XLV

1K 82 12
                                    

Aurora niechętnie opuściła namiot i ruszyła z bliźniakami w stronę lasu, by na prośbę pana Weasleya pozbierać trochę drewna na ognisko. Wykonanie tego zadania zajęło im z dobre pół godziny, więc gdy w końcu wrócili obładowani rożnej wielkości gałęziami do mężczyzny, ten przywitał ich z wielkim uśmiechem.

- Dobra robota. - pochwalił ich, klepiąc każdego po ramieniu.

Szatynka już miała zamiar położyć się na jednym z łóżek, gdy nagle ktoś wszedł do środka namiotu.

- Cedrik! - zawołał zaskoczony pan Weasley. - A co ty tutaj robisz?

- Chciałem zabrać Aurorę na spacer. - wyjaśnił uśmiechnięty szatyn. - Oczywiście, jeśli to nie problem. - dodał pośpiesznie, widząc niepewny wzrok mężczyzny.

- Wrócimy jeszcze przed rozpoczęciem meczu. - zapewniła Artura Gryfonka, gdy znalazła się obok nich.

- No dobrze... - zgodził się. - Tylko się nie spóźnijcie! - zawołał za nimi, gdy ruszyli w stronę wyjścia z namiotu.

Teraz, gdy wzeszło słońce i mgła w końcu opadła, Aurora mogła ujrzeć całe miasto namiotów, rozciągające się we wszystkie strony. Szła powoli, rozglądając się z ciekawością dookoła. Cedrik spojrzał kątem oka na jej rozpromienioną twarz i po chwili złapał ją za dłoń, by nie zginęła mu wśród budzących się ze snu czarodziejów.

Pierwsze wyszły z namiotów rodziny z małymi dziećmi, które zachowywały się jak szalone, gdy tylko ich rodzice nie patrzyli, doprowadzając tym samym przedstawicieli Ministerstwa Magii do szału.

- W biały dzień! A rodzicom pewno nie chce się wstać, żeby przypilnować swoich dzieci...

Tu i tam dorośli czarodzieje wyłaniali się z namiotów, by zabrać się za przygotowanie śniadania. Niektórzy rozglądali się ukradkiem i wyczarowywali ogień rożdżkami, inni wyjmowali mugolskie zapałki i pocierali je o pudełko z takimi minami, jakby byli pewni, że nic z tego nie wyjdzie.

- Chciałabym kiedyś zwiedzić świat. - wyznała Aurora, gdy po raz kolejny minęli grupkę ludzi posługujących się nieznanym jej językiem.

- Nie powinno być z tym problemu. - oznajmił Cedrik, odciągając jej uwagę od grupy namiotów porośniętych gęstą koniczyną, tak że wyglądały jak małe, dziwaczne pagórki.

- Co?

- Zaraz zaczynamy nasz przedostatni rok w Hogwarcie. Po zdanych Owutemach możemy polecieć, gdzie tylko chcesz. - wyjaśnił, uśmiechając się do niej promiennie.

Aurora poczuła rozchodzące się po jej ciele ciepło, które musiało pochodzić od serca, aktualnie skaczącego z radości, ponieważ Puchon nie wstydził się przyznać, że uwzględnia ją w swojej przyszłości.

- Kocham cię, wiesz? - zapytała, zatrzymując go siłą w miejscu, by po chwili wspiąć się na palce i pocałować go czule w usta.

Cedrik nie miał zamiaru protestować i objął ją mocno w pasie, nie zwracając uwagi na mijających ich czarodziei. Niektórzy z nich zachwycali się widokiem zakochanych, przypominając sobie swoje lata młodości, gdy reszta warczała na nich pod nosem, ponieważ stali pośrodku drogi. Była też Cho Chang, która miała zamiar podejść do Puchona, lecz gdy zauważyła go w towarzystwie szatynki i to jeszcze całujących się, szybko zrezygnowała z tego pomysłu i ze zbolałą miną odeszła w stronę swojego namiotu.

- Też cię kocham, Aurora. - szepnął szatyn, gdy w końcu się od siebie oderwali i mocno ją przytulił, całując przy okazji w czoło.

Dziewczyna nie miała zamiaru powstrzymywać wpływającego na jej twarz uśmiechu i szczęśliwa zaciągnęła się zapachem jego perfum, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo za nimi oraz ich właścicielem szalała.

- Aurora! Aurora! - ktoś wolał jej imię, przez co zmuszona była wyswobodzić się z bezpiecznego uścisku szatyna.

- Oliver! - krzyknęła, od razu odzyskując humor, gdy zdała sobie sprawę, że w jej stronę szybkim krokiem zmierzał były kapitan drużyny Gryffindoru.

- Miałem nadzieję, że cię tu spotkam. - oznajmił uśmiechnięty Wood, przytulając ją na przywitanie i wymieniając uścisk dłoni z niezbyt zadowolonym z takiego obrotu spraw Cedrikiem.

- Nie mogło mnie tu zabraknąć. - stwierdziła rozbawiona, gdy Oliver w końcu wypuścił ją z mocnego uścisku. - Słyszałam, że zwerbowali cię do rezerwowej drużyny Zjednoczonych z Pudlemere, gratulacje!

- To nic takiego. - mruknął, machając lekceważąco ręką, choć jego uśmiech zdradzał jak bardzo cieszy go ten fakt.

- A gdzie zgubiłeś Michelle? - zapytała nagle, rozglądając się dookoła.

Wyraz dawnego Gryfona w diametralnym tempie zmienił się ze szczęśliwego w przerażony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zostawił jego dziewczynę sam na sam ze swoimi rodzicami.

- Na Merlina, musiała zostać w namiocie!

Aurora parsknęła śmiechem i spojrzała ukradkiem na Cedrika, który patrzył spod byka na Olivera.

- Z zazdrością ci nie do twarzy, Diggory. - szepnęła mu do ucha.

Puchon przewrócił w odpowiedzi oczyma i objął ją w pasie.

- Nie mam zamiaru wam długo przeszkadzać. - powiedział Wood, przenosząc wzrok z Aurory na Cedrika.

- Wcale nam nie przeszkadzasz. - stwierdziła Griffin, sprawiając, że szatyn objął ją mocniej, przysuwając bliżej siebie.

- Chciałem jedynie poinformować cię, Griffin, że z dumą mianuję cię nowym kapitanem drużyny Gryffindoru.

Zaskoczona tą informacją dziewczyna, spojrzała oczyma wielkości galeonów na stojącego przed nią Olivera.

- Żartujesz! - krzyknęła, lecz widząc poważny wyraz twarzy chłopaka, pisnęła jak małe dziecko. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

Szczęśliwa rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek, by później odwrócić się w stronę zszokowanego Cedrika, by złapać go za sweter i przyciągnąć do kolejnego pocałunku.

Oliver uśmiechnął się pod nosem, widząc rozgrywająca się przed nim scenę i nie chcąc dłużej przeszkadzać ruszył w drogę powrotną do swojego namiotu, licząc w duchu, że jego matka nie zagadała Michelle na śmierć.

- Czyli, co? - zapytał Cedrik, uśmiechając się zawadiacko. - Chodzę teraz z kapitanką drużyny Gryfonów?

- A ja chodzę z kapitanem drużyny Puchonów.

Obydwoje parsknęli śmiechem i w dobrych humorach ruszyli w drogę powrotną do namiotu Weasleyów, oglądając po drodze te należące do Bułgarów.

We used to dance in the rain | Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz