XXXII

562 30 20
                                    

 Sam pobyt nad morzem minął bardzo szybko. Siedząc w pociągu i przemierzając drogę powrotną zaczęłam sobie myśleć, że to jedna z najciekawszych przygód jaka mnie spotkała. Trochę się przyzwyczaiłam już do pociągów, więc nie zwracałam uwagi na czas, który mimo wszystko się dłużył.

- Za jakieś pół godziny powinniśmy przyjechać. - Z rozmyślań wyrwał mnie głos Williego.

Popatrzyłam się na zegarek na ręce, którego oczywiście tam nie miałam. 

- Już nie mogę się doczekać kiedy opowiem wszystko siostrze. Będzie mi strasznie zazdrościć. - Uśmiechnęłam się. 

- Na pewno. 


- I jak było? - Zanim dobrze weszłam przez drzwi moja siostra zaczęła skakać wokół mnie i przytulać.

- Daj mi usiąść. - Zaśmiałam się. 

- A maasz coś dlaa mniee?- Zapytała robiąc ,,słodkie oczka".

-Och oczywiście, że nie. - Zaczęłam się z nią droczyć.

- No weź! - Oburzyła się.

Zaśmiałam się i siadając zaczęłam wyciągać coś z kieszeni.

- Proszę. 

- Jaka piękna! - Oczy mojej siostry zaświeciły się jak monety. 

Była to bransoletka na czarnym sznurku z bursztynem. Od razu założyła ją na swoją rękę.

- Dziękuję! - I wpatrywała się w nią przez dłuższy czas. - A teraz opowiadaj!

I zaczęłam opowiadać jak było, a ona robiła coraz większe oczy.

- Czekaj, czekaj. - Zmarszczyła brwi. - A to co? 

Podniosła moją rękę.

- Maaamooo! - Zawołała tak głośno, że na drugim końcu miasta ją pewnie słyszeli, a moja mama stała kilka metrów dalej w kuchni przysłuchując się rozmową i gotując.

- Ciszej kochanie. Stoję tutaj przecież. Co się stało? - Zapytała.

- Ona... ona ma... - Zacięła się, a ja coraz bardziej się uśmiechałam. Chciałam jakoś inaczej to powiedzieć, ale już trudno.

- Co ma? - Zapytała babcia schodząc po schodkach. 

- Nic nie mam. - Odpowiedziałam przewracając oczami. 

Gdy moja mama podeszła trochę bliżej i otworzyła tak szeroko oczy, to myślałam, że je wypadną. Po chwili się uśmiechnęła i mnie przytuliła. 

- O co wam wszystkim chodzi? - Zapytała starając się nie uśmiechać jak głupia.

 Moja mama złapała mnie za rękę.

- Pierścionek... - Szepnęła.

- Jaki pierścionek?! - Wydarł się mój dziadek przez okno i wszedł do domu. Jak on to usłyszał? Ja stojąc koło mamy ledwo ją usłyszałam.

- To nie można już sobie kupić pierścionka nad morzem? - Zapytałam jak najbardziej poważnie, choć wiedziałam, że już się nie nabiorą.

- Coś ci nie wierzę kochanie. - Babcia zmrużyła oczy. 

- A co tu taki tłum? - Zapytał mój tato.

Rzeczywiście. Wokół mnie ustawiła się cała rodzina, aż brakowało powietrza.

- Nie uwierzysz kochanie! - Zawołała matka ciągnąc moją ręką do góry, jakby była zabawką, o mało mi jej nie wyrywając.

Nie odezwał się, więc pomyślałam, że zapowiada się burza.

Ale on tylko przepychał się między dziadkami żeby mnie przytulić.

- Kiedy? Jak? - Szepnął mi do ucha.

- Może jeszcze zaraz napiszę o tym książkę! - Zawołałam. - Będzie łatwiej żebyście się dowiedzieli jak to się stało, bo teraz nikt mnie nie słucha. Halooo?! Chcecie się dowiedzieć?

- TAAAAAK! - Krzyknął mój dziadek o pięć tonów za głośno. 

Zapadła głucha cisza.

- No co... - Zakłopotał się.

- A więc słuchajcie. - Zaczęłam. - Usiądźcie sobie.

Wszyscy zrobili to na raz jak w jakimś wojsku.

A więc zaczęłam opowiadać...

- Jutro wyjeżdżamy. - Powiedziałam. -  Chcę zobaczyć ostatni zachód słońca, a ty cały dzień jakiś taki nieobecny jesteś. Jak tak dalej będzie to sama pójdę. 

Nie zbytnio spotkałam się z odpowiedzią.

-Dobrze, jak chcesz. - Wzięłam ręcznik, bluzę i coś do picia i wyszłam z domku.

Skierowałam się na plażę. Zeszłam po schodkach i poczułam zimny piasek na stopach. 

Rozłożyłam ręcznik na piasku i usiadłam na nim. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wpatrzyłam się w horyzont wsłuchując się w morze. Chciałam się nacieszyć ostatnim dniem, zanim jutro wyjedziemy. Trochę żałowałam, że jestem tu sama, ale Willy nie wykazywał chęci ruszenia się dzisiaj z domu.

Usłyszałam za sobą czyjeś kroki na piasku, ale za bardzo się tym nie przejęłam. Pomyślałam, że to jakiś turysta.

- Przepraszam za moje zachowanie dzisiaj. - Odezwał się dobrze mi znany głos, a ja o mało zawału nie dostałam. - Nie wiem co we mnie wstąpiło. 

- Nie no... Nic się nie stało. - Odwróciła się w stronę Williego z uśmiechem.

Usiadł koło mnie.

- Mam nadzieje, że podobał ci się ten wyjazd. - Powiedział. 

- Tak, oczywiście. - Potwierdziłam z entuzjazmem.

I tak siedzieliśmy podziwiając zachód słońca. W końcu musieliśmy się zbierać. Wstaliśmy, złożyłam ręcznik i wzięłam do drugiej ręki butelkę z wodą. Obrzuciłam ostatni raz morze i odwróciłam się w stronę Williego aż ruszy, ale on stał. 

- Co robisz? - Zapytałam.

Wyciągnął coś z kieszeni i zaczął się zniżać.

- Co robisz? - Powtórzyłam spanikowana. - O co chodzi?

- Rosalio. - Zaczął, a ja myślałam, że zejdę na zawał. Nie wiedziałam co się dzieje. - Rosalio Wiltshire czy wyjdziesz za mnie?

Mimowolnie wypuściłam wodę i ręcznik z rąk. 

- Tak, Tak! - Odpowiedziałam trzęsącym się głosem i zanim Willy zdążył zrobić jakikolwiek ruch przytuliłam się do niego.

- I tak to mniej więcej wyglądało. - Zakończyłam opowieść. I również zostałam przytulona prze wszystkich z rodziny.

- Kanapka? - Zaśmiałam się. Wszyscy się na mnie rzucili, więc pod ogromnym ciężarem całej rodziny, a byłam na samym dole, było strasznie gorąco. - Też was kocham.

I tak przytulaliśmy się przez kilka minut. 

( Ulżyło mi kiedy wszyscy ze mnie zeszli ) 




Fabryka czekolady ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz