25.

18.8K 862 32
                                    

Po słowach Krzysztofa zapada niezręczna cisza. Nasi wspólni znajomi wyglądają na zakłopotanych stąd wiem, że zupełnie nie spodziewali się takiego finału. Paradoksalnie jestem Kamińskiemu za to wdzięczna, bo utarł nosa tym wszystkim amatorom swat. Tylko szkoda, że moim kosztem. 
- Twoja dziewczyna?- powtarza niepewnie Bartek- Nie mówiłeś, że kogoś masz.
- To aż taki problem, że przyprowadziłem gościa na twoją imprezę?- pyta Krzysiek udając, że nie dostrzega rzeczywistego problemu. Bo przecież Kasprzakowi wcale nie chodzi o to, że przyszedł z kimś na przyjęcie. On po prostu nie może uwierzyć, że przyszedł na to przyjęcie z nową dziewczyną. Przez chwilę zapada między nami dziwna cisza. Nieznajoma brunetka też chyba zaczyna czuć się niezręcznie (no bo chyba tylko ktoś z wrażliwością słonia nie zauważyłby, że coś jest nie tak)
- Cześć, jestem Marzena.- wita się z nami. A ja czuję się tak jakbym oglądała to wszystko z boku. To nie ja stoję tam witając się z dziewczyną mojego byłego, mówię sobie w myślach.
- Hej, nie wiedziałem, że aż tak was zaskoczę- śmieje się Krzysiek- Ale mimo to moglibyście się przywitać.- Na te słowa Andrzej pierwszy otrząsa się z wrażenia.
- Taa, jasne. Jestem Andrzej, a to przyjaciele Krzyśka Karol, Bartek i jego narzeczona Iza. To jej przyjaciółka Andżela a to...- urywa na chwilę, a ja modlę się żeby nie wyjechał z jakimś tekstem, że jestem byłą jej chłopaka- - To Agnieszka, też przyjaciółka Izabeli.- kończy mało zręcznie. Gdy dziewczyna na mnie patrzy staram się do niej uśmiechnąć. Na dodatek w tym momencie parzy na mnie Krzysiek, więc mam utrudnione zadanie. Nie chce tu być, powtarzam myśląc o moim przytulnym pokoju w domu. Po jaką cholerę lazłam na to przyjęcie? Ale gdybym teraz wybiegła chyba wszyscy zorientowaliby się, że to przez towarzystwo Kamińskiego (i tej całej Marzeny). Mimo wszystko szukam w głowie jakiejś wiarygodnej wymówki żeby stąd odejść. I gdy już mam zamiar się odezwać czuję jak moją dłoń ukrytą za plecami ktoś ściska. Delikatnie odwracam się w bok aby zobaczyć, że to Karol. Gdy patrzę w jego oczy już wiem, że on przejrzał moje myśli. Tylko jak?
- Miło mi was poznać- z uśmiechem podaje nam po kolei dłoń Marzena. - Wy też jesteście parą?- pyta wskazując na mnie i Zawadzkiego. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on wciąż pokrzepiająco trzyma moją dłoń. Powoli wypuszczam jego rękę.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi- odpowiada Karol.- A wy długo jesteście razem z Krzyśkiem? Wydaje mi się, że o tobie nie wspominał...
- Szczerze mówiąc, to...- zaczyna dziewczyna, ale Kamiński jej przerywa.
- Może i znamy się krótko, ale wystarczająco. Bartek też nie znał Izy długo a teraz mają brać ślub.
- Tak...- potwierdza Karol niepewnie. I znów zapada między nami milczenie. Po chwili jednak Zawadzki odzywa się pewnym głosem- Mogę z tobą porozmawiać w cztery oczy? To nie zajmie nam długo.
- Jasne- zgadza się Krzysiek, a ja z ulgą przyjmuje jego odejście. Tylko, że zostajemy razem z Marzeną. Teraz postanawiam stchórzyć. A co mnie obchodzi, że jak ON to odbierze? Przecież nie zamierzam się z nim nigdy więcej widzieć. Gdy przepraszam wszystkich i mówię, że muszę skorzystać z toalety (co jest bardzo dziwne, bo nie minęła jeszcze godzina od mojego przyjścia, ale co tam) staram się spojrzeć na wszystko obiektywnie. Owszem, Krzysiek mnie zaskoczył, ale na co liczyłam? Że pozostanie sam do końca życia, bo rozstał się ze mną? Na jakich bajkach się wychowałam, ganię się w myślach wychodząc z budynku. Ale przechodząc obok ogrodu słyszę znajome głosy. Mimowolnie przystaję chowając się za ścianą.
- O co ci chodzi?- zabrzmiał głos Kamińskiego
- Dobrze wiesz o co, nie udawaj głupiego. Po co ją tu przyprowadziłeś? Na złość Adze? Chciałeś żeby była zazdrosna?
- Co ty znowu za niestworzone historie wymyślasz? Przypominam ci, że zerwaliśmy ze sobą wieku temu, więc dlaczego miałabym tego chcieć? Poza tym przecież nic takiego się nie stało.
- Nic takiego? Więc dlaczego się tak zachowujesz? 
- Niby jak?
- Cały czas szczerzysz się jak umysłowo chory.
- Wiesz co, chyba mam dość tych bzdur- w głosie Kamińskiego słyszę wściekłość.- Robicie wielkie widły nie wiadomo z czego. Jakoś nie zauważyłem, żeby na mój widok zalewała się łzami. 
- Więc jesteś ślepy.
- To ona mnie zostawiła!- wybucha- Czemu atakujesz mnie? Przecież wiesz jak było. Tylko tobie powiedziałem prawdę...- zaczyna mówić coś ciszej. Nie jestem w stanie tego usłyszeć, więc dyskretnie ulatniam się. Mam nadzieję, że po wszystkim Andżela nie będzie na mnie zła, że sama wracałam po nocy.( bo wszystkim powiedziałam, że idę tylko do toalety) Poza tym, nie jest jeszcze tak ciemno. Na pewno musi być jakiś autobus...Staram się zagłuszyć myśli o tym co właśnie usłyszałam. „To ona mnie zostawiła”, powiedział z wyrzutem. A więc jednak wcześniej tylko udawał i ma do mnie żal. Próbuję zastanowić się dlaczego to tak bardzo mnie boli. Dlaczego znów wróciły te wszystkie wspomnienia zalewające moją głowę? Ja z Krzyśkiem w pizzerii, kinie, na gokartach, w parku...Nie potrafię wyrzucić tych obrazów z myśli choć tak bardzo chcę. Zupełnie, jakby jakaś tama wewnątrz mojego mózgu puściła i falą zalewała moją świadomość. „To ona mnie zostawiła!”, znów słyszę w swojej głowie jakby wypowiedział to Krzysiek stojąc obok mnie. I słyszę w nich ból i niemy wyrzut. 
„Boję się za zakocham się w tobie tak mocno, że nie będę już umiała bez ciebie żyć”, przypominam sobie wypowiedziane kiedyś przez siebie słowa.
„A kto powiedział, że będziesz musiała beze mnie żyć?”
„A co zapewnisz mnie, że zostaniesz ze mną na zawsze?”
„Tak. Mogę ci to obiecać. Bo w tej chwili mam tę pewność. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię i zawsze będziemy razem. Bo cię kocham.”. 
Boże, dlaczego to tak boli? Dlaczego teraz gdy uporałam się już ze wszystkim oni mi to zrobili? Może za rok, za dwa gdybym dowiedziała się o tym że Krzysiek kogoś ma byłoby inaczej. Ale tak? Gdy ból w moim sercu nie zdążył złagodnieć?
„To ona mnie zostawiła”
Tak do diabła, myślę zła. To ja go zostawiłam. A on obiecał, że nigdy tego nie zrobi. Więc do cholery czemu mam do niego pretensje? Bo nie cierpi tak jak ja? Bo nie patrzy wstecz i ma nową dziewczynę? Zaczynam czuć pogardę do samej siebie. Kiedy stałam się taka żałosna? Niczym bohaterka tandetnego romansu, myślę wycierając załzawione oczy. Głęboko wciągam świeże powietrze próbując się uspokoić. Nie będę już płakać, nie będę patrzyła wstecz. To, że Krzysiek tak zrobił powinno mi tylko wszystko ułatwić. Poza tym pozostaje jeszcze moja umowa z Władysławem Kamińskim. I nadal nie spłaciłam długu.
Gdy docieram do domu, wysyłam SMS Andżelice z przeprosinami. Prawdę mówiąc teraz jestem na siebie zła, bo wszyscy zaczną żałować się mnie niczym głupiej zakochanej idiotki (choć w sumie to prawda). A teraz, jestem w tak bojowym nastroju, że z chęcią spędziłabym na tym przyjęciu całą noc. I jeszcze tańczyłabym ze wszystkimi chłopakami żeby zrobić mu na złość. Zdejmuję buty ciesząc się w duchu, że nie założyłam tego głupiego wisiorka. Przecież gdyby Krzysiek zobaczyłby mnie w nim dzisiaj to skompromitowałabym się doszczętnie. Mimo to zaglądam do ostatniej, dolnej szuflady biurka i wyjmuję go ostrożnie zerkając jednocześnie na małego różowego prosiaczka.(tak, tego z loterii) Potem wyciągam zdjęcie Krzyśka i patrząc na nie zastanawiam się kiedy ostatnio otwierałam tę ostatnią szufladę. Szybko podnoszę się z podłogi i rozbieram. Kładąc się spać głośną muzyką próbuję zagłuszyć swoje myśli. Dzięki temu, szybko zasypiam.
Rano, zerkając na wyświetlacz dostrzegam kilka wiadomości i nieodebranych połączeń. Przez chwilę czuję się winna, ale przecież wysłałam Andżeli wiadomość, że wrócę sama, prawda? Więc czemu oni wszyscy...
- Hej- odzywam się widząc, że Mariola wparowuje do mojego pokoju bez pukania.
- Sorki siostra, ale przyszła Andżela z Izą. Są zmartwione. Nie wróciłyście wczoraj razem? - nie zdążam jej odpowiedzieć, gdy do pokoju wchodzą moje przyjaciółki.
- Agnieszka, dotarłaś bezpiecznie?- zaczyna troskliwie jedna z nim.
- I jak poszło spotkanie?- pyta moja siostra.
- No, totalnie nie wyszło- odpowiada jej Andżelika.
- Co to ma znaczyć? Więc wiedziałaś, gdzie idę?- rzucam niedowierzające spojrzenie na Mariolę.
- Tak. Chciałam pomóc wam spróbować jeszcze raz. Wiem jak się tym gryzłaś przez ostatnie miesiące i żałowałaś, że z nim zerwałaś.
- Więc teraz wszyscy wiedzą lepiej ode mnie co czuję, tak?- wzbiera we mnie wściekłość. Począwszy od tego, że jest dziewiąta rano, ja jestem jeszcze w piżamie i leżę w łóżku a one wparowały do pokoju jak gdyby nigdy nic. I jeszcze próbują sterować moim życiem. Może to dlatego mówię o parę słów za dużo- To, że ostatnio się zmieniłam powinnaś zrozumieć w szczególności ty, Mariola- mówię znacząco i wiem, że ona rozumie że chodzi tu o naszego ojca.- Poza tym, czemu robicie z tego taki problem? Nie sądzicie, że gdybym chcielibyśmy być z Krzyśkiem razem to po prostu bylibyśmy? Czemu na siłę wmawiacie mi uczucia do niego? Jak byś się czuła Andżelika gdybym wciąż na siłę swatała cię z Andrzejem wiedząc, że to bez sensu?
- Andrzej to idiota. Ale Krzysiek...
- Co Krzysiek? Kiedyś z nim chodziłam, ale teraz to już skończone. Ile miałaś już chłopaków, co? I jakoś gdy zrywałaś z nimi nigdy nie próbowałam wbrew tobie umówić cię z twoim byłym.
- Przepraszam, myślałam...wszyscy myśleliśmy, że robimy dobrze.
- W porządku- mówię już znacznie spokojniejsza. Bo oni naprawdę chcieli mi tylko pomóc. Tylko nie mają pojęcia, że miłość moja i Krzyśka już nie istnieje.- Ja też przepraszam za ten wybuch. I za wczorajsze zachowanie. - Wiem jak to mogło wyglądać gdy tak szybko wyszłam. Chyba nie myślałyście, że zalewam się łzami, co?- pytam tonem sugerującym coś innego. I czuję się trochę nieswojo na wspomnienie swoich wczorajszych szlochów. Ale one przecież nie muszą o niczym wiedzieć
- Więc ty naprawdę...do niego...już nic?- pyta mnie cicho Iza.- Myślałam, że po prostu ta odległość...-Z trudem kręcę przecząco głową.
- Nie, raczej nie. Oczywiście, że wczoraj byłam w lekkim szoku gdy go zobaczyłam, ale spotykając swojego byłego każda z was czułaby się chyba trochę nieswojo, prawda?- pytam retorycznie mając nadzieję, że kupią ten kit.
- No tak, masz rację. Teraz czuję się trochę głupio- mówi Iza.
- Niepotrzebnie. Ty zyskałaś swojego księcia z bajki. Ja muszę jeszcze trochę poczekać.
- Ze mną- dodaje Andżela.
- Tak z tobą- mówię uśmiechając się z przymusem.
Tego samego dnia odwiedza mnie Karol. I jego również próbuję okłamać mówiąc, że mam się całkiem dobrze. Nie wydaje się być tak łatwowierny jak dziewczyny, ale posłusznie nie drąży tego tematu. 
- Jak było potem na przyjęciu?- pytam go głównie żeby zmienić temat. No bo przecież po porannej wizycie dziewczyn otrzymałam dokładną relację.
- W porządku, przyjęcie jak przyjęcie. Bartek z Izą oczywiście promienieli. Czemu uciekłaś tak szybko?
- Wiesz, chyba cała ta sytuacja była dość niezręczna. Postąpiliście trochę nie fair nie mówiąc mi i Krzyśkowi o wszystkim.
- Wiesz, że on przyszedł tam z nią tylko po to, żebyś zobaczyła, że nie jest sam?- jego pytanie zupełnie wytrąca mnie z równowagi. Kręcę przecząco głową.
- Nie wydaje mi się. Już mówiłam, że zbyt dużo sobie wyobrażacie. Tak, spotykałam się z Krzyśkiem, ale co z tego? Teraz już wszystko minęło.
- Na pewno? Nic do niego nie czujesz?
- Och, znowu zaczynasz?- próbuję się roześmiać.
- Odpowiedz mi.
- A co pójdziesz potem powiedzieć to Krzyśkowi?- mam nadzieję żartem zażegnać niezręczny temat.
- Jeśli odpowiedź będzie twierdząca to tak.
- W takim razie nie musisz.- mówię tylko- A jak tam z Krystianem? Nie wspominałeś o nim ostatnio.- Karol patrzy na mnie kilka sekund jakby zastanawiając się na ile moje pytanie ma być próbą zmiany tematu.
- Nie wiem. Ostatnio między nami się trochę popsuło. Wiesz, studiuję prawie 300 km stąd i częste kontakty są utrudnione. On zarzuca mi, że rzadko przyjeżdżałem.
- Hm, trochę go rozumiem. Ale chyba teraz będzie wszystko w porządku. - Bo zostajesz w mieście na wakacje?
- Chyba tak.- odpowiada wpatrując się w moją komodę- Nie masz już tego dużego pluszaka? 
- Nie, jestem już na to raczej za duża- Bo Karol chyba nie wiedział, że miś był prezentem od Krzyśka, a teraz stoi na strychu żeby mi o nim nie przypominał.
- Ładny był.- drąży, a ja zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem jednak nie wie kto był jego nadawcą. Mimo to brnę dalej.
- Tak. 
- Twoja komoda wygląda teraz trochę na pustą.
- O co ci chodzi?- teraz zyskuję pewność, że wie o nadawcy misia.
