rozdział 1

537 35 5
                                    

Leżałam niespokojnie na idealnie zaścielonym łóżku, otoczona przez ciemność i głodne łez wspomnienia. Ostatnie minuty śmiertelności spędzałam na zamartwieniu się.

Moje ludzie ciało miało zaledwie szesnaście lat i nie prezentowało się tak dobrze jak bym chciała. Zamiast wyglądać jak chodząca Afrodyta o długich kasztanowych włosach do pasa, o ciele kobiecym z idealnymi pełnymi kształtami, o twarzy delikatnej ze zmysłowymi rysami, czerwonymi idealnie wykrojonymi ustami i dużymi turkusowymi oczyma okolonymi gęstymi rzęsami to wyglądałam jak ludzkie nieszczęście. Mała, płaska o okrągłej twarzy bez wyrazu. O mysich włosach, oczach bez emocji i ruchach pozbawionych wdzięku.

W takich ciałach przeżyłam ponad pięćdziesiąt lat zmieniając się diametralnie. Już nie byłam wybuchową i pozbawioną kręgosłupa moralnego czarownicom. Straciłam ochotę nad zdobyciem potęgi i władzy, a jedyne czego teraz pragnęłam to żyć w spokoju z dala od Glardionu i jego mieszkańców.

Niestety aby to osiągnąć musiałam tam wrócić i odzyskać magię i ciało. Bo skoro mam żyć wieki to do szczęścia potrzebuję magii bo nie wyobrażam sobie siebie pracującej jak każdy normalny człowiek.

Przekręciłam się na łóżku słysząc dzwonek telefonu. Odebrałam z westchnieniem.

-Co jest Ben?

-Wychodź już - powiedział.

-Dobra - rozłączyłam się nie wdając się w niepotrzebną rozmowę.

Wyszłam z pokoju uprzednio ostatni raz sprawdzając wygląd. Ubrałam na siebie zwiewną białą sukienkę z koronki, beżowe sandałki i czarną skórę szytą na podobieństwo ramoneski. Zarzuciłam na plecy mysi warkocz, spryskałam się słodkim perfumem po czym wyszłam ukradkiem z domu powitana przez ciepłą czerwcową noc i Benjamina ubranego jak zawsze na czarno. On również stracił swoje ciało i teraz był tylko człowiekiem. Nie mogłam się doczekać, aż znów będzie wyglądał jak prawdziwy przystojniak. Benjamin River był jednym z niewielu nekromantów w dodatku najsilniejszym. Wyglądał tak jak sobie można było wyobrazić. Wysoki z szerszymi ramionami i umięśnionym ciałem, twarzy o męskich rysach, oczach zielonych jak mech i włosach czarnych jak smoła. Typowy mroczny nekromanta.

-Nie wyglądasz na szczęśliwą - zauważył chowając do tylnej kieszeni spodni telefon.

-Za to ty wyglądasz jakbyś szedł po milion - zeszłam ze schodów stając u jego boku.

-Idę po moją moc - wyszczerzył się zadowolony -Wyobraź sobie, że znów będę mógł wyglądać jak model i w dodatku móc czarować. Nawet nie wiesz jak tęsknię za magią.

-Wyobrażam sobie - zaśmiałam się idąc brukowanym chodnikiem w stronę centrum miasta Gates Vill gdzie mieścił się główny punkt bramy.

-A potem idziemy na piwko? Dawaj Tara - szturchnął mnie łokciem.

-Poważnie? - westchnęłam -Jutro można iść - zgodziłam się z nim.

-A wiesz... - zaczął kopiąc butem leżący kamień.

-Hm? - uniosłam brew ku górze.

-Em... Jesteś pewna, że chcemy tu zostać? Żeby nie wracać do Glardionu?

-Ben mówiłam ci już - opuściłam ramiona -Jeśli chcesz wracać to zrób to - uśmiechnęłam się palcem tykając jego policzek.

-Nie zostawię cię samej - wydął usta.

-Ale tam czeka na ciebie narzeczona, a na mnie nikt - zauważyłam.

-Tara przestań. Wszyscy tam na ciebie czekają.

✴ Glardion✴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz