IX

114 8 12
                                    

Chicago nie bez powodów zostało nazwane wietrznym miastem. Fale z impetem uderzały w betonową konstrukcję portu, a porywiste podmuchy przeszywały na wskroś zmarznięte ciała przechodniów. Jednak Dracon Malfoy zdawał się w ogóle tego nie zauważać. Zręcznie wymijał grupki mugoli bezmyślnie krążących po utwardzonych alejkach. Nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, gdyż głowę zaprzątała mu wizja zbliżającej się konfrontacji, której paradoksalnie z każdym krokiem bał się coraz mniej. Zrozumiał w końcu, że nieuniknione porwanie jest jedyną szansą, na późniejsze bezpieczeństwo. Nie tylko swoje, lecz przede wszystkim najważniejszej kobiety w jego życiu. Przenigdy nie darowałby sobie, gdyby z jego winy Narcyzie spadłby choćby jeden włos z głowy. Poprzysiągł chronić ją za wszelką cenę, zapewniając jej życie wolne od bólu i trosk. Kochał ją mocniej niż syn kocha matkę, bo w czasach, kiedy tego najbardziej potrzebował, była mu także i ojcem.

Na samym końcu portu dostrzegł sporych rozmiarów statek wypełniony morskimi kontenerami, ułożonymi w misterne konstrukcje przypominające wieże z drewnianych klocków. Wyblakły, biały napis Ostatnia Nadzieja na blaszanej burcie upewnił go tylko, że znalazł się we właściwym miejscu. Przyspieszył kroku, nie chcąc odwlekać feralnego spotkania w nieskończoność. Gdy znalazł się już na tyle blisko, zauważył, że na pokładzie czekają już na niego jego przyszli porywacze. Nie pozostało mu nic innego, jak wejść po otwartej rampie i zgodnie z radą Davidsa, zwyczajnie pozwolić się uprowadzić. Nie mógł jednak dać po sobie poznać, że jego przyszły los jest mu dobrze znany i jak na arystokratę przystało, pokazać szemranej dwójce swój wyjątkowo trudny charakter.

***

Eric Stevens niezwłocznie po zakończeniu piątkowego spotkania w Ragtime udał się do swojego mieszkania w niemagicznej części Chicago. Musiał pomyśleć w samotności. W ich duecie to on był głową, a Brown jedynie dosyć tępym narzędziem, jednak bezgraniczne posłuszeństwo wynagradzało jego pozostałe braki. Bezczelny gówniarz, udając wprawionego biznesmana, pokrzyżował jego wyborny plan, który dotychczas nigdy go nie zawiódł. Na szczęście był znacznie bardziej przebiegły, niż mogło się wydawać. Zabezpieczył się i na taką ewentualność. Od lat zawierał różne znajomości. Nie było istotne, czy pochodziły z czarodziejskiego świata czy też nie. Liczyło się jedynie to, jak w przyszłości będzie mógł je wykorzystać. Adam Scott, miejscowy właściciel niemałego imperium w branży morskiego transportu, kilka lat temu zaciągnął u niego spory dług wdzięczności, który w końcu miał okazję spłacić. Kilka telefonów później, zadowolony czarodziej nalał sobie szklaneczkę whisky, do której dorzucił kilka kostek lodu. Scott miał dopełnić wszystkich formalności, aby zgodnie z założeniami, kontenerowiec mógł równo o piętnastej przyjąć na pokład wyszczekanego arystokratę.

Gdy wraz z Brownem dotarł do portu, statek Ostatnia Nadzieja stał już zacumowany na umówionym stanowisku. Poczuł ulgę i sporą wdzięczność do Scotta, któremu jeszcze tego samego dnia, miał przesłać najdroższą butelkę koniaku, jaką miał w swojej kolekcji. Nie zostało mu nic innego, jak wraz ze swoim wspólnikiem poczekać na Brytyjczyka, którego popołudnie nie miało należeć do najprzyjemniejszych. Jasnowłosy przybył punktualnie, a czarodzieje mogli rozpocząć realizację niecnego planu.

— Witamy, panie Malfoy. Dziękujemy za przybycie — zaczął chropowatym głosem Brown.

— Gdzie mój towar? — rzucił ostro, pomijając zbędne uprzejmości.

— Tutaj w tym kontenerze jest dwieście funtów. — Stevens wskazał na lekko zardzewiały, czerwony zasobnik tuż za nim. — Następne stoją obok. Łącznie sześćset. Zgodnie z umową. Życzy pan sobie otworzyć po kolei każdy z nich przed podpisaniem czeku?

— Cóż... — zaczął Draco, jednak nie było dane mu dokończyć.

Tuż za sobą usłyszał rytmiczne uderzenia ciężkich stóp w zimną blachę. Odwrócił się momentalnie, by ujrzeć jak krępy, ciemnoskóry mężczyzna zmierza w ich kierunku. Spojrzał na Browna i Stevensa, którzy wydawali się być równie zszokowani jak on. Pomyślał, że nie jest to także część misji Davidsa, ponieważ ten był niezwykle dokładny w przekazywaniu szczegółów, a o niczym takim nie wspomniał nawet słowem.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz