XVII

73 7 4
                                    

Masywne, hebanowe drzwi były uchylone. Dym świeżo palonego cygara ulatniał się przez wąską szczelinę, ciągnąc się niczym wstęga po urzędowym korytarzu. Nie miała żadnych wątpliwości. Benedict był w środku. Nadszedł czas, aby wypiła gorzkie piwo, które sama sobie nawarzyła. Wzięła głęboki wdech i zastukała trzykrotnie w drewniane skrzydło. Nie czekając na jego zaproszenie, weszła do środka.

Czarodziej nawet na nią nie spojrzał. Nieobecny wzrok błądził po falującej tafli jeziora. Nieśpiesznie zaciągał się kolejnym tego dnia cygarem. Wiedział, że Charlotte końcu się pojawi. Za to nie miał bladego pojęcia, jak powinien rozegrać tę całą sytuację. Teoretycznie misja zakończyła się sukcesem. Obezwładnienie zaskoczonych porywaczy przyszło mu zdecydowanie łatwiej, niż mógłby przypuszczać. Ulepszone zaklęcie paraliżujące wystarczyło, aby zastygłe w bezruchu ciała Browna i Stevensa upadły tuż obok nieprzytomnej Ferguson i Malfoy'a. Niezwłocznie wysłał oddział do magicznego kasyna, gdzie bracia Abrams, wciąż ukryci pod wielosokiem, przekonująco odgrywali powierzone role. Przemiana nastąpiła dopiero pół godziny później, kiedy siedząc w sali przesłuchań, uparcie twierdzili, że doszło do karygodnego nieporozumienia. Zaś gdy ich twarze wróciły do pierwotnej formy, bracia zaczęli zarzekać się na wszystkie bóstwa, że nie mieli pojęcia o niecnych planach Stevensa. Wypadli całkiem autentycznie, jednak Benedict musiał mieć pewność, dlatego na jego biurku leżały już cztery podania do Przewodniczącego Kongresu z prośbą o wyrażenie zgody na użycie veritaserum. Oprócz wniosków odnośnie sprawy Abramsów, wystosował też zawczasu pisma dotyczące Stevensa i Browna. Dotychczas Davidsowi nie udało się przesłuchać porywaczy, gdyż wciąż dochodzili do siebie w szpitalnym skrzydle MACUSA'y. Podejrzewał, że będą przeciągali ten pobyt w nieskończoność, a auror, pozbawiony ich zeznań, nie mógł ruszyć do przodu. Cóż, zostali złapani na gorącym uczynku i dodatkowo sami przyznali się do wcześniejszego uprowadzenia, ale mimo wszystko to były tylko słowa, aby ich oskarżyć o dokonanie poprzedniej zbrodni, potrzebował dowodów, których wciąż mu brakowało. W prawdzie przeszukano już mieszkania porywaczy, lecz analiza skonfiskowanych przedmiotów, nie wykazała niczego godnego uwagi ponad zarekwirowany eliksir wielosokowy. Śledztwo ugrzęzło w martwym punkcie. To nie była łatwa noc dla Benedicta Davidsa.

— Usiądź — odezwał się po chwili.

Surowy ton jego głosu sprawił, że gula w gardle Charlotte zwiększyła się jeszcze bardziej. Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę, po czym posłusznie przytaknęła i spoczęła na przeciw ciemnego biurka Benedicta, który wciąż stał do niej tyłem.

— Naraziłaś dziś swoje życie. Naraziłaś życie moje i pana Malfoy'a. To nawet nie była brawura, ale skrajna głupota niegodna aurora. Zawiodłem się na tobie.

Benedict powoli odwrócił się w stronę Lotty. W jego spojrzeniu można było dostrzec rozczarowanie. Lotta spuściła wzrok. Nie potrafiła patrzeć na swoją klęskę, odbijającą się w zmęczonych oczach szefa.

— Obok zbyt wielu spraw przechodziłem obojętnie — ciągnął, nie spuszczając z niej karcącego wzroku. — Na za dużo ci pozwalałem. Wiesz co jest twoim największym problemem?

Charlotte zastygła. Słowa utknęły jej w gardle, dlatego jedynie krótko pokręciła głową.

— Ty — przerwał nieznośną ciszę. — To, że nie jesteś w stanie przyznać się do słabości. To, że nie potrafisz nikomu zaufać. Na wczorajszej misji największym zagrożeniem nie byli Brown czy Stevens, ale właśnie ty, Ferguson. Udowodniłaś, że zdając się na ciebie, postąpiłem jak głupiec. Najrozsądniej byłoby cię zwolnić...

Czarodziej zawiesił głos. Lotta z trudem przyjmowała gorzką pigułkę. Wiedziała, że zawiodła, jednak nie sądziła, że przyniesie to takie konsekwencje. Nie mogła stracić tej pracy. Nie po to przetrwała miesiące morderczego treningu. Zostanie aurorem było jej jedyną szansą, aby pomścić Dana, a tylko to utrzymywało ją przy życiu. Odznaka otwierała jej wiele furtek i choć dotychczas każda prowadziła do ślepego zaułka, to była przekonana, że w końcu znajdzie to, czego szuka i dopiero gdy wymierzy sprawiedliwość, Benedict będzie z nią mógł zrobić, co zechce. Do tego czasu Lotta nie mogła stracić swojej posady.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz