XXII

76 5 4
                                    

— Silva to twój krewny... — powtórzyła z niedowierzaniem.

Musiała usiąść. Ta informacja całkowicie ją zaskoczyła. Teraz sprawa jeszcze bardziej się pogmatwała. A co jeśli porwania nie były przypadkowe? Może dobór ofiar był szczegółowo przemyślany, a ich powiązania rodzinne celowe. Nie wierzyła w przypadki. Na pewno nie w takie.

— Znasz też Laurenta de Gaulle'a? — zapytała z wyraźnym przejęciem w głosie.

— A powinienem? — Skrzyżował ręce. — O co chodzi ci z tymi nazwiskami?

Charlotte przez moment zastanawiała się, czy powinna wtajemniczyć go w szczegóły śledztwa. Cóż, fakt, że jednocześnie sama musiała je prowadzić i przy okazji pilnować Malfoy'a, sprawiał, że utrzymywanie Brytyjczyka w niewiedzy, było niezmiernie trudne do pogodzenia. Dodatkowo jego znajomość z Silvą mogła jedynie pomóc. Zdecydowała. I miała nadzieję, że prędko tego nie pożałuje.

— To osoby, które oprócz ciebie zostały uprowadzone przez Browna i Stevensa...

— Miguella też porwali?! — wszedł jej w słowo.

— Tak. Ponad rok temu.

Draco dołączył do Charlotte. Chwycił za jedną z poduszek i zaczął nerwowo ją tarmosić. Nikt w rodzinie nawet o tym nie wspomniał. Może i nie utrzymywali ciągłego kontaktu, ale taka sytuacja z pewnością nie obeszłaby się bez echa w pustych, arystokratycznych dworach. Rodzina Silvów od wielu lat ledwo wiązała koniec z końcem i ciężko było mu uwierzyć, że było ich stać na okup.

— Ile za niego chcieli? — wydusił z siebie po chwili.

— Właśnie zgodnie z zeznaniami Browna za niego dostali jedynie zapłatę od tego cholernego X. I do dzisiaj nie wiedziałam dlaczego. Myślałam, że akta twojego kuzyna pozwolą mi to odkryć, jednak zrobiłeś to ty. Dlatego zapytam ponownie, czy de Gaulle'owie są z tobą jakoś spokrewnieni?

— Nie. Pierwszy raz o nich słyszę — odrzekł zgodnie z prawdą.

Aurorka przymknęła oczy. Musiało być coś, co ich łączyło i po chwili znalazła punkt zaczepienia.

— Może macie jakiś wspólne korzenie? - ciągnęła niestrudzenie. — Twoje nazwisko ma francuskie pochodzenie, prawda?

— Tak, mój przodek, Armand Malfoy, urodził się na terenie Francji, lecz po sukcesach w armii Wilhema Zdobywcy, otrzymał od nowego władcy część ziem, gdzie wybudował Malfoy Manor, ale to było na początku dwunastego wieku i oprócz dworu nic się po nim nie zachowało.

— Cóż, przygotuję wniosek do francuskiego Ministerstwa o przesłanie szczegółowego drzewa genealogicznego Laurenta, może i Armand Malfoy będzie tam figurował.

— Dlaczego chodzi mu o moją rodzinę?

— Chciałam ci zadać to samo pytanie. Czy coś was wyróżnia na tle innych magicznych rodów?

Draco zamyślił się na moment. Historia jego hiszpańskich krewnych nie była mu do końca znana. Z opowiadań matki wiedział, że siostra Druelli Black, wyszła za mąż bardzo młodo i porzuciła deszczową Anglię na rzecz madryckiego klimatu. Jeśli ciotka Eurydyka była podobna do jego babki, to zapewne tak jak ona wyznawała wszystkie arystokratyczne idee, ale to nie było niczym szczególnym w jego otoczeniu. Cóż, z pewnością też nie poślubiła mugolaka, bo wtedy zgodnie z niechlubną tradycją, zostałaby wymazana z historii rodu, a jak pamiętał, jej podobizna dalej widniała na rodzinnych pamiątkach. Arystokratyczne familie były bezwzględne i obrzydliwie konsekwentne w przestrzeganiu archaicznych reguł.

— Nie, wszyscy jesteśmy jednakowo zepsuci — odrzekł z obrzydzeniem i odsunął się na drugi koniec tapczanu.

— Nie jesteś zepsuty — powiedziała z siłą i zmniejszyła dystans między nimi. Ścisnęła go za dłoń, którą wciąż obejmował puchatą poduchę.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz