14.

26.8K 958 17
                                    

Ale potem dzieje się coś, co całkowicie zbija mnie z tropu. Bo Krzysiek mówi: „cześć”- i nie zwraca się przy tym do mnie. A gdy Michał odpowiada mu tak samo, moje zdezorientowanie wzrasta. Gapię się tak na nich bez słowa nie wierząc własnym uszom gdy zaczynają rozmawiać. Co to ma znaczyć? Gdy Michał odchodzi pytam Krzyśka cicho:
- Co to było?
- A co miało być?
- Nie udawaj. Przecież jeszcze miesiąc temu się pobiliście, a teraz rozmawiacie jak przyjaciele?
- Bez przesady- nadal udaje, że nie rozumie, więc dotykam lekko jego ramienia.
- Krzysiek...
- Już dobrze. Spotkałem się z nim jakiś czas temu i wszystko wyjaśniłem. - Powiedziałem, że jest mi przykro za ten złamany nos.
- Przeprosiłeś go?- z wrażenia aż mnie zatyka. 
- Można tak powiedzieć- stwierdza enigmatycznie.- To co jedziemy?- pyta gdy wsiadamy do auta.
- Czekaj, nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
- Nie wiem. Jakoś wyleciało mi to z pamięci.
- Akurat.- prycham- Dziękuje.
- Ty, mi? Za co?
- Za to, że pierwszy wyciągnąłeś do niego dłoń mimo to, że był winny. 
- Och, a ty znowu o tym- uśmiecha się do mnie patrząc w oczy- A więc możesz chyba dopisać jeden punkt do mojego dzienniczka Dobrych Uczynków.
- Oczywiście. Masz za to dużego plusa. 
- Wolałbym buziaka.- lekko cmokam go w policzek udając, że nie zauważam jego rozczarowanej miny.
- Więc gdzie jedziemy?
- Ty decyduj. Ale najpierw musimy jechać na chwilę do mnie do domu żebym się przebrał. Wracam prosto z treningu.
- Och- dopiero teraz zauważam, że pod kurtką ma dresową bluzę. Czuję się mile połechtana faktem, że przyjechał do mnie tak szybko. 
Tylko nie zaczynaj znowu z tymi domysłami- niewłaściwie odczytuje moją reakcję.
- Nie o to chodzi.- wyjaśniam.- Ale jeśli chcesz to nie musisz się przebierać. I tak w dresie czy w dżinsach wyglądasz dobrze. 
- Tak sądzisz?- pyta patrząc na mnie szczerząc się wymownie.
- Och, tylko to zapamiętałeś z tego zdania? I patrz lepiej na drogę.- w odpowiedzi tylko się uśmiecha.
- Po pół godzinie jesteśmy na miejscu pod wielkim budynkiem z kwiatowym ogrodem i fontanną. Wszystko wygląda pięknie i zdaje się do siebie pasować nawet w najmniejszych szczególe. Jeśli sądziłam, że dom Karola jest najwspanialszy z tych które dotychczas widziałam to Kamińskiego jest jeśli nie tak samo wielki to przynajmniej drugi w kolejności.
- Idziemy?- wyciąga do mnie dłoń pomagając wygramolić się z auta. Teraz rozglądam się jeszcze łapczywiej.
- Więc to tu mieszkasz?- pytam retorycznie- Wow.
- Jest wielki, co?- kiwam głową- Tam po lewej stronie są główne drzwi wejściowe- pokazuje mi gdzie mam iść. Główne drzwi wejściowe? A więc ile jest niegłównych? Środek zaskakuje mnie jeszcze bardziej: czuję się zupełnie nie na miejscu w pomieszczeniach pełnych różnorakich rzeźb i obrazów. Jak świnia w składzie porcelany. No dobra, robaczek. Jakoś nie lubię porównywać się do świni. W drodze do pokoju Krzyśka mijamy jakąś pokojówkę czy tam sprzątaczkę. Gdy jesteśmy już na miejscu, Kamiński odzywa się do mnie.
- Poczekasz tu na mnie chwilę? Pójdę się tylko przebrać i zaraz wracam
- Jasne- odpowiadam. Gdy zostaję sama podnoszę się z fotela i podchodzę do regału. Oglądam umieszczone na nim medale i puchar, różne książki i zdjęcia. Te ostatnie przykuwają moją uwagę. Widzę kilka fotografii małego roześmianego chłopca z uroczymi dołeczkami na policzkach, które tak lubię na twarzy Krzyśka. Obok stoi duża fotografia z dwojgiem dorosłych (chyba jego rodziców) aż wreszcie dochodzę do ostatniej na którym widzę najwyżej trzynastoletnią Majkę szczerzącą się do aparatu z Krzyśkiem. Wtedy coś sobie przypominam.
- A gdzie jest pokój Mai? Chciałabym się chociaż z nią przywitać- mówię po jakiś kilku minutach od wyjścia Krzyśka z drugiej części pokoju (bo na niego składa się właściwie jeszcze sypialnia i łazienka z oddzielnymi drzwiami.) Zza nich, słyszę stłumiony głos Kamińskiego:
- Teraz jej nie ma. Wyszła razem z koleżankami. Gdy nie ma rodziców zawsze korzysta z okazji.
- Aha- odkrzykuję w odpowiedzi. Jak to: nie ma rodziców? Po chwili słyszę dźwięk otwieranych drzwi.- Więc jesteśmy tutaj sami?
- Tak, plus jakieś cztery sprzątaczki, kucharka i gosposia- odpowiada mi głos blisko mnie. Odwracam się w stronę jego właściciela.
- Hej, ubierz się.
- Przecież jestem ubrany- mówi najwyraźniej rozbawiony stojąc tylko w czarnej bokserce i szortach. Odwracam od niego wzrok.- Tak sobie myślę, że w sumie to możemy tu zostać.- dodaje wymownie.
- Tak? To bardzo dobry pomysł. Zawsze możemy się pouczyć.- nie daję się mu sprowokować.
- Tak, możemy się nauczyć wielu rzeczy- dodaje zbliżając się do mnie z błyskiem w oku. Szybko odwracam się od niego i ruszam w stronę szafy. Za sobą słyszę śmiech. Wyjmuję z niej jakąś koszulę na chybił trafił i mu ją odrzucam.
- Masz, załóż to i nie błaznuj.
- A co nie podobam ci się w takim stroju?
- Ani trochę- odpowiadam z rumieńcem na policzkach. No bo tak naprawdę to wygląda...tak męsko. Do tej pory kojarzył mi się jakoś tak bezosobowo. Tzn nigdy nie myślałam o nim w tych kategoriach. Bo wiecie, niektóre dziewczyny widząc każdego napotkanego chłopaka wyobrażają sobie jak wygląda pod spodem. A mnie nigdy to specjalnie nie interesowało. Ja patrzę (a przynajmniej do tej pory tak robiłam) na chłopaków tak jak na dziewczyny. Tzn zupełnie bezosobowo.
- Okej- odpowiada a ja z ulgą dostrzegam, że ma już na sobie przynajmniej koszulę.
- I spodnie też- dodaje. Głośno wciąga powietrze, ale posłusznie wychodzi i wraca już w długich dżinsach. Uśmiecham się do niego usatysfakcjonowana.- Znacznie lepiej.
- Aleś ty apodyktyczna.
- Uczę się od mistrza- puszczam mu oko i nagle mój wzrok prześlizguje się na jedną z górnych półek.- To twoja gitara?- pytam Krzyśka. Kiwa twierdząco głową- A więc grasz na gitarze?- upewniam się.
- No tak, kiedyś grałem. Teraz już nie.- wyznaje niechętnie.- Co cię tak bawi?
- Nic- odpowiadam tylko niczego nie wyjaśniając. No bo nie mam zamiaru powiedzieć mu, że zawsze miałam słabość do facetów z gitarą. Po prostu kojarzą mi się z romantycznymi buntownikami- idealistami, którzy są wyalienowani od reszty społeczeństwa- Zagrasz mi coś?
- A po co?- pyta wzruszając ramionami.
- Bo cię o to proszę?- to pytam, to stwierdzam.- Kamiński przez chwilę mi się przygląda, aż w końcu wstaje z fotela i sięga po gitarę leżącą na szafie.
- Masz szczęście, że sprzątaczki utrzymują to miejsce w czystości, bo nie ruszałem tej gitary od ponad roku.- mówi wyjmując z futerału instrument, który wygląda jak nowy. Zaczyna cicho brzdąkać.
- Zapomniałeś jak się gra?
- Też coś. Muszę ją trochę nastroić.
- Ile to potrwa?
- Kilkanaście minut.
- Więc zagraj coś bez strojenia.
- Ale dźwięki będą niewłaściwe i …
- Umiesz grać, czy to pudło leży na szafie dla ozdoby?- prowokuje go. I tak jak przypuszczałam zaczyna grać ładną, dość szybko twistową melodię. I gra naprawdę dobrze. Opieram się na wezgłowiu fotela na którym siedzi i z podpartymi łokciami słucham go w skupieniu. Jestem niemal zafascynowana tym widokiem. Nagle zatrzymuje struny i cisza niemal trzeszczy mi w uszach.
- No, koniec. Zadowolona?- uśmiechnięta kiwam głową.
- Co to za melodia? Ładna. 
- To zwykła prosta przygrywka.
- Nigdy bym nie pomyślała, że możesz tak dobrze grać.
- A co? Według ciebie całymi dniami próżnuje?
- Coś w tym stylu. Nauczysz mnie?
- Czego? Gry na gitarze?- kiwam głową.- Więc siadaj- poklepuje miejsce obok siebie. Ledwo mieścimy się obydwoje w fotelu. Potem zaczyna pokazywać mi proste chwyty, tłumaczy jakieś gamy, a i tak dociera do mnie piąte przez dziesiąte. Tak ekscytuje się grą. Potem gramy tak sobie jeszcze z Krzyśkiem ( a w zasadzie to on gra, bo to co ja robię z gitarą nawet w najlepszym wypadku nie może być uznane za grę.) Śmieszy mnie, gdy Kamiński w udawanym zniesmaczeniu zatyka sobie uszy. W końcu, po jakiejś godzinie odkłada gitarę na podłogę i przyciąga mnie do siebie. Od razu sztywnieje, ale on tylko przytula mnie do siebie delikatnie w ten sposób, że znajduje się teraz za mną obejmując mnie obiema rękami. Czuję jego twarz na swojej szyi blisko ucha.
- Podobała ci się lekcja?
- Bardzo. Choć pewnie tobie nie podobała się uczennica, bo raczej brak mi jakiegokolwiek talentu muzycznego.
- Hmm- mruczy mi w szyję- W sumie, to bardzo podobała mi się uczennica- uśmiecham się świadoma, że nie może tego zauważyć.
- Wiesz, że nie o to chodzi- odwracam lekko głowę w prawą stronę żeby spojrzeć na jego twarz- Gram okropnie i wiem, że przeżyłeś ze mną mękę.
Bez przesady. Zostanie mi trauma, ale może twoje towarzystwo mi ją wynagrodzi.- patrzę na niego ze zmrużonymi oczami.- No co, chciałaś żebym był szczery.
- Za grosz nie masz wyczucia.- mówię udając, że próbuję się wyrwać w jego objęć. Ale on trzyma mnie mocno. Zaczynam mocno napierać na niego plecami przygniatając go do oparcia fotela. Uwolniona uśmiecham się do niego tryumfalnie. 
- Aleś ty sprytna.- odzywa się ubawiony naszą zabawą. 
- Dziękuje.- pochylam lekko głowę- Wstawaj już, musisz odwieść mnie do domu. Powinnam już wracać.
- Przecież nie ma jeszcze nawet dziewiątej.
- Ale jutro jest szkoła, pamiętasz? Muszę rano wstać. A zanim dojedziemy stąd do mojego domu...
- Możesz tu nocować.
- Znowu zaczynasz?
- Nie serio. Mamy wolne pokoje, rodziców nie ma, więc nikt nie będzie o tym wiedział.
- Tak? I co powiem rodzicom: wybaczcie, nocuje u swojego chłopaka, nie martwcie się?
- Powtórz to.
- Powiedziałam, że przecież nie powiem moim rodzicom, że...
- Po raz pierwszy nazwałaś mnie swoim chłopakiem.- przerywa mi.
- Och- mówię tylko- O to ci chodzi.- Krzysiek uśmiecha się do mnie- To dlatego tak się szczerzysz?
- Tak, bo usłyszeć od ciebie coś miłego graniczy niemal z cudem.
- Teraz też nie powiedziałam ci nic miłego. Po prostu stwierdziłam fakt. 
- W takim razie cieszę się jeszcze bardziej. 
- Lepiej odwieź mnie już do domu, bo więcej do ciebie nie przyjdę.
- A co zrobisz jak tego nie zrobię?- znów się do mnie zbliża
- Jejku, to takie denerwujące kiedy usiłujesz mnie przestraszyć. 
- Więc nie boisz się mnie ani trochę?
- Nie. W ogóle nie jesteś straszny.
- Nawet teraz?- pyta pochylając się nade mną.
- Nawet teraz- odpowiadam cicho ciekając na pocałunek. Ale on nie nadchodzi, bo Krzysiek gwałtownie się ode mnie odsuwa.
- Szkoda- stwierdza uśmiechając się do mnie wymownie najwyraźniej zadowolony ze swojego zachowania. Usiłuję stłumić złość.
- Bardzo śmieszne.
- Ale co?
- Dobrze wiesz co. Ubieraj się, chcę już wracać do domu.
- Jeśli chcesz żebym cię pocałował możesz zrobić to sama albo mnie poprosić.
- Jeszcze czego- prycham- Kto powiedział, że chcę żebyś mnie całował?
- A ty znowu swoje. Po prostu chciałem się tylko upewnić.- mam ochotę zapytać czego chce się upewnić, ale postanawiam się nie odzywać. Nawet w drodze powrotnej niewiele ze sobą rozmawiamy i właściwie to tylko Krzysiek coś do mnie mówi:- Usnęłaś? Już dojeżdżamy- informuje mnie po kilkunastu minutach. Szybko zapinam kurtkę.
- To cześć- odpowiadam próbując otworzyć zamek. Ale ten nie ustępuje. Próbuję kilka razy aż wreszcie dociera do mnie, że Krzysiek zrobił to specjalnie. Patrzę na niego.- Co znowu?
- Nie pożegnasz się ze mną?
- Przecież się pożegnałam.Wkurza mnie jak wciąż zamykasz zamki. Czuję się jak w pułapce.
- Wiesz o co mi chodzi- mówi znacząco. Z głośnym ostentacyjnym westchnieniem głośno cmokam go w policzek. 
- Zadowolony?- odpowiadam świadoma jego irytacji. Jeśli chcesz żebym cię pocałował wystarczy poprosić? Też coś.
- Nie całkiem- mówi obejmując mnie z tyłu za kark i całując w usta. Czuję jakbym się roztapiała i zmieniała w plamę. Całowanie jest takie cudowne...Powoli Krzysiek odrywa się od moich warg, dotyka jednego z kącików, a potem składa pocałunki na mojej brodzie delikatnie trącając mnie nosem. Dopiero gdy zaczynam czuć jak rozsuwa mi kurtkę przytomnieję.
- Co ty robisz?- pytam go.
- Nic. Sprawdzam czy masz mój łańcuszek na szyi.- odpowiada mi, a potem wybucha śmiechem- Ty i te twoje myśli. Ale nie martw się, kiedyś spełnię te twoje fantazje.
- Jakie fantazje? Nie mam żadnych fantazji!-drę się na niego zażenowana. 
- Uwielbiam cię. Jesteś taka słodka- gładzi mnie delikatnie po policzku, a gdy odpycham jego rękę śmieje się jeszcze głośniej. Zamierza teraz sprawdzać moje reakcje?
- Idiota.
- Więc znów zostałem zdegradowany do tej roli? A już podobało mi się bycie kretynem.
- Czy ciebie nie da się obrazić?
- Raczej nie. Jestem na to zbyt gruboskórny, pamiętasz?- cmoka mnie szybko w usta przez co nie zdążam w jakikolwiek sposób zareagować.- Śnij dzisiaj o mnie.
- Chcesz żebym miała koszmary?- dodaję już łagodniejszym tonem. Patrzę na niego i przez chwilę uśmiechamy się do siebie.
- Idź już. Potem będziesz narzekała, że przeze mnie się nie wysypiasz. A musisz mieć jutro dużo siły.
- Dlaczego?- pytam zaintrygowana.
- Jutro się dowiesz.- postanawia być dla odmiany trochę tajemniczy. Zrezygnowana wysiadam z samochodu i w przypływie odwagi mówię:
- Mam na sobie twój łańcuszek. Noszę go od czasu kiedy jesteśmy razem.
Okazuje się, że Kamiński zabiera mnie na lodowisko. W sumie to zaprasza całą swoją paczkę, to znaczy Andrzeja, Bartka i Karola (który z racji niesprawnej ręki jest tylko kibicem) oraz moje przyjaciółki. Towarzyszy nam jeszcze jakaś Kamila (dziewczyna Andrzeja). Początkowo jeździmy sobie tak tylko bez celu, ale później Bartek proponuje grę w hokeja. Jako, że nigdy wcześniej nikt z nas oprócz Kamińskiego tego nie robił jest pełno upadków, upuszczeń kija i szukania krążka. Śmieję się z Izą jak najęta gdy nie udaje mi się trafić w krążek. Ale Krzyśka to nie bawi. No bo jakby nie było straciłam punkt.
- Nie umiesz trafić w krążek?
- Nie, nie umiem. Skończ wreszcie z tą kwaśną miną, bo zaczynasz mnie denerwować.
- Więc przyłóż się. Bartek z Izą też nigdy nie grali a jakoś nie robią takich błędów jak ty.
- Przecież to tylko zabawa. 
- Ale możesz się trochę postarać co?
- Nie nie mogę- odpowiadam nieźle wkurzona- Przecież to nie zawody.
- Nie każę ci grać jak zawodowiec, bo nim nie jesteś.
- Tak? Skoro jesteś taki wspaniały to sam sobie graj. Rzucam kijek na podłogę i przekręcam się na łyżwach. 
- Co robisz, wracaj!- grzmi za mną baryton Kamińskiego- zirytowana odwracam się
- Co znowu?
- Zamierzasz tak odejść?- Patrzę na niego ze zmrużonymi oczami. W końcu prześlizguję się i podnoszę swój kij.
- Masz rację, nie zamierzam tak odejść.- mocno uderzam końcem kijka w łyżwy Krzysztofa, tak że momentalnie się wywraca zanim zdążył w ogóle zorientować się co zrobiłam. Słyszę za sobą śmiechy.
- Czemu to zrobiłaś?!- ryczy na mnie rozwścieczony Kamiński.
- Bo tak mi się chciało.I kto teraz nie umie jeździć?
- Ty, poczekaj aż wstanę- zaczyna gramolić się z lodu, ale ja jeszcze bardziej go popycham i odjeżdżam w przeciwną stroną. Gdy udaje mu się w końcu wstać zaczyna mnie gonić, a reszta osób obserwuje nasze zmagania. Po jakiś dwóch czy trzech minutach (z racji tego że lepiej jeździ) w końcu mnie dogania. I od razu posyła mnie na poziom parteru. Nie pozostaje mu dłużna i oboje leżymy teraz wyrżnięci na lodzie. Dopiero teraz dociera do mnie cały komizm tej sytuacji i wybucham śmiechem. Krzysiek nadal minę ma nietęgą, ale gdy wstaję i wyciągam do niego dłoń ujmuję ją posłusznie...tylko po to żeby znów mnie wywrócić. Dopiero wtedy szczerzy się jak dziecko.
- Oko za oko, co?- pytam go leżąc obok 
- Żebyś wiedziała.- potem droczymy się tak jeszcze przez kilkadziesiąt sekund aż Kamiński dodaje- Wstawaj już z tego lodu, bo będziesz chora. 
W weekend postanawiam zabrać się do pisania mojej pracy maturalnej (poza tym w sobotę pracuję), więc nie umawiam się z Krzyśkiem. Ale nic mi to nie daje, bo wciąż o nim myślę. Jednak dobrze mi to zrobi. Nie powinnam chyba aż tak się do niego przyzwyczajać, prawda? Zwłaszcza mając maturę za dwa tygodnie. Jednak w kolejnym tygodniu o znalezienie czasu jest jeszcze trudniej. Ledwo udaje mi się wyskrobać go dla Andżeli i Izy. No i Majki, bo z nią też musiałam się spotkać. Krzysiek nie jest zadowolony z tego pomysłu. Dopiero Karol proponuje nam żebyśmy uczyli się razem. Ten pomysł przypada mi do gustu. Tylko w praktyce okazuje się to dużo cięższe do wykonania. No bo wciąż się ze sobą droczymy i kłócimy o każdy szczegół. Mimo to okazuje się, że Krzysiek świetnie mówi po angielsku. Jestem pod wrażeniem.A w zasadzie to coraz bardziej dziwię się ile rzeczy jeszcze nie wiem o tym chłopaku: jest wrażliwy, ma poczucie humoru, gra na gitarze, zna się na polityce i jest romantykiem....Mimowolnie uśmiecham się znad zeszytu do matematyki. Ha, przynajmniej w tym jestem lepsza. Cyferki są zdecydowanie moim konikiem. Patrzę na siedzącego naprzeciw mnie Krzyśka, który właśnie głowi się nad jakimś zadaniem. Ma lekko rozczochrane włosy, skupione spojrzenie i delikatny cień zarostu na policzkach. Jego usta zaciskają się w wąską kreskę. Wygląda tak atrakcyjnie, że mam ochotę podejść do niego i go pocałować. Prawdę mówiąc mam ochotę robić to bez przerwy. I wtedy uświadamiam sobie, że nie tylko jestem w nim zakochana, ale też go kocham. Na myśl poraża mnie tak bardzo, że przez chwilę siedzę jak wmurowana na krześle. No bo już nie mogę sobie wmawiać, że ten uścisk w piersi który czuję na jego widok jest spowodowany krótkotrwałym nic nie znaczącym zauroczeniem. Bo jestem pewna, że to co w tej chwili rozrywa mnie na milion kawałków to miłość. Miłość do Krzysztofa Kamińskiego.
- Oświadczył się jej kupując dwanaście róż?
- Co?- pytam zdezorientowana
- Pytam czy w drugim wyszło ci dwanaście.- wyjaśnia mi Krzysztof. Kręcę przecząco głową.
- Nie osiemnaście- odszeptuje cicho
- Pokaż mi jak to rozwiązałaś- zażąda pochylając się nade mną co wprawia mnie w jeszcze większe zakłopotanie. A najgorsze jest to, że wcale nie zdaje sobie z tego sprawy.- Ach, więc trzeba to jeszcze dodać...- mamrocze coś pod nosem dmuchając ciepłem swego oddechu w moją szyję. I nawet ten niepozorny gest wywołuje w moim ciele dziwne reakcję.
- Muszę na chwilę wyjść. Zaraz wracam- mówię i wychodzę z czytelni biblioteki. Opieram się o ścianę próbując uspokoić myśli. Spokojnie, przecież to nic takiego, uspokajam się w myślach. Po prostu go kochasz i co z tego? Czy muszę przeżywać wszystko jak dwunastolatka?
- Hej, co się dzieje? Źle się czujesz?- pyta wchodzący właśnie Krzysiek. Tak, przez ciebie, myślę.
- Nie. Po prostu trochę boli mnie głowa, więc stwierdziłam że lepiej będzie jak trochę się przewietrzę- Krzysiek obejmuje mnie ramieniem nieświadomy, że tylko pogarsza moje katusze. Albo przyjemność.
- Trzeba było założyć chociaż kurtkę. Zmarzniesz.
- Nic mi nie będzie, przecież jest już kwiecień- zbywam go delikatnie zdejmując jego ręce ze swoich ramion.- Zaraz wracam. 
- Dobrze- odpowiada i całuje mnie w policzek. Wtedy postanawiam przestać się martwić. Przecież ja coś do niego czuję i on do mnie też, więc gdzie widzę problem? Uśmiecham się do niego delikatnie. 
W następnym tygodniu wszystko toczy się już jeszcze szybciej. Lekcje w szkole (bo choć dawno już po końcu roku szkolnego to wciąż odbywają się zajęcia przygotowujące do matury) stresują jeszcze bardziej, bo czuję, że coraz mniej umiem. Na dodatek mama wciąż zarzuca mi, że zbyt wiele czasu spędzam z Krzyśkiem. Chyba nadal nie zdołała go polubić. Trudno, myślę. Po maturze i tak zdecydowałam, że oficjalnie zaproszę Kamińskiego do siebie. I tak już zbyt długo z tym zwlekałam. Choć przyczyną było również to, że mój dom w standardach jego wypada raczej blado. I trochę się wstydzę, że będzie się czuł niezręcznie. W międzyczasie zdążyłam poznać jego rodziców. Zdarzyło się to właściwie przypadkiem, kiedy spotkaliśmy się niedaleko Brylantowego Liceum. Krzysiek gwałtownie zamarł widząc dwójkę około pięćdziesięcioletnich ludzi.
- Krzysztof, a ty co tutaj robisz? Nie powinieneś być na treningu?- zapytała z łagodnym uśmiechem elegancko ubrana kobieta w starannie skrojonym płaszczu i (jestem pewna że torebce też)
- Yhm, spaceruje. Musiałem trochę odpocząć po nauce. Matura niedługo, więc postanowiłem wziąć się do pracy- Krzysiek uśmiechnął się sztucznie.
- Nie przedstawisz nas swojej koleżance?- odezwał się starszy siwowłosy mężczyzna o łagodnym spojrzeniu błękitnych oczu. Takich samych jakie widziałam u Krzyśka.
- Och, no tak. To jest Agnieszka Młynarczyk, a to moim rodzice- wyjaśnił mi to, czego już wcześniej się domyślałam. 
- To twoja koleżanka ze szkoły?- odezwał się znów starszy Kamiński.
- Tak, chodziła ze mną do klasy- czy tylko ja zauważyłam ten zręczny wybieg Krzyśka?
- No cóż, w takim razie pospacerujcie sobie jeszcze, a potem wracajcie do nauki.
- Oczywiście, mamo.- odpowiedział wówczas Kamiński. Ja, aż do tej pory nie wracałam pamięcią do tego wydarzenia. Ale teraz uświadomiłam sobie, że Krzysiek był wówczas jakoś dziwnie spięty. Przecież on rozmawiał ze swoimi rodzicami jak z obcymi ludźmi! A oni nie wydawali się tacy straszni. Nawet ojciec, na którego wielokrotnie narzekał Krzysiek. I to ten sympatyczny staruszek miał zmuszać go do studiowania Zarządzania i Administracji? Śmiechu warte. 
Gdy w końcu nadeszły wielkie dni egzaminów odetchnęłam z ulgą dopiero gdy wreszcie po dwóch tygodniach się skończyły. W tym czasie mało widywałam się z Krzysztofem, ale za to bardzo dużo rozmawialiśmy przez telefon i czat. Z każdym dniem czułam, że jestem w nim coraz bardziej zakochana. W moje urodziny, które zbiegły się z czasem w dniu ostatniej ustnej matury Krzysztof zaprosił mnie na randkę. Radośnie szczebiotałam mu o moich potknięciach na maturze ustnej i ekscytacji wynikami. Może dlatego nie zauważyłam, że był dziwnie nieobecny.
- Czemu jesteś taki poważny? Stało się coś?- pytam, go w pewnej chwili.
- Nie, skądże. Wszystko w porządku. Chyba- dodaje co nieco zbija mnie z tropu, ale postanawiam nie drążyć tematu. Dalej kontynuuję swoją paplaninę aż w końcu zdaję sobie sprawę, że Krzysiek mnie w ogóle nie słucha. Na początku jestem trochę zła, ale w końcu pytam ponownie:
Na pewno wszystko gra?
- Tak, jasne. To co mówiłaś o tym Uniwersytecie? Chcesz studiować w mieście Ekonomię, tak?
- Tak, myślę, że spokojnie się dostanę.
- To fajnie- odpowiada wciąż zamyślony. Postanawiam odłożyć rozmowę do czasu aż dojedziemy na miejsce. To znaczy do restauracji. Ale niespodziewanie skręcamy w prawo.
- To nie jedziemy tak gdzie zwykle?
- Nie, pomyślałem sobie że lepiej pojedziemy do mnie. Moi rodzice są teraz w pracy.
- Tak? Okej, jak chcesz. Mam nadzieję, że masz dla mnie jakiś prezent.- podpuszczam go.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że ci się spodoba- mówi dziwnym tonem.
- I szarlotkę- dodaje żeby rozluźnić sytuację, bo znów czuję się w jego towarzystwie niezręcznie. Krzysiek tylko uśmiecha się znad kierownicy. Gdy po kilkunastu minutach dojeżdżamy na miejsce Kamiński daje potrzebne instrukcje jakiejś starszej kobiecie co do jedzenia. W jego pokoju, rozsiadam się wygodnie na fotelu.- Wow, czuję się prawie tak jakbyśmy byli w jakiejś restauracji.- gdy siada naprzeciw mnie pytam go z uśmiechem- A tobie jak poszło? W ogóle nie mówiłeś nic na ten temat.
W porządku. Zobaczymy po wynikach- zdaje mi się, że chce mnie zbyć. Spuszczam wzrok nie wiedząc o co chodzi. Dlaczego on dzisiaj jest taki...daleki? Albo może ja sobie wszystko wyolbrzymiam? 
- Czemu tak zamilkłaś?
- Ja? To ty dzisiaj nie jesteś zbyt rozmowny.- Krzysiek klepie ręką miejsce obok siebie.
- Siadaj.- posłusznie przesiadam się na jego fotel. A więc jednak nie jest zły, myślę z ulgą. A gdy tylko siadam obok niego zamyka mnie w swoim uścisku i zaczyna całować. Z taką namiętnością, że aż czuję jakieś dziwne wibracje w okolicy brzucha. Mimo wszystko nie przerywam pocałunku. Nawet wtedy gdy jego ręce niebezpiecznie ześlizgują się z moich ramion na plecy, a potem trochę niżej. Przytomnieję dopiero słysząc pukanie do drzwi. Nieruchomieję i odrywam się od Krzyśka, ale on nadal trzyma mnie w żelaznym uścisku.
- Proszę- mówi zupełnie nie zwracając uwagi na moje zachowanie. 
- Przepraszam, przyniosłam tylko posiłek- odpowiedziała jakaś trzydziestokilkuletnia kobieta i szybko wyszła. Chyba nie tylko ja czułam się zażenowana.
- Hej, co ty robisz? Czułam się trochę niezręcznie.- żartobliwie klepię go w ramię
- Dlaczego? Przecież jesteś moją dziewczyną. To normalnie zachowanie między parą.
- Może i normalne, ale w towarzystwie to akurat było niegrzeczne.- w końcu udaje mi się wstać z fotela. Krzysztof posłusznie wstaje za mną.
- Ale teraz jesteśmy sami.
- Tak. Masz ochotę na szarlotkę? Bo ja z chęcią zjem kawałek.
- Nie, nie mam.- podchodzi do mnie od tyłu i obejmuje
- Tylko spróbuj, jest pyszna- podaję mu mały kęs na łyżeczce którą trzymam w ręku. Posłusznie otwiera usta.
- Hm, dobra. Może dokończysz później?- wyciąga mi talerzyk i łyżeczkę deserową z ręki.
- A co? Teraz chcesz dać mi prezent?
- Coś w tym stylu- odpowiada i odsuwa się trochę ode mnie. Potem ściąga bluzkę przez głowę razem z bokserką. Wpatruję się w niego oniemiała. A on gdy podnosi głowę patrzy na mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem.

Od nienawiści do miłości ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz