XXV

84 5 6
                                    

— Kim jest Dan?

Charlotte zadrżała, słysząc jego imię w cudzych ustach. W ustach Draco, który nie miał prawa o nim wiedzieć. Nikt nie wiedział. Przecież zacierała po nim wszelkie ślady. Na kuchennym blacie nie stał już ten uszczerbiony kubek z jego na wpół wytartym imieniem, a z drewnianych ram powyciągała ich wspólne fotografie. Wszystko skrupulatnie ukryła w sypialni, gdzie wspomnienia o Danielu mieszkały w każdym kącie. W szafie, gdzie jego t-shirty wciąż leżały poskładane w perfekcyjną kostkę — tak, jak lubił najbardziej. Na łóżku, gdzie po jego stronie co noc kładła ten okropnie wymiętolony jasiek, który kazała mu wyrzucić lata temu. I na ścianach, gdzie oprócz dziesiątek nostalgicznych zdjęć, wisiała mapa myśli. Lotta tworzyła ją od lat. Na próżno. Wszystkie czerwone nitki uparcie prowadziły donikąd.

Była pewna, że w części wspólnej nie zostawiła niczego, co mogłoby naprowadzić kogokolwiek na trop Daniela. A jednak Draco wiedział i teraz czekał na odpowiedź, której nie potrafiła z siebie wydusić.

— Dan. Kim on jest? — powtórzył spokojnie.

Choć Charlotte milczała, jej oczy wykrzyczały mu w twarz całą prawdę. To, jak na dźwięk tego imienia mocno zacisnęła powieki, było wystarczającym dowodem, że kochała go... a potem straciła. Z pewnością to nie ona zostawiła Dana. To ten cholerny mugol opuścił Charlotte. Złamał jej serce, choć przecież tak bardzo zarzekała się, że go nie ma. Wtedy, kiedy w hotelu... wypowiedziała te przeklęte imię. Przypomniał sobie ten moment. Jeden z jej koszmarów. Pierwszy, który śniła w jego obecności. Ten cały Dan zostawił po sobie jedynie lichą książkę i nieprzespane noce. Nie powinna tak reagować na jego wspomnienie. Spodziewał się krzyku, może nawet kilku łez, ale nie tej nieznośnej ciszy.

— Jak? Skąd? — W głowie Charlotte panował istny chaos. Nie miał prawa wiedzieć, ale jednak stał przed nią i pytał o największą miłość jej życia. Czy gdyby tylko wiedział, że na każde wspomnienie Daniela, serce łamie się jej w pół, zdołałby odpuścić? A może drążyłby jeszcze bardziej, widząc, że znalazł najczulszy punkt Charlotte Ferguson? Co miała mu powiedzieć? Całą prawdę? Wykluczone. Cisza też nie wchodziła w rachubę. Nie z Brytyjczykiem. Mogła kolejny raz go okłamać, albo sama zadać cios. Przecież najlepszą obroną był atak. A Charlotte miała czym uderzyć. Nie tylko jej przeszłość była spowita mrokiem.

— Co stało się z Charity Burbage? — Spojrzała na niego ozięble.

Oblał go zimny pot. Przed oczami stanął mu długi, hebanowy stół i jedno z wielu zebrań Śmierciożerców, którym zwykle towarzyszyły publiczne egzekucje. Gdy Czarny Pan rzucał mordercze zaklęcie, a Draco z całych sił zaciskał zmęczone powieki. Jednak to nie było go w stanie uchronić przed tym dźwiękiem agonalnego krzyku, od którego gorsza była jedynie ta nagła cisza. Dokładnie pamiętał każdą z ofiar. Ich błagania i to, jak matka ściskała go za dłoń, gdy zimne ciała opadały bezwładnie na blat. Nie zrobił nic, gdy z ich bystrych oczu uchodziło życie. To prześladowało go każdej nocy i był pewien, że Lotta dobrze o tym wiedziała.

— Dlaczego to robisz? — warknął.

— Dlaczego grzebię ci w przeszłości? — Uśmiechnęła się zajadle. — Wiesz, miałam tyle okazji, ale nawet słowem nie pisnęłam o waszej Drugiej Wojnie Czarodziejów, o Voldemorcie, o Śmierciożercach. Może to był błąd...

— Nie znam cię tak samo mocno, jak ty nie znasz mnie — przerwał wzburzony. — Wydaje ci się, że od kiedy przeczytałaś ten stek bzdur, poznałaś mnie na wylot, ale nie taki jestem. Nie taki byłem, Charlotte.

Brytyjczyk podniósł się gwałtownie i podszedł do okna. Musiał ochłonąć. Wziąć głęboki wdech. Powietrze w salonie można było ciąć nożem. Rozmowa zboczyła na wyboiste tory, na co Draco nie był ani trochę przygotowany. Oberwał rykoszetem. Bolało.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz