rozdział 21

381 27 12
                                    

Szłam za Oleandrem oniemiała oglądając wszystkie cuda architektury Libianu.  Podziwiałam budynki ze złota i szkła, latające pojazdy przypominające łodzie, auta w kształcie strzały, rzeźby i parki. Wszystko co tylko mogło było złote. Lampy, hydranty, klamki, ramy okienne czy też obuwie. Świat Oleandra był bez wątpienia geniuszem.

-Wszystko jest złote - powiedziałam wskazując palcem kobietę o wrzosowej skórze na której ciele wisiała biała szata przepasana w pasie złotym pasem, butami na złotej platformie i nie zgadniecie jakiej opasce. Złotej.

-Bogato, prawda? - król uśmiechnął się do mnie dumnie przez co wyglądał przystojnie. Był przystojny, charyzmatyczny i pewny siebie, ale był również królem Libianu, który pozbawił mnie mocy.

-Dlaczego tak jest? 

-Od dziecka moi ludzie uczą się alchemii, a jak wiesz złoto jest bardzo dobrym materiałem. Po co niszczyć lasy skoro możemy przetwarzać złoto?

-Niesamowite - przyznałam -Pewnie nie macie tu złodziei - rozejrzałam się po placu wybrukowanym piaskowcem -Chyba, że z innych światów.

-Jesteś bystra - pochwalił mnie -Zdarzają się tacy, ale jak byłaś świadkiem niewielu może przejść przez bramę zanim zostanie schwytany.

-Właśnie - podeszłam do niego -Jak dowiedziałeś się tak szybko o moim przybyciu.

-Jestem po pierwsze królem. Nic nie umknie mojej uwadze - dłonią zatoczył krąg pokazując swoich rogatych poddanych, którzy na jego widok kłaniali się i witali go z radością -A po drugie zanim przekroczyłaś pierwszą bramę dostałem sygnał, że istota o złej magii chce przejść do Libianu. Od razu przybyłem by cię powitać, Tarenio.

-Przerażasz mnie - pokręciłam głową z uznaniem. Na to jedynie się zaśmiał dalej prowadząc mnie do białego pałacu o kształcie surowego kryształu wznoszącego się do nieba. Od jego ścian i okien odbijały się promienie południowego słońca, które  wysmuklało sylwetkę majestatycznego budynku.

-Witaj w moim domu - powitał mnie wskazując ścieżkę prowadzącą do olbrzymich wrót przed którymi stało dwóch strażników ubranych w beżowe uniformy i czarne berety. Okej z modą jest u nich krucho. Przynajmniej Oleander jak na króla przystało był ubrany przyzwoicie w białą koszulę, bryczesy o militarnym zielonym kolorze i wysokie buty do jazdy konno.

-Jak miło - skrzywiłam się -A nie powinnam trafić do więzienia?

-Jesteś wysoko urodzoną córką i potencjalnie moją narzeczoną więc nie wypada mi zamykać cię w lochu - na jego słowa przesiąknięte pewnością siebie zatrzymałam się w miejscu jak wmurowana. 

-Potencjalna narzeczona?! 

-Dokładnie. Jak wiesz twoi rodzice sugerowali bym poprosił cię oficjalnie o rękę by dopełnić zjednoczenia między naszymi światami. 

-Ja na nic takiego nie zgadzałam się - obronnym gestem uniosłam dłonie do góry -Nie możesz mi nic zrobić!

-To oczywiste. Jestem dżentelmenem - położył dłoń na moim krzyżu ciągnąc do przodu.

-Panie! Witaj z powrotem! - jeden z strażników wystąpił na przód kłaniając się nisko. 

-Vinne, Arole poznajcie Tarenię Hern naszego gościa - przedstawił mnie nie opuszczając choć na chwile tego ciepłego uśmiechu. Bez wątpienia królewską charyzmę posiadał od urodzenia.

-Witamy, pani - ukłonili się lekko z szacunkiem, na który definitywnie nie zasługiwałam.

-Nie rozumiem czemu to robisz - naburmuszona ruszyłam za nim do magicznego pałacu.

✴ Glardion✴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz