***
– A więc widział ceremonię pożegnania, tak?
– Tak, ojcze.
– Całą?
– Nie, nie od początku. Trafił na przejście kręgu gałęzi.
– Rozumiem. – Jego głos był jak zawsze spokojny, wręcz monotonny.
– Chcesz wiedzieć, dlaczego od razu go stamtąd nie zabrałam?
– Możesz mi odpowiedzieć na to pytanie, skoro już je zadałaś.
– To dlatego, że nie byłam pewna, jakie ma zamiary. Trafił na miejsce pożegnań bez trudu, prosto z Placu Zgromadzeń. Nawet ja... myślę, że już nikt nie zna tej drogi. Od wielu dekad siedziby są niezamieszkane, a ścieżki zarosły.
– Rozumiem.
– Czy chcesz wiedzieć, co było później?
– Już to wiem. Ale opowiedz, jak ty to pamiętasz, skoro to pytanie już padło.
– No więc gdy Osoby Pożegnane zaczęły się rozchodzić w poszukiwaniu swoich Bhodsā, obcy wydawał się zdezorientowany. Poszedł za jedną z Osób i chyba zamierzał patrzeć, jak... jak...
– ...jak dokonuje się rytuał powitania żywicy, Gvĕno. Nie bój się o tym mówić. Wypowiadanie tych słów na głos pozwala zrozumieć ich prawdziwy sens.
– Tak, ojcze, wiem. Po prostu zawsze wtedy myślę o mamie. Przepraszam.
– Przeprosiny nie są potrzebne. Potrzebny jest jedynie namysł. Mów dalej.
– Zabrałam go stamtąd w momencie, gdy chyba sam zamierzał wyjść. Powitanie żywicy już się rozpoczęło, a Osoba już... zaczęła dokonywać... – zająknęła się, następnie przerwała i milczała jakiś czas. Wiatr nieznacznie poruszał długimi włosami jej ojca. Siedzący przed nią mężczyzna był niezwykle szczupły i wysoki. Nawet w tej pozycji, rozparty wygodnie na trójnogim siedzisku, wydawał się sięgać głową gwiazd.
Teraz patrzył właśnie tam, w nocne, czyste niebo. Była pewna, że obserwuje jednak nie te znane od eonów odległe słońca i planety, świetnie widoczne tej nocy, ale te inne, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku dekad. Odrażające, nieharmonijne, efemeryczne. Tak o nich mówił. Nowe, sztuczne gwiazdy stworzone przez ludzi. „Kto wie, ile z Osób Pożegnanych podjęło tę ostateczną decyzję właśnie pod wpływem jego słów" – pomyślała Gvĕna.
– Mów dalej, Gvĕno. Moje słowa są tu zbędne – powiedział, a ją przeszedł dreszcz na myśl, że mógłby dowiedzieć się, co właśnie pomyślała. Podjęła więc szybko:
– Tak. Zabrałam go stamtąd. Nie wiedziałam, co robić. Byłam sama, a nie mogłam go zostawić, szczególnie że zapadał już mrok. Wpadłam więc na pomysł, by pokazać mu Przeniesienie Światła.
– Z całej tej historii to ciekawi mnie najbardziej. – Wbrew własnym słowom ojciec nie włożył w to zdanie nawet odrobiny emocji. Wypowiedział je po prostu. Jego mowa, jak większości najstarszych, była jednostajna i spokojna. Gvĕna nieraz miała wrażenie, że nie on wypowiada słowa, tylko to one pojawiają się raczej w jego pobliżu i nieśmiało oznajmiają obecnym to, co on raczy myśleć.
– Przeniesienie Światła? Ciekawi cię to? – Jeśli głos ojca przypominał idealnie gładką taflę wody górskiego jeziora, na której nie widać nawet zmarszczki, to głos córki był jak wiatr znad wrzosowiska.
– Nie, Gvĕno. Znam ten rytuał dobrze. Interesuje mnie tylko to, jak wpadłaś na ten pomysł. Inaczej mówiąc, dlaczego uznałaś za właściwe pokazanie przybyszowi Przeniesienia.
CZYTASZ
Trzydziesty równoleżnik
FantasyGrafiki wykonane przez -moorhen z grupy -papierowi Wielkie dzięki! Bracia Peter i Timothy to doświadczeni piloci wojskowego samolotu cargo. Latają razem od lat, ufają sobie i swojej załodze. Wiedzą, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. Wiedzą...