XVIII

735 46 48
                                    

Przez najbliższy tydzień było wszystko w porządku. Pracowałam, podczas posiłków rozmawiałam z Willym i wszystko było idealnie. Właśnie. Było. To było za piękne, aby mogło być prawdziwe, więc tydzień później musiało się wszystko zchrzanić. Czy na złe? Ciężko odpowiedzieć.

Dzień zaczęłam od obudzenia się. Była niedziela, więc z samego rana udałam się do swojego domu.

I później wszytko zdażyło się w mgnieniu oka.

Powiesiłam kurtkę, weszłam do salonu, nikogo nie widziałam. Nagle zza kanapy wyleciał niebieski balon. Ktoś zaczął syczeć i bardzo nie równo, cała moja rodzina wyskoczyła zza kanapy. Zaczęli ,,śpiewać" sto lat. I już wiedziałam, że moja rodzina nie ma talentu do śpiewania, a ja ten brak talentu niestety odziedziczyłam.

Zdziwiłam się. Głównie dlatego, że moje urodziny wypadały we wtorek. Ale to zrozumiałam, ponieważ w ten dzień byłabym w pracy.

— Dziękuję wam. — Uśmiechnięta, po kolei wszystkich przytulałam. — Nie trzeba było.

Na stole stał nieduży tort, za którego pokrojenie zabrała się moja mama. Siostra wręczyłami dosyć ciężki prezent, co trochę mnie zaskoczyło.

Po zjedzeniu tortu, który był bardzo dobry, spędziłam cały dzień z rodziną.

                                  ♡

No i nadszedł ten nieszczęsny dzień,w którym miało nic nie iść po mojej myśli.
Mianowicie wtorek.

Byłam dzisiaj jakaś rozkojarzona. O naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego.

Rano obudziłam się. Brzuch mnie trochę bolał, ale za bardzo się tym nie przejełam. Połknęłam tabletkę przeciwbólową i poszłam ogarnąć się w toalecie. Zamiast pasty na szczoteczkę nałożyłam mydło – ja naprawdę nie wiem jak to zrobiłam, że się nawet w pierwszej chwili nie zorientowałam. Wypluwając i płukając buzię wodą uderzyłam się głową w róg pułki.

Do śniadania była cisza.

Zamiast płatki z mlekiem jeść łyżeczką  włożyłam widelec. Widziałam ten zdziwiony wzrok szefa, który się na mnie patrzył nie wiedząc co robię.

— Wszystko dobrze? — Zapytał w końcu, gdy posoliłam herbatę. Na ogół herbaty, ani nie słodzę ani nie solę.

— Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje. — Powiedziałam i westchnęłam zezłoszczona, ponieważ kanapka z powrotem upadła na talerz, i wszystkie składniki rozsypały się po talerzu.

— Może chcesz dzisiaj odpocząć? — Pytał się marszcząc nieznacznie czoło.

Zachłysnęłam się herbatą, ponieważ już zdążyłam zapomnieć, że ją posoliłam.

Szef nadal patrzył się na mnie z troską w oczach. I lekkim uśmiechem, którego nawet nie starał się powstrzymać.

— Nie wiem, szczerze mówiąc. — Zaczęłam się zastanawiać. — Z jednej strony mogłabym, ale zapewne zanudziłabym się na śmierć w pokoju.

— Twój wybór. — Dodał, śmiejąc się ze mnie pod nosem, kiedy włożyłam rękę do nieszczęsnego kubka.

— To nie jest śmieszne. — Zrobiłam poważną minę, ale długo nie wytrzymałam i sama zaczęłam się śmiać z swojej głupoty.

— Chciałam zapytać... — W końcu zaczęłam coś mamrotać pod nosem, a szef wbił we mnie pytający wzrok. — Sobie tak pomyślałam, że... że może... oczywiście jeżeli to w niczym nie przeszkodzi... — Mój język się strasznie plątał. Głównie to pewnie dlatego, że mój mózg zaczął krzyczeć error.  — Może przejdziemy się na krótki spacer? — I od razu wlepiłam wzrok w talerz, dźgając łyżeczką plaster pomidora – nie pytajcie.

Fabryka czekolady ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz