XLIX

912 68 11
                                    

- Panie ministrze... - uwagę Knota zwrócił Bagman, który przed chwilą pojawił się w loży honorowej. - Możemy zaczynać? - zapytał, a z jego twarzy można było bez problemu wyczytać ogromne podniecenie. 

- Jeśli ty jesteś gotowy, Ludo, to możemy. - odpowiedział uprzejmie mężczyzna.

Bagman wyciągnął różdżkę, wycelował nią we własne gardło i powiedział:

- Sonorus! - jego głos potoczył się głośnym echem po stadionie, zagłuszając radosny ryk tłumu. - Panie i panowie... witajcie! Witajcie na finałowym meczu czterysta dwudziestych drugich mistrzostw świata w quidditchu!

Zagrzmiały oklaski i okrzyki. Zafalowały tysiące flag, wygrywających oba narodowe hymny. Z olbrzymiej tablicy naprzeciw loży znikła ostatnia reklama i pojawił się na niej napis: BUŁGARIA: ZERO, IRLANDIA: ZERO.

- A teraz bez zbędnych wstępów, pozwólcie, że zapowiem... Oto... maskotki drużyny bułgarskiej!

Szkarłatne sektory po prawej stronie ryknęły entuzjastycznie.

- Ciekaw jestem, co nam przywieźli. - powiedział pan Weasley, wychylając się ze swojego fotela. - Aaach! - nagle zerwał okulary z nosa i zaczął je pospiesznie przecierać skrajem swetra. - Wile!

- Co to są wile...? - zapytał zdziwiony Harry.

Zanim ktoś zdążył mu odpowiedzieć na boisko spłynęło już ze sto wil, sprawiając, że chłopak otrzymał odpowiedź na swoje pytanie.

Stworzenia zaczęły tańczyć, przez co wszystkich mężczyzn znajdujących się na stadionie zatkało. Aurora z niesmakiem na twarzy obserwowała jak bliźniacy ślinią się na ich widok, a gdy te zaczęły kręcić biodrami jeszcze szybciej, w ostatniej chwili zatrzymała rudzielców przed przeskoczeniem barierki.

- Czy wyście powariowali? - warknęła, trzymając ich mocno za swetry. - Dzięki Merlinowi, że nie widzę teraz Cedrika, bo dostałby porządnie w twarz.

Nagle muzyka urwała się, a chłopcy zamrugali szybko oczyma.

- Co się stało? - zapytali jednocześnie.

- Chcieliście się popisać. - odpowiedziała bez ogródek szatynka. - Dzień jak codzień.

Z trybun wzniosły się pod niebo rozeźlone ryki. Widzowie nie chcieli, by wile zeszły z boiska.

- Czy wy naprawdę będziecie teraz kibicować Bułgarii przez jakieś głupie wile? - zapytała z niedowierzeniem i złością Aurora, gdy zauważyła dziwnie zachowujących się Harry'ego oraz Rona.

Pan Weasley uśmiechając się lekko, wychylił się do najmłodszego syna i wyrwał mu kapelusz z rąk.

- Będzie ci jeszcze potrzebny. - powiedział. - Irlandia też ma coś do powiedzenia.

- Co? - wybełkotał rudzielec, gapiąc się z otwartymi ustami na wile, które ustawiły się szeregiem po jednej stronie boiska.

- Zamknij tę buzię, Ron, bo zaraz zaślinisz całą lożę. - oznajmiła Griffin, uśmiechając się do niego wrednie.

Hermiona prychnęła pogardliwie, widząc zachowanie przyjaciół i pociągnęła Harry'ego z powrotem na fotel.

- Harry, na miłość boską! - syknęła.

- A teraz... - zagrzmiał głos Ludona Bagmana. - Uprzejmie proszę wyciągnąć w górę różdżki... oto maskotki narodowej reprezentacji Irlandii!

W następnej chwili nad stadionem poszybowało coś, co przypominało wielką, zielono-złotą kometę. Okrążyło stadion i rozszczepiło się na dwie mniejsze komety,  każda pomknęła ku słupkom bramkowym po obu stronach boiska, nad którym nagle rozkwitła tęcza, łącząca dwie świetliste kule. Po chwili tęcza zbladła, a świetliste kule znowu się połączyły, tworząc wielką, błyszczącą koniczynę, która wzniosła się ku niebu i zaczęła szybować nad trybunami. Spadło z niej coś, co przypominało złoty deszcz...

We used to dance in the rain | Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz