rozdział 5

416 30 2
                                    

Jak się spodziewałam na ziemi czekał na mnie orszak powitalny na którego czele stał Sebastian. Zignorowałam go zamykając się w domu, aby mieć święty spokój. Ale jak zawsze nie było mi to dane.

-Co to miało być do cholery?! Gdzieś ty była kobieto? - stanął nade mną wściekły.

Leżałam wygodnie na łóżku podsuwając pod nogi poduszkę. Nadal miałam ranę na plecach więc musiałam poruszać się ostrożnie.

-Nie wolno mnie stresować w tym stanie - syknęłam machając na niego lekceważąco dłonią.

-No właśnie! W takim stanie uciekłaś i do cholery bóg wie gdzie! To nie jest już zabawa! Tu chodzi o twoje życie!

-Nie krzycz. Jak widzisz żyje, mam się dobrze więc możesz już jak posłuszny piesek polecieć i powiedzieć im jak wygląda sytuacja - uniosłam się lekko na łokciach - A jak znów mnie wkurzycie to pójdę tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.

Westchnął przeczesując palcami gęste włosy, widziałam w tych pięknych oczach frustrację i złość. Przede wszystkim z powodu, że już nie ma nade mną władzy.

-Rada chce obejrzeć twój stan - oparł się o ścianę zaplatając dłonie na piersi.

-Niech się chrzanią - opadłam na poduszki.

-Jak ty nie pójdziesz do nich, oni przyjdą do ciebie - dodał.

Zacisnęłam szczękę zła wiedząc, że to prawda. Miałam dość tych bzdur związanych z moją mocą wybranki. Owszem byłam silna, silniejsza niż większość magów, ale nie należałam do mistrzów. Na pewno nie byłabym w stanie wygrać walki z Cordelią, Anzeusem czy też inną potężną istotą Glardionu.

-Powiedz, że mam się bardzo dobrze - mruknęłam zamykając oczy.

Odpowiedziała mi cisza, a nie miałam ochoty sprawdzać czy nadal tu jest. Byłam bardzo zmęczona i nadal słaba. Przez zablokowanie mocy straciłam możliwość szybkiej regeneracji i teraz musiałam czekać, aż mój organizm się uleczy.

Ale ta cisza po jakimś czasie stała się nużąca, a niepewność spowodowana obecnością Sebastiana wbijała igły w moje serce. Otworzyłam oczy, ale od razu tego pożałowałam. Twarz Sebastiana i moją dzieliły zaledwie minimetry. Zszokowana nie wiedziałam jak zareagować, czy krzyczeć? Siedzieć cicho? Złapać go za włosy i pocałować? Czy odwrócić twarz w bok.

Na usta chłopaka wpłynął delikatny, lecz smutny uśmiech. Wypuścił z siebie powietrze bijąc się z myślami.

-Zapewne jak uczynię to czego pragnę znienawidzisz mnie jeszcze bardziej - wyszeptał.

-Nawet nie wiesz jak jest mi przykro z powodu tego co mi zrobiłeś - odpowiedziałam siłą powstrzymując się od pocałowania go.

-Mi też. Jednym głupim ruchem zniszczyłem nam życie - odsunął się całkowicie załamany. Po odejściu kilka kroków w tył na jego twarz wróciła maska bez uczuć.

Znów zamknęłam oczy chcąc powstrzymać łzy bezradności i wściekłości. Dlaczego to życie musiało być tak beznadziejnie?

Odepchnęłam od siebie myśli, wspomnienia i uczucia zastępując je chłodem i wyniosłością. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość i pragnienia. Bo uczucia mogły zniszczyć mnie do końca.

-Mi zniszczyłeś życie, ty nadal masz Sophie.

-To nie jest tak jak myślisz...

Chciał coś dodać, ale w moim pokoju zmaterializowały się cztery postacie. Jak się okazało głowy obu Rad. Moja matka nie miała na sobie typowej jak dla niej długiej sukni tylko stalową garsonkę, ojciec czarny garnitur, a rodzice Sebastiana wyglądali jak zawsze. Anzeus nosił czarny zestaw łowcy, a Carmenia koszulę i szorty niczym nastolatka.

✴ Glardion✴Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz