Cicha, popękana miłość

31 1 1
                                    

As if the first cut wasn't deep enough
I dove in again 'cause I'm not into givin' up
Coulda got the same rush from any lover's touch
Why get used to somethin' new? 'Cause no one breaks my heart like you

Paramore – „Pool"

*

Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje. Niektórzy uważają, że ta pierwsza pozostawia w człowieku trwały ślad w postaci niezmierzonego sentymentu, wyrazistych wspomnień i nostalgicznego szmeru w sercu. Niekiedy pamięć o dawno minionym romantycznym uczuciu powraca nieoczekiwanie. Miesiące, lata, a nawet dekady po rozstaniu.

Szybko i bez pamięci zakochujemy się szczególnie na etapie wczesnej młodości. Nastoletnie więzi i zauroczenia są nieodwracalnie wpisane w życie każdego młodego człowieka. Gwałtowne, namiętne, uderzające do głowy jak gong. Momentami głupie i niezrozumiałe, stanowią perfekcyjny fundament niezwykle cennych pamiątek. Mając lat naście, dopiero poznajemy, czym jest miłość i wszystko, co się z nią wiąże. Plątanina emocji, zazdrość, wzloty, upadki, uśmiechy i łzy. Czas na miłość trwalszą i dojrzalszą przychodzi później, gdy ludzie dorastają i stają się odpowiedzialniejsi za swoje wybory. Chcą osiąść na stałe przy kimś, z kim codzienność stanie się piękniejsza.

Lata mkną w czasoprzestrzeń, jednak wydarzenia z przeszłości przecież nie znikają. Bez względu na to, czy pierwszą miłość spotkał szczęśliwy koniec, czy stała się częścią przeszłości, niektórzy z chęcią o niej opowiadają, inni po cichutku wspominają. Moi ukochani dziadkowie często to robili. Z zadumą gładzili się po dłoniach i rozmawiali o tym, co było kiedyś, a przeżyli miłość wyjątkową, bo związali się jako nastolatkowie i zostali ze sobą do śmierci jednego z nich. Wiosną i jesienią ich życia była miłość scementowana narodzinami sześciorga dzieci, dwadzieściorga wnucząt i wielu, wielu prawnucząt.

Takim melancholijnym wstępem pragnęłam wprowadzić was w romantyczny, odrobinę ckliwy nastrój. Zasługuje na to pewna magiczna opowieść, jaką miałam zaszczyt wysłuchać dzięki uprzejmości pewnej znajomej znajomego mego męża. Spotkałam ją na wyspie Fidżi w trakcie przeprowadzania badań nad mechanizmem obronnym ognistych krabów. Byłam szczerze zachwycona ogromną wiedzą, jaką posiadała owa uczona. Przekazała mi wiele cennych wskazówek na temat zwierząt, a dzięki jej przyjaznej duszy szybko stałyśmy się bliskimi koleżankami „po fachu". Pewnego wieczora, po wypiciu rozkosznie rozgrzewającego sherry, zaczęła opowiadać o dawnych dziejach. Nie zaniechała wejścia na teren grząski, pod którym kryły się emocjonujące, barwne, odrobinę zbyt osobiste tematy. Skończyło się na tym, że z wrażenia, raz po raz, otwierałam usta, chłonąc każde jej słowo. Pozwoliła, o dziwo, przelać na papier swoją opowieść.

Do dziś nie wiem, czy ta nieodgadniona, pasjonująca kobieta w rzeczywistości przeżyła tak wiele przygód, lecz nie mam powodów, by jej nie wierzyć. Całość została spisana już dawno, a ponieważ było to robione na szybko (musicie puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, jak wielkie podekscytowanie mi towarzyszyło; kartki latały po biurku, pióro wyślizgiwało się nieznośnie z ręki, natomiast łzy rozmazywały widok na świat), uznałam, iż najwyższa pora, by w lepszy sposób upamiętnić poruszającą historię, zamieszczając przedmowę oraz poprawiając stylistykę pojedynczych wątków. Poniżej znajduje się jedynie mała część tej relacji. Dotyczy ona nie wybitnych osiągnięć i podróży, ale miłości, jakiej doświadczyła moja znajoma. Miłości, która nigdy nie odeszła.

Musicie wybaczyć mi, skromnej biolożce z Afryki Zachodniej, niedoskonałości w narracji trzecioosobowej. Przez większość życia pisałam jedynie pamiętniki, więc nie obiecuję niczego ponad prosty język. Niemniej jednak postaram się z całych sił wykrzesać coś więcej, aniżeli monotonne, nudne i drętwe zdania. Kto wie, może za jakiś czas rzucę ulubioną dziedzinę nauki i rozbudzę w sobie niegdysiejszą pasję do pisania baśni?

Cicha, popękana miłość [Luna i Neville, HP]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz