Louis&Harry

296 21 2
                                    

To lecimy z pierwszym! 


Harry uśmiechnął się szeroko i postawił drugi talerz na stole. Tego dnia (miał wielką nadzieję), że spędzą go razem z Louis'em i nikt im nie przeszkodzi. Zazwyczaj to był Tom, który od czasu do czasu przychodził do nich z kotem - Rosie. Harry kochał koty, ale ten... To był istny diabeł. Wielokrotnie miał ochotę go oddać w jakieś dobre ręce, ale nie mógł zrobić tego swojemu dziecku. 

Był ciekawy, czy Louis pamiętał o ich kolejnej rocznicy ślubu. Już nawet nie liczył, która ta była. Na okrągłe liczny zawsze miał zaplanowane coś naprawdę wielkiego. 

Usiadł na swoim stałym miejscu i westchnął. Zastanawiał się, gdzie jest jego mąż. Wyszedł rano i tyle go widział. A dochodziła już siódma wieczorem. Obawiał się, że jednak zapomniał. Być może szatyn naprawdę zapomniał albo pomylił dni. Oparł się o stół i spojrzał na prawie wystygniętą zapiekankę. W końcu - po prawie godzinie - wstał z krzesła, zgasił świeczki i po prostu wyszedł. Założył kurtkę i zabrał kluczyki. Louis nigdy nie zapominał o tak ważnej rzeczy jak dwudziesty ósmy września. To było wręcz niemożliwe. Zagryzł wargę, kiedy opalił samochód. Chciał powiedzieć też mu, że jego wyniki były wręcz zadowalające, nie musieli się niczym martwić. Planował też zabrać swojego męża na jakieś krótkie wakacje zanim będą potrzebni w Londynie. Freddie radził sobie świetnie z rodzicielstwem, mocno wspierał Olaf'a i Casper'a, ale niedługo przypadnie termin ich wspólnej sesji do jakiegoś magazynu i tym razem to była ich kolej na pilnowanie wnuków. Nadal nie mógł się przyzwyczaić, że te małe istotki były jego wnukami. Był tak strasznie dumny i wzruszony za każdym razem, kiedy o tym sobie przypominał. 

Zajechał do sklepu, po sprawdzeniu schowka. Od czasu do czasu popalał sobie papierosy, ale te mu się skończyły. Może nawet Louis mu je zabrał. A potem udał się w kierunku cmentarza, na którym została pochowana jego mama wraz z ojczymem. Po drodze wypalił dwa papierosy i wiedział, że Louis to wyczuje, ale miał to gdzieś. 

Nie było mu przykro, po prostu... Czuł lekką gorycz po tym jak Louis go zignorował. Pierwszy raz od początku ich małżeństwa. Ale to nic. Był mu w stanie wybaczyć. Kochał go zbyt mocno. Zrobiłby dla niego wszystko. Nawet jeśli to wiązało się z tym, aby wybaczać mu niektóre rzeczy, które mocno go bolały.

Louis w tym samym czasie, zmęczony wrócił ze studia. Nagrywał jedną piosenkę i chciał zrobić niespodziankę swojemu mężowi. Miał nadzieję, że mu się to spodoba. Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Było prawie przed północą, ledwo trzymał się na nogach i jedynie marzył, aby przytulić się do Harry'ego i zasnąć w jego ramionach. 

W domu panowała cicha, widział jedynie światło z jadali, więc tam się udał. Zmarszczył brwi na widok zastawionego stołu dla dwóch osób. Wybrał numer loczka i kiedy włączyła się poczta, spojrzał z niedowierzaniem na urządzenie i spojrzał na telefon. Rzadko kiedy jedli kolację we dwoje w domu. Musiała być bardzo ważna przyczyna, że Harry unikał fleszy. Nawet jak rozmawiali o adopcji - robili to w domu, przy kolacji. Wtedy to Harry mówił, że chciałbym kolejne dziecko i później dochodzili do kompromisu. Spojrzał na datę i zamarł. Rocznica ślubu. Pierwszy raz zapomniał o rocznicy. Wybrał ponownie numer do męża. Dzwonił do skutku, aż odebrał. 

— Co się stało, Lou? 

— Przepraszam. Przepraszam! — powiedział szybko. — J-ja... Ja myślałem, że rocznice jest za tydzień... Szykowałem dla ciebie prezent... Ja... O mój boże, jestem taki głupi. Wybacz mi. J-ja... Jak mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym? Przepraszam, Harry.

— Nic się nie stało. Każdy może zapomnieć.

— Nie! Stało się! Jestem najgorszym mężem! Już od samego początku były ze mną problemy. Wróć do domu, wynagrodzę ci to. Naprawdę. Ja... Nagrywałem dla ciebie piosenkę. Poszedłem do studia...

My Bitches 6 → larry, muke, cashton, ziallam ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz