4-ciemność

275 33 69
                                    

-Musisz już iść? Nie możesz jeszcze chwile zostać?- spojrzałem z nadzieją na chłopaka. Strasznie szybko minęła mi rozmowa z nim. Za wiele się nie dowiedziałem ale miło mi się z nim rozmawiało

-Tak muszę już iść. Ale wrócę jutro- posłał mi uśmiech i poklepał mnie po głowie

-Mam nadzieje Hinacia- pokręcił głową z uśmiechem i wyszedł. Od razu przestałem sie uśmiechać i zmrużyłem oczy

Wstałem i zacząłem chodzić po tym szarym pomieszczeniu. Rany, co ja mam tu robić całymi dniami?

+++++++++++++++

Westchnąłem i oparłem głowę o ścianę. Nie wiem ile czasu tak siedziałem, strasznie mi się nudziło. Może uda mi się to chociaż ściągnąć?

Zacząłem jakoś wiercić rękoma aby jakkolwiek pasy chodź poluzować. Ani szarpanie ani wiercenie nie pomagało. Przeklnąłem pod nosem i zsunąłem się po ścianie. Zmarszczyłem brwi zamykając oczy. Coś mi nadal nie pasowało. Dlaczego ciągle czuje że coś jest nie tak?

Znowu zaczęła mnie boleć głowa. Znowu to samo.. Czemu mam nawroty tej bieli i tych kontrastów? Czy to chce mi coś w tej sposób powiedzieć?

Nie miałem siły otwierać oczu. Nie chciałem znowu widziesz wszystkiego w innych barwach. Po prostu podkuliłem kolana pod tors i wcisnąłem w nie głowę. Zostało mi jedynie czekanie aż to przejdzie

Jednak nagle poczułem straszny chłód. Zatrząsłem się i otworzyłem oczy. Jednak zamiast bieli...wszędzie była czerń. Dookoła była ciemność. Szybko wstałem rozglądając się. Czy to ma być jakiś znak? Nie rozumiem. Nie rozumiem już niczego

Powoli zacząłem iść przed siebie ciągle rozglądając się. Nagle wpadłem na coś, jakby na...ściane? Przede mną niczego nie było. Zmarszczyłem brwi i przechyliłem głowę do przodu. Tak, tutaj była ściana

-No tak idioto przecież jesteś dalej w pokoju- prychnąłem sam do siebie. Znowu zobaczyłem to małe światełko. Było daleko ale czułem że mnie wołało. Gdybym tylko mógł się ruszyć -Czym jesteś...- wyszeptałem

-Nagito- w mojej głowie odbił się echem jakiś głos. Wyprostowałem sie. Dookoła nikogo nie było. Czy to w mojej głowie? -Nagito tu jestem- gdzie? Nie widzę -Posadźcie go- nagle poczułem jak coś mnie popchnęło i przewróciło na ziemie. Syknąłem waląc głową o jakąś twardą rzecz

Zaczęło kręcić mi się w głowie. Słyszałem jakieś stłumione głosy ale nic nie rozumiałem

-narrator-

-Pierwszy raz ma tak rozszerzone źrenice- powiedziała skupiona kobieta o długich, czarnych włosach spiętych w koka -Nagito słyszysz mnie?- pomachała chłopakowi przed twarzą dłonią jednak ten nawet nie zareagował

-Może te leki były za silne?- jeden z jej "pomocników" przyglądał się białowłosemu który jedynie mamrotał coś pod nosem, widząc gdzieś nieprzytomnym wzrokiem- prawie że tęczówek mu nie widać

-Może faktycznie nie powinniśmy mu tak zwiększać dawki. A tak ładnie szło- kobieta odsunęła się od chłopaka. Ten jedynie odchylił głowę do tyłu -Ale nie powinien tak chodzić jeszcze sobie zrobi krzywdę. Przywiążcie go- dwóch męszczyzn spojrzało na kobietę dosyć zmieszanym wzrokiem

W końcu lin używali dopiero kiedy pacjenci się rzucali, zachowywali jak dzikie zwierzęta i byli zagrożeniem. Czym ten chłopak sobie zasłużył na użycie lin? Już dostał kaftan chodź niezasłużenie. Racja, ciągle udawało mu sie uciekać ale raczej liny były zbędne. Jednak nikt się raczej kobiecie nie chciał sprzeciwiać. Niektórzy mieli wrażenie jakby sie uwzięła na białowłosego. Jakby nie chciała go stąd wypuścić

-No na co czekacie?

-Dobra pójdę po tą line- powiedział jeden z nich i wyszedł z pomieszczenia

Drugi za to zaczął odpinać pasy kaftanu

-Masz go przywiązać a nie uwolnić- syknęła

-Najpierw muszę mu to zdjąć. Jak mamy to zrobić z tym kaftanem?

-Nie wiem nie obchodzi mnie to. Ma sie nie ruszać nawet o milimetr bo jak znowu ucieknie to każe was zwolnić. Nie wiem jak otwiera drzwi ale ma nie wstawać z tego łóżka jasne?- męszczyzna westchnął i jedynie położył ledwo przytomnego chłopaka na pościeli

Sami pracownicy zastanawiali się jaki to wszystko ma sens. Przetrzymywanie w takich warunkach miałoby komukolwiek pomóc? Jedyną rozrywką pacjentów tu jest chodzenie po pokojach albo patrzenie się w okno, jeżeli je mieli. Żeby chociaż jakiś mały telewizor im zamontować albo dać książki do czytania by mieli co robić. Jednak główni lekarze tego ciągle zabraniało. To było niedorzeczne

Kiedy drugi wrócił z liną, zaczęli przywiązywać chłopakowi nogi do metalowych rur

-Ciaśniej- spojrzeli na nią jak na idiotke na co się zdenerwowała -Ciaśniej! Nie rozumienie?- ta kobieta była jak wąż. Miała aurę prawdziwego demona

Nie mogli się sprzeciwić, jedynie pokręcili głowami i zacisnęli liny tak mocno jak tylko mogli

Z ust chłopaka wydobył się jakiś niezrozumiały jęk a kiedy zaczęli przywiązywać jego tors, białowłosy zaczął sie wyginać. Nie dało się zrozumieć tego co mówi ale widocznie mu się to nie podobało

-Jest pani tego pewna?

-Tak. A teraz zostawcie go i idziemy- wyszli zostawiając zielonookiego. Drzwi jak zwykle zamknęli na klucz

Chłopak próbował się szarpać jednak na nic sie to nie zdało. Liny wbijały się strasznie mocno. Ci sadyści znowu go krzywdzili bez powodu

Zaczął dyszeć. Ciężko mu było oddychać przez liny które zachodziły na jego tors. Normalnie przywiązał i by mu nadgarstki do ramy łóżka ale lekarka stwierdziła że ma zostać w kaftanie, więc byli zmuszeni obwiązać mu tors i tak przywiązać. Chodź dalej niezrozumiałym było to dlaczego kazała zrobić to tak bez serca

Skąd ta złość?

---------------

Słowa: 844

Oj ja się znęcam oj jak ja sie bardzo znęcam

Pustka//Komahina (wolno Pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz