-Syn ma nowotwór mózgu. Musi być natychmiast operowany.
-Rozumiem. Sam jestem lekarzem i.. mruczał.
Otworzylem jedno oko, żeby spojrzeć na ojca. Stał wyprostowany przed doktorem i nawet w takiej chwili, chwalił się swoim zawodem. Byłem świadom tego, co się wydarzyło, byłem świadom wszystkiego. Dlatego nie chciałem się dziś obudzić, ani w sumie już nigdy. Bóg chyba wysłuchał moją prośbę, bo tak się składa, że teraz kolej na mnie. Sam zostanę wciągnięty w fatum, jakim zostałem naznaczony. Guz mózgu nie brzmi dobrze, prawie tak jak samotność. Ale jeżeli straciło się ukochaną nam osobę, to obie rzeczy nie mają wagi, ani znaczenia. Teraz ja podłączony byłem do monitorów, teraz ja miałem wiele badań, teraz ja będę miał operację i teraz ja umrę. Wreszcie to ja będę mógł egoistyczne zostawić bliskich. Różnica w tym, że praktycznie ich nie mam.
W pewnym momencie zrozumiałem, że na którejś sali, w szafce był list zaadresowany do Rose. Otworzyłem oczy i spojrzałem po pokoju. Obok mojego łóżka siedział ojciec.
-Eem... Mogę mieć prośbę? -Spojrzałem na niego, siląc się na uśmiech.
-Słucham? -spytał, patrząc surowym wzrokiem.
-W poprzedniej sali, gdzie leżała Rose, był list. Czy mógłbyś go dla mnie znaleźć?
Byłem prawie pewien, że się nie zgodzi. Kiwnął głową i powiedział:
-Dobrze, pójdę do recepcji dowiedzieć się czegoś.
Wstał z krzesła i wyszedł, nie patrząc na mnie ani raz.-Zaraz operacja, trzeba przygotować pacjenta. Poprosiłem juz anastezjologa.
-Rozumiem, ale muszę mu coś przekazać. Jedna rzecz... -mruknął ojciec i przepchał się do drzwi. Podszedł do mojego łóżka i bez słowa wręczył mi kopertę. Spojrzał wymownie i wyszedł na korytarz. Położyłem list na piersi, zastanawiając się nad powinnością przeczytania go. Wziąłem go do ręki i spojrzałem na niego z bliska. Ozdobne litery, które układały się w imię mojej zmarłej przyjaciółki.
-Myślę, że ona chciałaby, żebyś go przeczytał.
W drzwiach pojawiła się Margaret i opierając się o futrynę, przeczesała palcami rude loki.
-Co tu robisz? -spytałem nie podnosząc wzroku znad listu.
-Dowiedziałam się o twojej operacji i poczułam, że muszę się odwiedzić. Chociażby po to... -podeszła bliżej i dotknęła palcem pożółkłego zawiniątka. -... żeby ci powiedzieć, abyś to przeczytał.
Spojrzałem na jej twarz i pokiwałem kilkakrotnie, twierdząco głową.
-Dobrze, tak zrobię. Masz rację.
Kobieta uśmiechnęła się, po czym spytała:
-Jak się czujesz? O której będziesz operowany?
-Jak mam się czuć? Straciłem osobę, która była najważniejsza w moim życiu, mam guza mózgu i wkrótce operację, po której mogę być kaleką, albo mogę umrzeć. Czuje się świetnie. Operacja jest za godzinę. Niedługo przyjdzie lekarz, żeby mi powiedzieć jak w cudowny sposób zmieni się moje życie. Ale wiesz? -Margaret przekrzywila głowę, wyginajac usta w dziwny grymas. A ja przerwałem na chwile przemowę, żeby zbudować napięcie. -Fajnie jest wiedzieć jak będzie wyglądała śmierć. Na serio bardzo, cholernie, super fajnie. -Nabrałem powietrza, wypychajac usta. Kobieta siedzała prosto i patrzyła na mnie zielonymi oczyma.
-A jak tam u ciebie? -mruknalem, żeby przerwać niezręcznie milczenie.
-Dobrze -szepnęła Margaret, spuszczając wzrok. -Przeczytaj go przed operacją. -powiedziała spokojnie, wpatrując się w beżowe spodnie.
-O czym mówisz? -spytałem, marszcząc brwi.
-O liście Freddy, o liście. A ja już pójdę. Będzie dobrze, trzeba być dobrej myśli. -wstała z krzesła i zastygła przez moment w bezruchu. -Trzymaj się. -mruknęła i wyszła przez drzwi.
-No trzymaj się, trzymaj...
Znowu zostałem sam, więc stwierdziłem, że to odpowiednia pora na przeczytanie listu. Obejrzałem dokładnie kopertę, jednak prócz danych adresata nie było na niej nic. Po chwili zastanowienia wyjąłem z niej kartkę. Była poplamiona, cała zapisana atramentem w kilku kolorach. Ewidentnie list pisany był przez dłuższy okres czasu. Zacząłem czytać:Droga Rose,
Córeczko przepraszam, że piszę do Ciebie dopiero teraz. Pewnie nawet nie sądziłaś, że żyję. Wiedz jednak, że sama w to nie wierzę. Po wypadku samochodowym znalazł mnie mężczyzna. Wypadłam z samochodu, a żadna ze służb ratunkowych mnie nie odnalazła. Na początku dał mi schronienie, miejsce, w którym powróciłam do zdrowia i sił. Nie było dnia, w którym nie myslalym o Tobie i o . Chciałam się dowiedzieć czy żyjecie, chciałam wrócić. Jednak mężczyzna, o imieniu Adrian, który się mną opiekował, mówił, że załatwię wszystko, jak wyzdrowieję. Byłam mu bardzo wdzięczna, że uratował mi życiee, a w dodatku tak się mną opiekuje. Powoli wracałam do sił, znowu zaczęłam pytać o Was, ale on wciąż mówił to samo. Gdy czułam się już na tyle dobrze, że funkcjonowałam samodzielnie, Adrian zaczął zmuszać mnie do pracy. Kazał mi sprzątać, gotować, prać, mówił ze to w zamian, za jego dobre serce. Pomyślałam, że ma rację i coś mu się należy. Obiecałam wtedy, że pomogę mu w porządkach domowych przez tydzień. Przystał na to i bardzo się ucieszył. Nadszedł wtedy moment, gdy próbował mnie uwieść. Delikatnie, niewinnie, nienachalnie. Chociaż miałam świadomość, że tata może nie żyć, ja nie zamierzałam go zdradzać. Trwałam w tym do samego końca. Adrian zaczął coraz bardziej naciskać, powoli próbował czegoś więcej. Ja wciąż trwałam w postanowieniu. Gdy tydzień, obiecanej pomocy dobiegł końca, zaczęłam się pakować. Adrian z uśmiechem zniósł mi walizkę na dół i czule przytulił mnie na "pożegnanie". Tuląc mnie, otworzył nogą drzwi do piwnicy, po czym wepchnął mnie do środka. Od tego momentu regularnie bił mnie i gwałcił. Codziennie groził mi śmiercią, tym, że Cię znajdzie i jeżeli żyjesz to dobije Cię uśmiechem na ustach. Byłam przerażona i bezradna. Codziennie maltretowana i poniżana. Rose jeżeli żyjesz i czytasz teraz ten list to błagam, pomóż mi. Na odwrocie zapisałam adres i opis domu, w którym jestem uwięziona. Tylko proszę nie przyjeżdżaj tam sama.
Kocham Cię
Mama
---------------------------------------------------------
Kochani, dziękuję tym, którzy czytają moje opowiadanie. Wiedzcie, że każda gwiazdka i każdy komentarz niesamowicie motywuje mnie do pisania :) Wiec jeśli chcecie częściej rozdziały to proszę o motywację, bo ostatnio jej nie mam. :c
CZYTASZ
Klucz do śmierci
Dla nastolatkówPieprzyć to. Nie umierać. ŻYĆ. Tylko mnie do jasnej cholery nie zostawiaj, chociaż Ty tego nie rób. Mam już dość tego, że wszyscy odchodzą. Mam dość tego, że moje życie jest tak popieprzone i tak trudne. Pamiętaj, że jesteśmy nieskończeni. Pamiętaj...