakiś kartonów, a Bella stała i rozmawiała o czymś z Kuroki. To nie może skończyć się zbyt dobrze. Stwierdziłem, że narazie nie będę im przerywał, lecz po chwili zaczęły się kłócić.

POV Bella

Rozmawiałam „spokojnie" z Kuroki, ale nawet na nią nie patrzyłam, mój wzrok był skierowany na pewnego nieziemsko przystojnego bruneta.

-Na kogo patrzysz? - zapytała dziewczyna.

-Nie ważne. - powiedziałam nie odrywając wzroku od Lopez'a.

-Mniejsza o to. Trzymaj się od niego z daleka.

-Od kogo?

-Nie udawaj głupiej.

-Chyba śnisz. To mój przyjaciel. Nie mam kurwa zamiaru się słuchać jakiejś jebanej dziwki.

I tak oto zaczęłyśmy się kłócić, aż w pewnym momencie podszedł do nas Marcus.

- De qué estás discutiendo de nuevo? (O co się znowu kłócicie?) - zapytał.

-Qué opinas? (A jak myślisz?)

-Bella, kochanie chodź. - powiedział chłopak łapiąc mnie za rękę.

-Od kiedy wy jesteście razem? - zapytała Saya.

-My... - zaczęłam.

-Od tygodnia. - powiedział Lopez i zabrał mnie stamtąd.

Zaczęło nam się nudzić dlatego obserwowałam jak on i Chico ćwiczyli. Zaczęło nam się naprawdę nudzić, a chłopacy już przestali po pewnym czasie ćwiczyć. Marcus usiadł obok mnie aż wpadł na głupi pomysł.  Chłopacy przygotowali jakby skocznie i motor na którym miała pojechać Kuroki. I niestety jej się udało.
Znaczy ja nic nie mówiłam.

Rozmawialiśmy jeszcze trochę, aż jakiś chłopak nie wsiadł na motor. Nie zdążyłam zauważyć kto to, bo moją uwagę przykuła katana odcinająca jemu rękę. Trochę się przestraszyłam, a Marcus widząc to złapał mnie za rękę. W tym momencie zaczęliśmy walczyć. Wszyscy sobie pomagaliśmy, ale niestety Victor i Petra zostali ranni. Gdy udało nam się na chwile ich spowolnić, ja i Saya podniosłyśmy Petrę, a chłopacy Victor'a. Udaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia i tam byliśmy chwilowo bezpieczni. Petra i Victor leżeli na ziemi, a ja starałam się zatrzymać krwawienie. Ręce miałam całe od krwi, a Victor i Petra ciężko oddychali. Kurwa. Dlaczego to musiało się wydarzyć. Marcus próbował mnie za wszelką cenę od nich odciągnąć, a ja w końcu się poddałam i wpadłam w ramiona chłopaka.

-Oni nie odpuszczą. Nie możemy zostać tutaj na długo. - powiedziała Kuroki.

-Skąd to wiesz. - zapytałam.

-Bo to moja rodzina. Oni są Kuroki. - wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni.

Gdy usłyszałam uderzenia o drzwi jeszcze bardziej przytuliłam Marcus'a, nie chciałam jeszcze umierać, a w ewentualności jedynie z nim.

-Marcus... - wyszeptałam.

-Ciii, jestem tutaj. Wszystko będzie dobrze. - powiedział głaszcząc mnie po głowie.

-Trzeba się stąd wydostać. - powiedziała Saya.

-Jak kurwa? Przecież oni chcą ciebie. To czemu do nich tam nie pójdziesz i nie poddasz się. Wtedy wszyscy przeżyjemy. - powiedział Chico, a po chwili gdzieś zniknął.

————————20 minut później———————

Siedzimy już tutaj od kilkudziesięciu minut, a Chico nigdzie nie ma.

-Gdzie ten chuj poszedł? - zapytałam wstając.

Zaczęliśmy rozglądać się po pomieszczeniu, aż Marcus nas nie zawołał. Znalazł on ciasne przejście, do którego weszliśmy. Nie minęło dużo czasu, a znaleźliśmy Chico, który nas tam zamknął.

-Jak cie kurwa znajdę to cie zabije. - powiedziałam zanim odszedł.

Kuroki cały czas pierdoliła coś o swojej katanie, a to było już trochę denerwujące.

-Możesz kurwa przestać? Jesteśmy w niebezpieczeństwie a ty tylko ciągle pierdolisz o jebanej katanie. - powiedziałam zirytowana.

-To jedyne co mi zostało. - powiedziała dziewczyna.

-Masz jeszcze nas... - zaczął Marcus, ale w tym momencie kuzyni Kuroki rzucili nim o ścianę.

Byłam gotowa do walki, ale Saya powiedziała, że to nic nie da. Dlatego podbiegłam do na wpół przytomnego Marcus'a.

-Marcus proszę nie zamykaj oczu. Proszę spójrz na mnie. Nie zostawiaj mnie. Kochanie, proszę. - mówiłam, a łzy spływały mi po policzkach. - musimy ją uratować. Nie możesz zostawić Kuroki, Marii, Billy'ego, Lex'a, Willy'ego, mnie...

-Te quiero (Kocham cię) - wyszeptałam myśląc, że chłopak stracił przytomność.

Lopez powoli zaczął się podnosić, a ja jemu pomogłam. Chłopak od razu mnie pocałował i powiedział:

-Nigdy bym cię nie zostawił. A teraz chodźmy. Trzeba ją uratować.

Szybko pobiegliśmy w tą samą stronę co oni i znaleźliśmy się w kawiarni. Zauważyliśmy tam mistrza Lin'a i Sayę walczących. Pomogliśmy im. Zaczęła się krwawa walką, którą na szczęście wygraliśmy, lecz niestety zostałam ranna. Miałam dosyć mocno rozcięte udo przez co podchodząc do reszty upadłam na ziemię. Marcus od razu do mnie podbiegł i podniósł.

-Todo va a estar bien cariño. (Wszystko będzie dobrze skarbie.) - wyszeptał i delikatnie pocałował moje czoło.








Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Miłego dnia kochani🖤

Bądź cicho || Marcus LopezWhere stories live. Discover now