- O nic- kręci tylko głową.- W takim razie chyba powinienem się zbierać: ojciec wciąż goni mnie do pracy w banku. A właśnie, od dawna pracujesz w tamtym oddziale gdzie się wtedy spotkaliśmy?
- Prawdę mówiąc to nie, dopiero drugi tydzień.
- I zamierzasz pracować całe wakacje?
- Nie wiem, jeśli będę miała na to ochotę, to tak- nie zamierzam mówić mu, że zamierzam pracować aby jak najszybciej spłacić dług. Niech wszyscy myślą, że robię to z nudów.
- W takim razie może będę miał dla ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę?- jestem zaintrygowana
- Zobaczysz. Na razie- posłusznie idę za nim i odprowadzam go do drzwi. O co może mu chodzić?
Następnego dnia, gdy idę do pracy odpowiedź na to pytanie znajduję sama. Bo w banku, w archiwum zastaję Karola.
- Co tu robisz?
- Mówiłem ci, że ojciec kazał mi się wdrożyć. Więc wybrałem sobie ten oddział mając nadzieję na twoje miłe towarzystwo.- zdejmując dżinsowa kurtkę uśmiecham się do niego.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? A ja już nastawiłam się na tyle pracy z poniedziałku...
- Nie sądzę, żebym służył dużą pomocą. 
- Spokojnie, wszystko ci wytłumaczę i wyjaśnię. Zrobię z ciebie takiego bankiera jak się patrzy... 
- Już się boję- udaje Karol, a ja mimowolnie się uśmiecham. Bo on zawsze potrafi wywołać na mojej twarzy uśmiech.
Gdy kończmy pracę Zawadzki proponuje, że odwiezie mnie do domu. I choć odmawiam twierdząc, że jazda komunikacją miejską po dziewiętnastej nie jest wcale niebezpieczna, on nie daje się przekonać. Mimo wszystko jestem mu za to wdzięczna.Tylko czuję się trochę winna gdy dzwoni Krystian. Bo nawet siedząc obok słyszę jego oskarżycielskie pytanie: „Więc jesteś z tą Agnieszką? Przecież mogłaby jechać do domu sama. Co, jesteś jej szoferem?” Karol jak zwykle próbuje załagodzić sytuację, ale nic to nie daje. Bo słyszę, że chłopak Zawadzkiego się rozłącza.
- Chyba jednak nie powinieneś mnie odwodzić. Nie mówiłeś, że miałeś się spotkać z Krystianem. Nie zawracałabym ci głowy.
- Daj spokój. Mam już dość tego jego stałego kontrolowania. To, że jesteśmy razem, nie znaczy że powinniśmy spędzać każdą wolną chwilę razem.
- No tak- przyznaję, ale zaraz przypominam sobie, że będąc z Krzyśkiem ja tak właśnie robiłam. Tylko, że nie z konieczności, a z chęci.
- Pozłości się trochę i mu przejdzie- Karol śmieje się mrugając do mnie wesoło- Można powiedzieć, że w naszym związku to on jest tak trochę dziewczyną. Wiesz, te całe lamenty o najmniejsze spóźnienie, obrażanie się...- zaczyna wymieniać, a ja czuję że znów się śmieję. Gdy dojeżdżamy pod mój dom żegnam się z Zawadzkim. I uświadamiam sobie, że dzięki niemu nawet ani razu nie pomyślałam o Kamińskim.
Gdy wchodzę do domu, mama pyta mnie na wstępie:
- Byłaś z jakimś kolegą?- oczywiście to słowo w jej ustach sugeruje coś zupełnie innego niż tylko kolegę.
- Tak, z Karolem. Od dzisiaj zaczęliśmy pracować razem. Ojciec chce żeby trochę podszkolił się zanim kiedyś przejmie po nim stołek
- Więc on jest synem tego Zawadzkiego? TEGO?
- Chodzi ci o prezesa PKO? Tak- mówię nakładając sobie na talerz zupy. 
- Matko, ale ty masz też kolegów. Wiesz jaka jego rodzina musi być bogata?- pyta z niedowierzaniem tata.- Ty to się jednak umiesz ustawić.- momentalnie zamieram z łyżką w dłoni.
- To to niby miało znaczyć?
- Och nie oburzaj się kochanie, tak tylko sobie żartuję.- tylko szkoda, że twoje żarty jakoś mnie nie bawią, myślę. 
- A, była tu dzisiaj jakaś twoja koleżanka.- wtrąca znowu mama- Pytała o ciebie, ale powiedziałam jej że pracujesz. Kasia Jakaśtam. Znasz ją?
- Tak, pewnie chodzi o moją znajomą z uczelni. Mówiła po co przyszła? 
- Chyba chciała gdzieś cię zabrać, wyglądała tak jakoś dyskotekowo.
- Pewnie tak- zgadzam się potulnie, bo nie mam zamiaru tłumaczyć mamie, że Kaśka ubiera się tak raczej na co dzień. Po kilku minutach, gdy tata idzie do sypialni mama pyta:
- Długo zamierzasz pracować w tamtym oddziale?
- Jeszcze nie wiem.
- Przecież wiesz, że teraz jest już dobrze gdy...
- Gdy co? - przerywam jej- Gdy ojciec pracuje w firmie, której przełożonym jest Władysław Kamiński? Gdy w każdej chwili mogą go zwolnić za byle drobnostkę? To nazywasz pewnością i tak chwalisz? Że jesteśmy zdani na jego łaskę?
- Wiesz, że nie o to mi chodziło- odpowiada mi zażenowana- Ale przecież ojciec tylko dla niego pracuje, to gadanie o łasce jest zbyteczne.
- Jasne- odpowiadam z sarkazmem.
- Nadal... ty nadal coś czujesz do tamtego chłopaka?- pyta mnie nieśmiało pierwszy raz od kilku miesięcy. A ja zastanawiam się czemu właśnie teraz wszyscy uparli się żeby mnie o to pytać.
- A czy to ważne co ja czuję? To już i tak skończone, więc po co w ogóle o tym rozmawiać?- pytam retorycznie wstając od stołu i idąc do swojego pokoju. Bo na dziś mam już dość rozmów o Krzysztofie Kamińskim.
Następnego dnia, będąc w pracy dzwoni do mnie Kaśka. Tak jak wczoraj podejrzewała mama chce mnie wyciągnąć na imprezę.
- Proszę zgódź się. Jeśli przyjdziesz namówisz też Pawła Czechowskiego.
- O, więc chodzi ci tylko o niego? Myślałam, że już się za mną stęskniłaś- udaję smutek.
- Nie o to chodzi, ale wiesz przecież, że jeśli ciebie nie będzie on też nie przyjdzie. Kumplujecie się no, nie? A bez niego nie będzie imprezy.
- Chyba żadnego kawałka pizzy- sprostowuję.
- Aleś ty złośliwa. To co, wpadniesz?
- Nie wiem czy dam radę w środę. W czwartek rano muszę iść do pracy.
- Och proszę...
- Może dam ci jego numer i sama zadzwonisz? Tak będzie prościej.
- Aga, nie bądź taka...- błaga mnie tak jeszcze przez kilkanaście sekund aż Karol przypatruje mi się ciekawie.
- Dobrze, już dobrze. Wpadnę na chwilę. Zadowolona?
- Taaaak!- słyszę po drugiej stronie.- Wyślę ci info z dokładnymi informacjami. Jeszcze raz wielkie dzięki.
- Tak. Do zobaczenia- żegnam się z nią.
- To jakaś twoja znajoma ze studiów?- pyta mnie Karol gdy kończę połączenie.
- Tak, zakręcona jak słoik dżemu Kaśka. Ubzdurała sobie, że jak nie przyjdę na imprezę to Paweł...- urywam uświadamiając sobie, że Karol przecież nie ma o niczym pojęcia.
- Paweł?- zachęca mnie do kontynuowania.
- No wiesz, to ktoś w stylu studenckiej gwiazdy na uniwerku. Kaśka twierdzi, że jak on nie przyjdzie, to impreza jest nie udana. Ale tak naprawdę to myślę, że się w nim dułży. 

Od nienawiści do miłości ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz