rozdział 16

292 20 15
                                    

Sebastian zrobił kilka kroków do przodu zastawiając mi widok ciałem. W jego dłoni zalśnił miecz, którego otrze było skierowane ku owadowi. Ja zaś wezwałam Fariele by nie być bezbronną, Benjamin zważył w dłoni czarny sztylet, który był nieodłączaną częścią jego stylu, a Angelina wyjęła z plecaka czerwony orb, który w zetknięciu z nagą skórą uniósł się kilka centymetrów nad dłonią.

-Dzzzziieeecciii moooooooojjjeee głoooodneee sąąąą - wycharczał pająk, a zza wielkiego włochatego odwłoka wyłoniły się setki mniejszych pająków wielkości labradora. Wszystkie jak jeden brat przebierali odnóżami. Dźwięk temu towarzyszący był przerażający, a zarazem obrzydliwy. Spojrzałam szybko na wystraszonego Rainera, który panicznie bał się pająków.

-Rainer! - odwróciłam się do niego i podbiegłam do drzewa, gdzie wróż zaciskał powieki drżąc jak osika.

Rozcięłam wnętrze dłoni rozsmarowując krew na jego kostce, patrzyłam jak stróżka płynie po ciele wróża kończąc swoją podróż na czole gdzie narysowałam znak niewidzialności by Rainer nie musiał obawiać się ataku.

-Siedź cicho, a cię nie zobaczą - poleciłam zaciskając pewnie dłoń na Farieli.

-Masz nie odchodzić ode mnie nawet na krok - polecił Sebastian przesuwając spojrzeniem po owadach ze stoickim spokojem.

-Zaatakują, czy to kolejna próba? - spytała Mary przytulona do Johna niczym małpka.

-Podejrzewam, że to nie jest próba - odpowiedział jej Benjamin - Poprzednio rzuciło się tylko na Tare, a nie na nas wszystkich.

-Kto wybije więcej pająków wygrywa - wyszczerzyłam się w uśmiechu patrząc jak krew z rozciętej dłoni otuliła całe ostrze zmieniając jego barwę.

-Jesteś szalona - zauważyła Angelina kręcąc głową. Nie miała okazji dodać coś jeszcze bo pająki zaatakowały. Fala istot otoczyła nas z każdej strony gotowa zamknąć w sieci i pożreć.
Sebastian jako pierwszy wyskoczył do ataku machając mieczem przy czym precyzyjnie wybił trzy pająki, ja ruszyłam za nim nie chcąc być gorsza. Zamachnęłam się mieczem z którego krew poleciała na kilka pająków, wolną dłoń zacisnęłam w pięść przez co te istoty, które zostały dotknięte krwią zbiły się w jedną kupkę zgniecione. Padły z głuchym łoskotem na ściółkę, a z ich pajęczych ciał ciekła zielona ciecz o konsystencji plazmy.

-O fu - skrzywiłam się nieznacznie poprawiając uchwyt na Farieli. Przed nosem świsnął mi orb Angeli, który zataczając szybkie kręgi przebił kilka pająków, zaś sztylet Bena celnie trafiał w istoty i wracał do właściciela. Wydawało się, że jest ich zamiast mniej to więcej. Wychodziły z ciemnych kątów szczerząc swe paszcze gotowe do ataku, czerwone ślepia łypały na nas w głodzie, a włochate cielska ocierały się leniwie o korę drzew.

-Na czym polega nasz problem, Taro? - jęknął Benjamin po kilku minutach wymęczony ciągłymi atakami.

-Na braku mocy do cholery - odpowiedziałam odwracając się na pięcie by przeciąć na pół pająka, który złowrogo skrzeczał tuż za moim uchem. Sytuacja w jakiej się znaleźliśmy nie była dla mnie i Benjamina nowością, ale John czy Mary byli zapewne pierwszy raz świadkami walki z olbrzymim pająkiem.

-Zrobimy tak - zwróciłam się do czarnowłosej. -Łatwo odwrócę ich uwagę ale potrzebuje osoby, która w razie czego zabierze mnie stąd.

-Mam to być ja? - zmarszczyła czoło nie rozumiejąc dokąd zmierza moja myśl.

-Benjamin. On wie co robić w razie takiej sytuacji.

-A czemu nie ja? - spytał Sebastian rzucając mi wyzywające spojrzenie.

✴ Glardion✴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz