PIERWSZA PODRÓŻ - Rozdział I: FIRST DEFENDER

3 0 0
                                    

     Na niebie szalała burza, gdy czarny, młody jagun próbował wygrać walkę z silnymi podmuchami wiatru. Deszcz, który masowo lał się z chmur, moczył mu pióra, przez co jego lot był o wiele trudniejszy i mniej stabilny. Nie mógł zlecieć na ziemię, ponieważ drzewa pod nim łamały się i stanowiły wielkie zagrożenie dla jego życia. Flame był samotnikiem już od paru miesięcy. Jednak okazało się, że życie samemu jest o wiele trudniejsze niż myślał. Teraz nikt nie pomagał mu w polowaniu, do czego się przyzwyczaił oraz schronienie nie było łatwe do znalezienia, a jak już znalazł jakąś jaskinię, to przeważnie była mała, ciasna i mało przytulna. A jeszcze oprócz problemów związanych z samotnym trybem życia, cały czas winił się za śmierć Iskry oraz zesłanie na plemię zguby. Jedyną rzeczą, jaka odrywała go od ponurej codzienności, było trenowanie nad swoją magią. Nie wiedział, czy mógł to nazwać darem, czy raczej przekleństwem. Po bitwie z Lodopiórymi, odkrył, że może panować nad ogniem. Narazie umiał tylko stwarzać mały płomyk, unoszący się nad jego łapą lub przenikać przez ogień, nie parząc sobie skóry. Ale w tym momencie, jego magia na nic się nie przyda. Nadal leciał przez burzę, starając się omijać pioruny i szukając byle jakiej jaskini, która mogłaby go uchronić przed żywiołami, próbującymi odebrać mu życie. Gdy już powoli tracił nadzieję ma znalezienie choćby małego wgłębienia, przed sobą zauważył małą, ale szeroką jaskinię, znajdującą się tuż przy brzegu rzeki. Nie oglądając się za siebie, zleciał do niej, trochę przechylany przez silny wiatr. Gdy już był u jej krawędzi, upadł na zimny kamień, ciężko oddychając. Leżał tak parę minut, korzystając z odpoczynku. Podniósł się dopiero wtedy, gdy wiatr zmienił kierunek, tym samym powodując, że deszcz zaczął docierać do wnętrza jaskini. Flame przeklnął pod nosem, otrzepał z futra i piór krople wody i zaczął kierować się w stronę ciemnego korytarza, w głąb jaskini. W środku panowała głucha cisza. Jedyne co można było usłyszeć, to krople wody spadające z sufitu, do małej kałuży na skalnej podłodze. Kolorowooki nie zatrzymywał się i nadal szedł przed siebie. W pewnym momencie zauważył bardzo słabe światło dochodzące z dalszej części kamiennego tunelu. Nie zastanawiając się, zaczął biec w tamtą stronę, a jego kroki odbijały się echem. Gdy w końcu dotarł do źródła dziwnego blasku, zatrzymał się w wejściu do małego, kamiennego pokoju i wpatrywał się w obiekt przed sobą. Źródłem światła nie było słońce, które wyszło zza chmur i oświetlało wnętrze jaskini, ale wielki, przezroczysty głaz, jarzący się śnieżnobiałym blaskiem. Stawiając niepewnie kroki, Flame podszedł do dziwnej skały i spojrzał na swoje odbicie. Przyłożył łapę do zimnej powierzchni, a wtedy, nastała dziwna ciemność.

Flame POV:

     Obudziłem się w jakimś nieznanym mi miejscu. Leżałem na szaro-niebieskiej podłodze, a wokół mnie migotało setki gwiazd. Gdy rozglądałem się po otoczeniu, usłyszałem obcy głos.

- Witaj Flame. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać!

Obróciłem się jak oparzony i nastroszyłem lekko sierść. Przede mną stała najdziwniej ubarwiona jagunka, jaką w życiu widziałem. Była przezroczysta, ale jej ogniste futro było bardzo dobrze widoczne. Oczy miała niczym małe, jaskrawe szmaragdy, a jej pióra były niebiesko-granatowe. Miała też rozwianą grzywkę ciągnącą się aż po szyję w tym samym kolorze co pióra.

- Kim jesteś? - spytałem spokojnie, ale pazury miałem w pełnej gotowości.

Obca uśmiechnęła się i odparła.

- Na imię mam Fritha. Jestem matką Negra, a twoją babką.

Schowałem pazury i podniosłem wyżej głowę.

- Ale... jakim cudem cię widzę? Ojciec mówił mi, że zginęłaś dawno przed moim narodzeniem. - powiedziałem niepewnie.

Fritha zachichotała czymś rozbawiona i obracając się ode mnie, poszła przed siebie. Z każdym krokiem, z jej łap leciały małe, świecące drobinki. Zamrugałem kilka razy, po czym szybko dogoniłem swoją babkę.

- Widzisz... jesteś teraz w miejscu, do którego idzie każdy zmarły jagun z plemienia. - zaczęła, upewniając się, że ją dogoniłem - Ja teraz dzielę losy z Przodkami, ale na ciebie jeszcze nie przyszedł czas. Jesteś tutaj z innego powodu... - znowu zaczęła kierować się przed siebie, ale tym razem wolniej.

- Jak się tutaj znalazłem? - zapytałem.

- Nakierowaliśmy cię, żebyś znalazł odłamek gwiazdy, przez który mógłbyś się z nami spotkać. - wyjaśniła i spojrzała na mnie kątem oka.

- Chodzi o tą świecącą skałę?

Samica zaśmiała się i kiwnęła głową.

- Tak. Właśnie o nią.

Szliśmy przez chwilę w ciszy, a ja rozglądałem się po gwiazdach.

- Już jesteśmy. - obwieściła Fritha.

Byliśmy w miejscu, gdzie gwiazd było najwięcej. Całe niebo było pokryte mniejszymi i większymi gwiazdami.

- Pewnie zastanawiałeś się już, skąd umiesz panować nad ogniem, prawda?

Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się w duchu. W końcu się dowiem skąd i dlaczego dostałem tę magię!

- Wybraliśmy ciebie na przywódcę Obrońców. Umiejętność władania ogniem pomoże ci w walce... Ale posłuchaj mnie uważnie... - dodała, a jej wzrok stał się poważniejszy - Nie dasz rady bez Złota, Lodu, Księżyca i Lasu. Znajdź ich, a wtedy nastanie pokój między plemionami.

Po jej słowach gwiazdy zaczęły znikać, a podłoga rozpadła się na kawałki. Fritha zaczęła się rozmywać, a ja bez skutku próbowałem uzyskać jakieś informacje.

- Ale gdzie mam ich szukać!? Aaaa! - krzyknąłem, gdy podłoga pode mną się zapadła.

Trzymałem się przednimi łapami kawałka, który jeszcze się nie rozpadł i spojrzałem w miejsce, gdzie stała babka..., ale jej już tam nie było. Wtedy poczułem jak spadam. Ostatni kawałek podłogi się zapadł, a skrzydła odmawiały mi posłuszeństwa. Nagle usłyszałem głos.

- Jesteś Obrońcą, Flame. Obrońcą Gwiazd...

Gdy ostatnia gwiazda zgasła, obudziłem się i gwałtownie podniosłem głowę, z trudem łapiąc oddech. Znowu byłem w jaskini, a obok mnie stał wielki odłamek gwiazdy. Podniosłem się szybko i rzuciłem się na skałę.

- Fritho! Co ja mam robić!? - krzyczałem, przykładając łapę do gładkiej powierzchni, ale nic się nie stało.

Spróbowałem przypomnieć sobie, co babka mi mówiła.

- Znajdź Złoto, Lód, Księżyc i Las... jak plemiona? Czyli mam znaleźć jednego jaguna z każdego plemienia, którego wybrali Przodkowie?

Odetchnąłem głęboko i spojrzałem przed siebie. Położyłem łapy na ziemi i odszedłem od skały. Kierowałem się przez korytarz, aż do wyjścia. Gdy zauważyłem światło, podbiegłem do niego i wyleciałem przez wyjście na świeże powietrze. Była noc, a gwiazdy migotały jak nigdy przedtem. Nabrałem powietrza i ruszyłem na poszukiwania... Zapowiadała się długa noc.

Defendres of the Stars: NEXT STEP | Saga II |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz