5. Seven minutes in heaven

366 23 86
                                    

Właśnie kończę robić makijaż. Za 10 minut 19:00, a ja byłam o dziwo już prawie gotowa. Pomalowałam usta błyszczykiem i przejrzałam się w lustrze. Na sobie miałam czarne jeansy i białą bluzkę. Popsikałam się swoimi ulubionymi perfumami i spakowałam potrzebne rzeczy do torebki.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja od razu je otworzyłam. Hmmm, no kto by się spodziewał. Otworzyłam drzwi, a przede mną stał Marcus Lopez, ale muszę przyznać wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż zazwyczaj.

Jezu nie Bella. O czym ty myślisz.

-Możemy już iść? - zapytał chłopak lustrując mnie wzrokiem.

-Tak. - powiedziałam i zamknęłam pokój na klucz.

Po parunastu minutach drogi dotarliśmy do jakiegoś domu, a tam spotkaliśmy resztę ekipy. Od razu przywitałam się z Kuroki i weszłyśmy do domu, idąc w stronę alkoholu.

Od razu zaczęłyśmy pić itd. O dziwo byłyśmy JESZCZE trzeźwe. Po około 20 minutach już wypiłyśmy 2 butelki alko. Okej przyznam, że wypiłam troszkę więcej niż Saya.

Będąc najebane ledwie udało nam się dojść do chłopaków, którzy po prostu siedzieli i pili alkohol. W pewnym momencie prawie się wyjebałam.

-Co za chuje. - powiedziałam do dziewczyny.

-Palą i piją bez nas. - dokończyła oburzona.

Podeszłyśmy do nich i zabrałam Marcus'owi papierosa, po chwili sama paląc.

-Ej! - powiedział, cicho się śmiejąc.

Nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam mu na kolanach, co najwidoczniej nie spodobało się Kuroki. Kurwa. Czuje, że jutro będę wiele rzeczy żałować. Spojrzałam po chwili na stolik obok fotelu, na którym siedzieliśmy, a tam stały dwie butelki alko.

Ja i Saya już wstałyśmy i chciałyśmy je wziąć, ale kurwa ten chuj jebany, czytaj Lopez mi nie pozwolił. On i Lex zabrali nam butelki i sami zaczęli pić. Wkurwione poszłyśmy gdzieś indziej, ale w pewnym momencie Saya mi gdzieś uciekła, o dziwo Lex też gdzieś uciekł.

Byłam w drodze do kuchni, bo chciałam wypić więcej, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek ciągnąć z dala od alkoholu. Spojrzałam na chłopaka i zobaczyłam uśmiechniętego Lopez'a.

Zaczęliśmy się przechadzać i rozmawiać o wszystkim i o niczym, aż w pewnym momencie Brandy zamknęła nas w łazience, krzycząc: „Siedem minut w niebie".

Zdezorientowana popatrzyłam na Marcus'a, który złapał mnie w talii i przyciągną do siebie, po chwili wpijając się w moje usta z uśmiechem. Od razu odwzajemniłam pocałunek.

Z każdą sekundą całował mnie coraz bardziej agresywnie. Nasze języki toczyły walkę o dominację.

Po pewnym czasie oderwaliśmy się od siebie, a uśmiechy szybko zniknęły nam z twarzy, bo usłyszeliśmy jak Willy mówi o zabójstwie moim i Marcus'a.

Szybko wyszliśmy z łazienki i ogarnęliśmy sytuację, ale Lopez się zdenerwował i wyszedł na dwór. Zostałam w środku, a Brandy powiedziała:

-Jak tam po zabójstwie szczurze?

Nie wytrzymałam i podeszłam do niej, wyjmując nóż z kieszeni i przykładając do jej twarzy.

-Jeszcze raz się do mnie odezwiesz w taki sposób, a twoja twarz nie będzie już taka piękna. - powiedziałam zirytowana.

Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tej sekundzie chłopacy mnie od niej odciągnęli, bo chciałam jej przywalić.

Bawiliśmy się jeszcze jakiś czas, ale nagle przyjechała policja i musieliśmy uciekać. I oczywiście jak to ja po drodze pare razy się wyjebałam.

Gdy szliśmy już spokojnie chodnikiem byłam bardzo zmęczona i znowu się prawie wyjebałam, ale ostatnie co poczułam to to, że Marcus mnie podnosi i niesie do szkoły.





Mam nadzieje, że rozdział się spodobał. Miłego dnia🖤

Bądź cicho || Marcus LopezWhere stories live. Discover now