Chciałem ją poznać. Chciałem wtopić w nią swoje myśli, wgryźć się w jej dusze. Bałem się zranić jej bardziej, niż zrobił to los. Była zamknięta, jak muszla. Wiedziałem jednak, że w środku tkwi perła. Nie umiałem jej jednak otworzyć.
-Rose. -usiadłem na krześłe obok jej łóżka. -Opowiedz mi coś o sobie.
-Freddie. Co Ty chcesz o mnie wiedzieć? -opowiedziała rozbawiona.
-Wszystko. -powiedziałem tajemniczym głosem, próbując odczytać jak najwięcej z jej oczu.
Wiem, że nie mogła tego zobaczyć. Nie wiedziała nawet jak wyglądam. Jednak czasami miałem wrażenie, że zna mnie bardziej niż ja sam. Poznawała dokładnie, cząsta po cząstce. Wiedziałem, że analizuje wszystko. Każdy ruch. Chodziłem do niej dopiero tydzień, a znała mnie dobrze. Jednak w stosunku do mnie była zamknięta. Miałem tak wiele pytań, ale wciąż bałem się je zadać. Przychodziłem do niej codziennie po szkole, byłem przy Rose cały czas. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Tu, w hospicjum. Często chodzilśmy też na oddział dziecięcy. Pocieszaliśmy dzieciaki. Tylko jej mówiłem, jak jest mi ciężko. Chciałem jej pomóc, wciąż starałem się zrozumieć ją. Widziałem, że pomimo uśmiechu nie jest jej łatwo. Że pomimo słów, że nie jest jej źle, tak było.
Rose siedziała niespokojnie na krawędzi łóżka. Głowę miała spuszczoną, jakby patrzyła na ręce, ułożone na kolanach. Wszedłem do sali i spojrzałem na nią z przerażeniem. Pierwsze o czym pomyślałem, było pytanie. Gdzie jest uśmiech, który non stop gości na jej twarzy? Co się stało?
-Rose? -spytałem znacząco delikatnym, przepełnionym spokojem i troską głosem, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Mam dzień szczerości. -powiedziała pewnie unosząc głowę w górę. -Opowiem Ci wszystko, chcesz?
Spojrzałem jej w oczy, w których pojawiły się nieznane mi dotąd iskierki.
-Straciłam wzrok i rodziców gdy miałam 11 lat. Jechaliśmy samochodem. Nagle wjechal w nas tir. Przez cały czas byłam przytomna. Głowa uderzyłam w przednia szybę chociaż siedziałam z tylu. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie byłam pewna czy żyje, bo dookoła była ciemność. Chciałam sprawdzić co z rodzicami, ale nie mogłam ich dostrzec. Chciałam się podnieść ale nie byłam w stanie. Po jakimś czasie usłyszałam karetkę. Poczułam na sobie czyjeś rece. Słyszałam tylko jak ktoś krzyczy "Dwie osoby, dzwoń po drugi zespół". Nie wiedziałam dlaczego dwie, przecież jechaliśmy we troje. Nie miałam siły jednak nic powiedzieć. Przez cały czas wszystko czułam, niesamowity ból, strach i żal. Nie byłam w stanie nic zrobić. Przetransportowano mnie do szpitala. Wciąż nic nie widziałam. Bałam się ciemności. Czułam się samotnie. Czułam, jak podlaczano do mnie rurki. Lekarze biegali nerwowo, robiąc mi badania. Umieram?Obudziłam się z jeszcze większym bólem. Operacja. Pierwsza, druga, piąta.
Miałam połamane ręce, siedem żeber, pęknięta czaszkę, przebite płuco. Ogólnie było bardzo źle. Dawali mi małe szanse na przeżycie. Najpierw zoperwano mi płuco, potem ręce, potem poskladano czaszke. Wciąż chciałam wiedzieć co stało się z moimi rodzicami. Jak sie czują. Kiedy poczułam obecność kogoś przy moim łóżku spytałam o nich. Usłyszałam męski głos. "Twój ojciec nie żyje." Do dzisiejeszego dnia słyszę go w mojej głowie. A mama? Spytałam wtedy z nadzieją. Lekarz zdziwił się. Powiedział mi, że w samochodzie byliśmy tylko we dwoje. Przeraziłam się. Lekarz pezeprosił mnie na chwilę i słszałam jak wybiegł z sali. Rozpoczęły się poszukiwania. Dokładnie przeszukano miejsce wypadku. Nie odnaleziono jej. To był dla mnie kolejny cios. Do dziś nie wiem czy żyje. Do dziś zadaję sobie pytanie, jeżeli żyje to dlaczego mnie nie szuka.Rose skończyła mówić, a w jej oczach pojawiły się łzy. Bez zastanowienia przytuliłem ją. Złapała mnie dłońmi za kark, wtuliła sie we mnie. Czułem bicie jej serca. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, chociaż tyle czekałem na to, żeby usłyszeć od niej cokolwiek. Ciekawiło mnie tylko jedno. Skoro już wszystko dobrze, to dlaczego jest w hospcjum. O to jednak też nie spytałem.
-Rose. Jestem z Tobą. -powiedziałem z uśmiechem, którego nigdy nie zobaczy.
-Daj mi swoją rękę. -powiedziałem. Gdy mi ją podała, wziąłem czarny długopis i narysowałem jej znak nieskończoności.
-Co to ? Hmm?- spytała zaintrygowana.
- Nieskończoność Rose. Jesteśmy nieskończeni.
CZYTASZ
Klucz do śmierci
Teen FictionPieprzyć to. Nie umierać. ŻYĆ. Tylko mnie do jasnej cholery nie zostawiaj, chociaż Ty tego nie rób. Mam już dość tego, że wszyscy odchodzą. Mam dość tego, że moje życie jest tak popieprzone i tak trudne. Pamiętaj, że jesteśmy nieskończeni. Pamiętaj...