rozdział 15

302 22 5
                                    

Usiadłam na niewygodnym krześle patrząc jak Tara z radością, ale i nutką nieufności spędza czas z Sebastianem w kawiarni. Wampir zachowywał się nienagannie, ale mimo to miała pewne obawy co do jego zmiany nastawienia.

-Masz minę jakby ich randka była czymś najgorszym - mruknął Sebastian ponuro opierając się ramieniem o ścianę.

-To nie randka - wywróciłam oczyma zirytowana.

-Randka - odpowiedział spokojnie.

-Wmawiaj sobie - prychnęłam wyniośle.

Tara uśmiechnęła się krzywo z wyższością słuchając opowieści Sebastiana. Znałam na pamięć każdy swój gest więc nie zdziwiłam się gdy młoda wywróciła oczyma co spotkało się z krzywym uśmiechem wampira.

-Kiedy skończy się ta próba? Jestem zmęczona - oparłam policzek na dłoni wzdychając niczym męczennica.

-Moment kulminacyjny przed nami.

-Ciekawe co to będzie - ziewnęłam.


~*~


-Jasna cholera! - krzyknęłam sfrustrowana przez przypadek trafiając na jakieś odludzie. Dlaczego? A więc skorzystałam z magii krwi by odnaleźć pewien papirus na którym autor księgi zapisał dokładną instrukcję do zbudowania kamienia filozoficznego. Nie zleżało mi na nim tak bardzo, ale Benowi bardzo się przyda. Nekromanta ciągle męczy się próbując zbudzić smoka. Oczywiście nieżywego i z kości, ale przez potężną magię jaką posiadał gad, mój przyjaciel nie jest w stanie obudzić go nawet na sekundę. Dlatego jako bardzo dobra przyjaciółka postawiłam sobie za cel pomóc mu.

Niestety miałam parę problemów z tym. Po pierwsze Glardion jest olbrzymi i posiada wokół siebie dwanaście światów, więc znalezienie masy potrzebnych artefaktów graniczy z cudem. A po drugie krew tysięcy istot. Nie byłam morderczynią, ale jeśli cel miał się okazać szczytny? A może tak założę spółkę z jakimś mordercą? On pozabija, a ja pozbieram krew.

-Co to za miejsce? - wstałam otrzepując z niesmakiem płaszcz z gałązek i piachu. Puste pole piachu, wysuszonych kwiatów i igieł jodły. Tylko, że w pobliżu nie było żadnych drzew.

Rozejrzałam się dokładnie z niepokojem. Czyżbym źle wypowiedziała zaklęcie?

-Pal licho - zignorowałam uczucie idąc przed siebie by znaleźć przynajmniej jeden punkt zaczepienia.

Przez długi czas po prostu błądziłam, a mimo to nie znalazłam nic prócz kilku wysuszonych i poskręcanych drzew. Zaczynałam tracić cierpliwość i gdyby nie zapadnia załamujące się pode mną zapewne bym już wróciła do domu. Jęknęłam głośno wstając na nogi. Wpadłam do jakiegoś podziemnego tunelu o piaskowych ścianach po których chodziły skaraki (coś na kształt skorpiona, ale z trzema ogonami i szczurzym łebkiem).

-Obleśne - skrzywiłam się omijając je szerokim łukiem.

-Kim jesteś? - powiedział obcy głos dobiegający zewsząd.

-Nikim ciekawym - odpowiedziałam idąc dalej. Czekałam, aż ktoś wyjdzie.

-Wkroczyłaś na nasz teren - powtórzył głos -Masz jeszcze szansę odejść.

-Ale się boje - wywróciłam oczyma, przy okazji obcasem zgniatając skaraka.

Odpowiedziała mi tylko cisza przecinana stukaniem twardych odnóży owada.

✴ Glardion✴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz