Rozdział 6

57 11 0
                                    

**

Kiedy przyjdzie do mnie sen,

Kiedy spłynie razem z nocą,

Cicho, miękko wejdę weń.

I niech gwiazdy tam migocą,

Gdzie ciemności morza kres.

Bystra myśl jest moim żaglem,

Woła: „chwyć mą dłoń, za rękę weź,

Ja ukazać tobie pragnę,

Co ukryte za zasłoną,

Za pradawnych czarów mocą."


Odpowiadam, że ten świat,

Co szerokiej wody tama

Chroni przecież szczelnie tak,

By tajemnic nikt nie złamał,

To nasz dom od setek lat

I opuszczać go nie myślę.

Wtedy snu przychodzi ład,

A ja, niczym ślepe pisklę,

Szukam po omacku ciepła.

Matka moja w noc uciekła.


***

Świt był nasycony wilgocią. Blade jeszcze światło wydobywało z cienia kolejne kształty drzew i zrośniętych z nimi osad wyspiarzy. Pierwsze ptaki czekały najwyraźniej na koniec piosenki, bo zaczęły się nieśmiało odzywać dopiero, gdy ucichła. Ich śpiew rósł razem z nowym dniem.

skończyła nucić i pomyślała, że pierwszy raz podzieliła się tą kołysanką z kimkolwiek. Wcześniej nie miała takiej potrzeby. Są takie myśli i takie słowa, które zachowujemy tylko dla siebie, jak gdyby wypowiedzenie ich mogło zmienić sens. Zniszczyć to jedyne prawdziwe i zupełne zrozumienie, które jest możliwe wyłącznie wewnątrz naszego ja, w ramach naszych własnych skojarzeń i ciągów znaczeń. Te nieliczne momenty, kiedy jesteśmy naprawdę sobą, potrafią przerazić. Dlatego zakrywamy je hałasem słów.

Melodia była powszechnie znaną na wyspie mruczanką, jedną z wielu, którymi dzieci same się usypiały. Nie potrzebowały do tego dorosłych. Ona też od zawsze tak robiła. Słowa pojawiły się w jej głowie stopniowo, niedługo po odejściu matki. Sama nie wiedziała, czy mają właściwie jakiś sens, ale obcy, z którym podzieliła się tym własnym, osobistym tekstem usypianki, z pewnością nie potrafił tego ocenić.

Strach przed ciemnością, który u człowieka pojawia się wraz z rozwojem mowy, właściwie nie dotyka mieszkańców azylu. U tych gatunków układ nerwowy uodpornił się na lęki płynące z naturalnych źródeł. Noc, ból czy śmierć są dla wyspiarzy niczym więcej, niż zjawiskami przyrodniczymi. To u ludzi strach jest napędzany przez nadmiernie rozbudzone poczucie jednostkowej wyjątkowości. Nieludzie, przez tysiące lat odcięci od świata, pozbyli się go w drodze selekcji naturalnej. W środowisku zamkniętym, niemalże pozbawionym przemocy, był słabością, a nie zaletą.

„Właściwie nie powinnam śpiewać mu kołysanek, skoro ma się obudzić" – przyszło na myśl leczącej, a jej twarz przez chwilę rozjaśnił uśmiech. Trzecią noc z rzędu czuwała przy obcym, na zmianę zapadając w płytki sen i budząc się, by sprawdzać jego stan. Stan, który nie był agonią tylko dzięki jej bardzo pochopnej decyzji.

Nieprzytomny Peter Warden leżał w suchej części lecznicy, a w miejscach poparzeń pojawiały się coraz większe płaty świeżego naskórka. Cienkiego i słabego, ale wyglądającego zdrowo. Dziewczyna o krótkich, białych włosach i oczach, które Peter miał zapamiętać do końca życia, nie umiała opuścić go na dłużej niż kilka chwil. Obawiała się ponownej zapaści – takiej, z jakiej udało jej się uratować go tamtej pierwszej nocy. Nie była jednak pewna, że drugi raz te próby okazałyby się równie skuteczne. Właściwie to nie była pewna, czy w ogóle by je podjęła.

Trzydziesty równoleżnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz