8. FF "Czy myślisz" by MagdalenaSzukaa

69 9 32
                                    

- Czy myślisz, że zostawienie dzieci z Michałem jest dobrym pomysłem?

- To tak samo dobry pomysł jak wnoszenie wiklinowego wózka z dzieckiem na czwarte piętro - odpowiedział Józef z grymasem na twarzy.

- Spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale dobrze wiesz, że nie mamy lepszego wyjścia - powiedziała Faustyna .

- Cóż najważniejsze żeby wyszli z tego cało, o ile można tak powiedzieć o Michale - zażartował mężczyzna.

Rodzina dotarła pod mieszkanie numer osiem, Faustyna zapukała do drzwi i już po chwili przed ich oczami ukazał się mężczyzna na wózku. Dorotka pobiegła przywitać się z wujem, a reszta rodziny weszła do mieszkania. Lokum było urządzone przytulnie: na środku salonu stała żółta kanapa, a za nią regał z książkami, na ścianach wisiały obrazy(kilka z nich namalował Józek i oddał je bratu), a całość pomieszczenia oświetlała niewielka lampa. Po wymianie uścisków, Michał rozpoczął rozmowę:

- Jesteście pewni, że chcecie iść?

- To nasz obowiązek - odpowiedziała Faustyna.

- To jedyna taka okazja, nie możemy jej zmarnować - dopowiedział Józef.

- Tatoo kiedy wrócicie? - zapytała Dorotka wspinając się na palce i próbując objąć ojca w pasie.

- Jutro po obiedzie przyjdziemy po was słońce - odparł lekarz podnosząc córkę.

- Zarządzam zespołowego przytulasa! - krzyknął Franek i rzucił się w stronę mamy.

Chwilę później rodzina tkwiła w uścisku, a starszy Irysowski stał z boku wycierając spływającą po policzku łzę. Od zawsze w nich wierzyłem - myślał. Józef nigdy nie był szczęśliwszym człowiekiem. Przyciągają się jak Gustaw i Aniela. Są przeklęci jak Tristan i Izolda, ale mimo to są jak Penelopa i Odys - są na zawsze.

Gdy małżeństwo uwolniło się z objęć dzieci, Faustyna podeszła do Michała i szepnęła mu na ucho: Proszę Cię zadbaj o nich" . Odeszła od mężczyzny i wraz z mężem i łzami w oczach udała się w stronę drzwi. Para schodziła w ciszy po klatce schodowej spowitej mrokiem. Ta chwila nie potrzebowała słów, oboje zdawali sobie sprawę, że pożegnania są bolesne. Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne.

Po wyjściu przed kamienicę udali się w stronę dworca cesarskiego. To był zimny, grudniowy wieczór lecz ludzi na ulicach nie brakowało. Możliwość spotkania wybitnego pianisty rozgrzewała serca i pobudzała Wielkopolan. Faustyna i Józef trzymając się za ręce kroczyli ulicą Święty Marcin i przyglądali się mijanym budynkom. Droga oświetlona latarniami ulicznymi sprawiała wrażenie wyjętej z jakiejś bajki, wydawała się zupełnie nierealna i magiczna. To była ta chwila gdy nie liczyło się nic dookoła, kroczyli przed siebie nie patrząc pod nogi, a raczej patrząc w przód - w nową przyszłość.

Na dworcu zebrały się tysiące osób, wszyscy czekali na pojawienie się pociągu. Po kilku minutach bana ¹ zjawiła się na peronie, a rozentuzjazmowany tłum zaczął wiwatować. Gdy z wagonu wyłoniła się twarz kompozytora, blask latarni zniknął, a całe miasto spowiła ciemność. Mieszkańcy przygotowali się na taki obrót akcji, bo po chwili na horyzoncie zaczęły pojawiać się pojedyncze światełka. Józef wziął do ręki zapałkę i drżącą ręką odpalił trzymaną przez Faustynę pochodnię. Mężczyzna chwycił żonę za pustą dłoń i splótł palce. Co kilka minut zaciskał ją mocniej upewniając się, że wszystko jest w porządku. Cholernie się o nią bał, ale z drugiej strony wiedział, że nie odpuściłaby mu. W drobnym ciele tkwiło największe serce i niesamowita wola walki. Człowiek walczy, by przetrwać, a nie po to, by się poddać.

Polityk wyszedł z pociągu i został skierowany do dorożki. Konie wystartowały w stronę hotelu "Bazar", a za nimi ruszył tłum Poznaniaków z pochodniami. Faustyna z Józkiem wtopili się w tłum i wspólnie zmierzali do miejsca docelowego. Gdy dotarli na miejsce, Paderewski czekał już na balkonie hotelu i rozpoczął przemówienie:

"Wielce Szanowni przedstawiciele Wielkopolski!

Szanowne Rodaczki i Rodacy.

Siostry i Bracia!

Co się w tej chwili w duszy mojej dzieje, każdy z was odgadnie. Po tym, co przed chwilą przeżyłem, słowo na ustach zamiera. Żyjemy w czasach, gdy każdy winien panować nad uczuciami. I ja opanować muszę wzruszenie, a że mówić winien, więc mówię. Za to przyjęcie Wam tu i tym tłumom tam na ulicy serdecznie dziękuję ² ".

Oni nie panowali nad uczuciami, dali się ponieść emocjom. Stali i kurczowo trzymali się za ręce. Faustyna kilkukrotnie ocierała spływające po policzkach łzy. To był ten moment, Wielkopolska miała szansę zwyciężyć i uwolnić się spod łapy zaborców. Paderewski wygłaszał przemowę, a przed nim płonęło tysiące pochodni. Szary Poznań zamienił się w polanę światła, w magiczne miejsce, w którym pali się płomień nadziei. Pochodnia Irysowskich symbolizowała miłość - miłość do siebie nawzajem, miłość do Franka i Dorotki, miłość do rodziny i przyjaciół, a co równie ważne miłość do Boga, który im na to wszystko pozwolił. Pochodnia oznaczała także nadzieję na lepsze jutro, na zmiany i życie, na które zasługiwali.

Gdy pianista skończył przemawiać i schował się za zasłoną okna, tłum z pochodniami zaczął się rozchodzić. Faustyna z Józefem skierowali swoje kroki w stronę Starego Rynku. Chcieli wykorzystać czas, który mieli tylko dla siebie. Spacerowali po rynku trzymając się za ręce i podziwiając otaczające ich kamienice. Chorągiewki w barwach narodowych i państw ententy zwisające z budynków napawały radością i dodawały pewności osobom patrzącym na nie. Małżeństwo podeszło pod ratusz i usiadło na schodkach prowadzących do drzwi wejściowych. Blask pochodni dogasał, a na skórze zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki zimna. Faustyna ułożyła głowę na ramieniu Józka i zamknęła oczy. Mężczyzna chwycił jej dłoń i zaczął wodzić palcem po jej zewnętrznej części.

- Jak myślisz, co robią teraz dzieci?- zapytała polonistka.

- Myślę, że już dawno smacznie śpią kochanie - oparł. Jestem pewny, że Michał poległ razem z nimi - zaśmiał się tym samym wywołując uśmiech na twarzy kobiety.

- Mam tylko nadzieję, że dał sobie z nimi radę, połączenie Franka i Dorotki jest jak tykająca bomba.

- Tyle lat wytrzymał ze mną, słuchał mojego narzekania i wzdychania do ciebie, więc jestem pewny, że sobie poradził - odpowiedział lekarz.

- Wiesz, mam trochę wyrzutów sumienia, że nie powiedzieliśmy im prawdy - rzekła Faustyna.

- Przyjdzie na to czas Tyniu, po dziesiątych urodzinach żadne z nich nie będzie pamiętało poprzednich lat życia, to dziecięca amnezja - schylił głowę i pocałował ją w czoło.

- Widzę, że Pan Doktor wiecznie gotowy do dyżuru - zaśmiała się kobieta.

- Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś - odpowiedział Józef i oparł brodę o czubek głowy ukochanej. Zamknął oczy, a jego myśli natychmiastowo przeniosły się do innego wymiaru.

Po chwili przed ich oczyma pojawiło się światło, [...]ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie za sobą dobro

- Aufstehen bitte!



¹ Bana - w gwarze poznańskiej oznacza pociąg

² To fragment oryginalnej przemowy Ignacego Jana Paderewskiego wygłoszonej z balkonu Hotelu "Bazar" dnia 26 grudnia 1918r roku - w przededniu wybuchu powstania wielkopolskiego

wiosna pełna światła [antologia ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz