VI

966 56 15
                                    

— Idziemy dalej! — Powiadomił Wonka.

Byłam oburzona. W  fabryce były już dwa wypadki, a właściciel wogóle się tym nie przejmował!

Powoli zastanawiałam się, czy to nie jakiś psychopata, który zaprosił ludzi do fabryki tylko po to, aby ich wykończyć.

Naszczęście siostra się dobrze bawiła i odrywała mnie od rozmyślań.

— Moi drodzy, tutaj jest sortownia orzechów. — Wskazał na drzwi przez, które nas wpuścił.

— Ja również mam sortownie orzechów.  — Usłyszałam za plecami głos ojca Verucy. — Które maszyny Pan preferuje?

Jednakże jak się okazało po wejściu, orzechów nie sortowały maszyny tylko wiewiórki.

Nie wiedziałam jak można zmusić wiewiórki do pracy, ale najwyraźniej Wonka jest pierwszą osobą, której się to udało.

— Wiewiórki najlepiej sortują orzechy. Obierają je tak, że pozostają w całości po ściągnięciu skorupki. — Tłumaczył właściciel.

— Dlaczego wrzucają niektóre orzechy do tej dziury? — Zapytałam.

— Stukają orzechami i gdy są zepsute wyrzucają je.

— Tato! — Oznajmiła Veruca zwracając się do ojca. — Ja chce wiewiórkę!

Popatrzyłam się na nią ze zdziwieniem.

— Ale masz już dużo zwierzątek. — Zaprzeczył.

— Ja mam tylko... — I tutaj zaczęła wymieniać niewyobrażalnie dużo stworzeń, które podobno miała.

— Dobrze. Jak wrócimy do domu, kupię ci wiewiórkę. — Ustąpił jej tato.

— Ale ja nie chce jakiejś tam wiewiórki!  Ja chce szkoloną! — Zaprzeczyła.

— Ile za taką wiewiórkę? — Zapytał ojciec Verucy Williego Wonki.

— Nie są na sprzedaż. — Odparł.

— Mogę dać Panu...

— Nie są na sprzedaż. — Powtórzył.

— Jeżeli jej nie kupisz to sama sobie wezmę! — Krzyknęła i przeszła przez zamkniętą furtkę.

Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Zaczęliśmy ją nawoływać, aby wróciła. Jednak ona nie słuchała.

Wonka wyciągnął przeogromny pęk kluczy i powoli wkładał do dziurki w poszukiwaniu odpowiedniego.

Po drugim zdałam sobie sprawę, że on doskonale wie, który klucz jest odpowiedni, ale nie chce jej uratować.

Veruca podeszła do jednej z wiewiórek.

— Tylko nie dotykaj orzechów! — Ostrzegł Wonka.

Wszystkie wiewiórki obróciły się w jej stronę i po chwili się na nią rzuciły. Nie mogła wstać. Na jej klatce piersiowej usiadła wiewiórka i postukała w jej czoło.

— Co one jej robią? — Zatrząsnął nadal zamkniętą furtką jej ojciec.

— Sprawdzają, czy jest zepsuta. — Wytłumaczył właściciel.

Po chwili wiewiórki podniosły dziewczynę i kierowały się w stronę dziury.

— Czyli jest zepsutym orzechem. — Na te słowa Veruca została wrzucona do dziury w podłodze, a wiewiórki jakby nic się nie stało wróciły do obowiązków.

— Co się z nią teraz stanie? — Wrzasnął ojciec.

— Teraz wpadnie do pieca. — Odparł jakby nigdy nic Wonka.  — Ale włączają go tylko we wtorki. — Dodał.

— Dziś jest wtorek. — Stwierdził Mike.

Gdyby wzrok mógł zabijać zapewne Wonka już by nieżył. Wziął klucz i otworzył nim bramkę.

Ojciec Verucy zbiegł po schodkach.

I już poraz trzeci zewsząd wyłoniły się umpa lumpy i zaczęły śpiewać piosenkę.

Mężczyzna pochylił się nad dziurą i po chwili został wepchnięty do otchłani. Słychać było tylko cichnący, przytłumiony krzyk.

Jeden z umpa lumpów podszedł do właściciela i szepnął coś.

— Mam dobrą wiadomość! — Ogłosił. — Piec jest zepsuty!

I nie przejmując się niczym wyszedł z sortowni kierując się w następne miejsce.

Fabryka czekolady ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz