2. FF "Jesteś Światłem" by estradowa

142 21 85
                                    

     To że Faustyna była światłem Józefa Irysowskiego - wiedzieli wszyscy.
To że Józef był światłem Faustyny Świt - głupio było nie wiedzieć.

     Oni sami zachowywali się jednak tak, jakby czasami byli kompletnie ślepi. Podobno miłość jest ślepa, ale żeby aż tak! To oburzało w pierwszej kolejności Wiolę Ritaś, a potem wszystkich innych. Szczególnie w dniu odpustu, dwudziestego trzeciego maja, kiedy kościół w Sercowie przystrojony był szarfami i kwiatami. Niedziela Zesłania Ducha Świętego była dniem kiedy całe Sercowo zbierało się na jarmarku na Anielskiej a dzieciaki pchały się do kolejki pełnej lodów.

     Wśród nich był też Piotr Wilk i Tymek Piasek, którzy nie mogli sobie odpuścić zjedzenia wszystkich dostępnych smaków, mając gdzieś to co mówił im Józek o przejedzeniu i zatruciu żołądkowym.

     – Będziecie - mówiąc kolokwialnie - rzygać – uznał przyszły lekarz, splatając ręce na piersi.

     – Nic nowego, przeżywam to za każdym razem jak wchodzisz w interakcję ze Świtówną – odparł Tymek, wzruszając ramionami. Józek już miał coś odpowiedzieć, ale tylko wywrócił oczyma. – Mógłbyś się dzisiaj wykazać i zabrać ją do remizy na tańce – dorzucił, ziewając i patrząc na wafelki, po ktorych spływała czekolada.

     – Chyba że mamy być twoimi przyzwoitkami – Piotrek Wilk oparł się o ścianę i popatrzył na rynek, gdzie Fau i Wiola towarzyszyły Basi i Zuzi przy wyborze wianków. – Ale chyba te dwie nas ubiegły. – zaśmiał się. – No dawaj. – zachęcił go wiedząc dobrze, jak bardzo czarnowłosemu podoba się jego przyjaciółka. – Albo Witek Piotrowski cię wyprzedzi – skinął głową na harcerza z ich klasy, który zagadał rudowłosą. Józef wypuścił powoli powietrze i - zostawiając Tymka i Piotrka na pastwę lodziarki - podszedł do dziewczyny z żółtej sukience.

     Wyglądała pięknie i musiał to przyznać. Przypominała mu latarenkę, jedną z tych, które dzieciaki zanosiły na roraty. Zazdrościł im wtedy bliskosci z tą niezwykłą dziewczyną, lecz sam nie mógł się przemóc, by przyjść do kościoła Świętego Ducha. To miejsce, choć było jej pełne, jakoś go odrzucało.

     Odwróciła się teraz i poczuł kwiatowy zapach jej perfum. Rozmawiając z Witkiem spojrzała w stronę Irysowskiego i dostrzegł, że zarumieniła się nieco gdy stanął obok.

     – A ja uważam, że polski to strasznie głupi przedmiot! – usłyszał głos Witka. "No to strzeliłeś sobie w kolano, chłopie" pomyślał, wodząc oczyma po twarzy Fau. – Uczymy się czegoś czym i tak mówimy, bo jacyś goście chcieli mieć kiedyś swoje pięć minut. Ja tam uważam, że Kochanowski zabił córkę żeby mieć fejm. – Skrzyżował ręce na piersi, mierząc licealistkę spojrzeniem.

     – Myślisz, że te wszystkie słowa byłyby tylko grą? "Czas doktór każdemu" – zacytowała zgrabnie z Trenu XIX. – I Kochanowski pisząc te treny leczył się po stracie córki. – Westchnęła.

     – Jak już mówimy o leczeniu – wtrącił się Józek, a Świt podziękowała mu uśmiechem, choć tego nie dostrzegł. – to chyba trochę ogarniam. – Przeczesał palcami włosy. – I dla literatów pisanie jest jak operacja. A jeśli coś ratuje życie, nigdy nie jest głupie – mówiąc to spojrzał głęboko w oczy Faustyny, która uśmiechnęła się z czułością, zaraz jednak rumieniąc zbyt mocno. Witek wywrócił oczami i odszedł do Beaty i Marysi, a Irysowski oparł ręce na biodrach przyglądając się swojej koleżance z klasy.

     Była taka piękna - Boże nawet nie mógł tego opisać! Stała przed nim a on miał ochotę porwać ją w ramiona i nigdy nie wypuścić. Ona, patrząc na niego, czuła się podobnie. Chociaż unikała go od kiedy tylko przeszedł do ich klasy, teraz czuła w sercu dziwne ciepło, gdy pojawiał się obok. Był taki mądry, dobry i czuły - jakoś więc do tego tęskniła.

     – To... To co powiedziałeś było naprawdę... piękne – wydusiła z siebie, a on poczuł jakby ktos kopnął go w serce. – Doceniam to – dodała jeszcze i założyła włosy za ucho.

     – A czy w ramach "doceniania" zgodzisz się ze mną zatańczyć i docenić moje lewe umiejętności taneczne? – Przeczesał palcami wlosy by czymś zająć niespokojne ręce. – To za Andrzejki u Wioli. – Puścił jej oczko, przypominając imprezę, na której Ritaś leżała pijana ze swoim kotem, Tymek i Piotrek zostali drugim One Direction a on sam rozmawiał z Wiosną przy studni.

     – Za Andrzejki – powtórzyła cicho i jednoczesnie zgodziła się na jego prośbę. Podała mu rękę, a on delikatnie przysunął ją do siebie, czując pierwszy raz od stycznia ciepło jej ciała. Oparła głowę na jego piersi i chociaż na początku zadrżała przy tym, zaraz poczuła, że odgarnął jej włosy uspokajającym gestem.

     Od jego serca biało dziwne ciepło, a ona sama nie wiedziala dlaczego chciało jej się mrużyć oczy. Być może najpiękniejsze wydarzenia dzieją się, gdy ma się zamknięte oczy - modlitwy, pocałunki. Ona jednak miała wrażenie, że uderza ją blask widoczny tylko dla niej. Światło, w którego ramionach była.

     – Jesteś piękna – powiedział w duchu, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos.

     – Jesteś światłem – odparła w swoim sercu i zamknęła oczy, zamykając oczy w jego ramionach.


wiosna pełna światła [antologia ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz