35. The End

34.9K 1.7K 294
                                    

Następnego dnia budzę się w ramionach Krzyśka. Mrugam gwałtownie oczami próbując sobie przypomnieć moment, kiedy rozmawiając wtulona w jego ramię na łóżku, zasnęłam. Patrzę na telefon. Jest już wpół do dziewiątej. A ja powinnam być w pracy za 30 minut. W pośpiechu zwlekam się z łóżka starając się nie obudzić Krzyśka, co marnie mi wychodzi, bo zawadzam nogą o leżącą gdzieś obok walizkę. Patrząc na mnie pyta:
- Co się stało? Musisz gdzieś iść?
- Tak, do banku. Za trzydzieści minut zaczynam pracę, a kompletnie o tym zapomniałam. Na szczęście w z twojego mieszkania będzie bliżej.
- Więc nadal pracujesz?
- Przecież teraz są wakacje.- wzruszam ramionami przeczesując palcem włosy- Dobrze, że porządkuję tylko papiery w archiwum. Gdybym miała pokazać się tak ludziom we wczorajszym wygniecionym ubraniu...
- Dla mnie wyglądasz pięknie. Powinnaś częściej nosić sukienki.
- Tą założyłam specjalnie dla ciebie- odpowiadam mu szczerze.- To na razie, lecę.
- Poczekaj, przecież cię podwiozę. Nawet nie zjadłaś śniadania ani nie zdążyłaś uczesać włosów.
- Przecież dopiero co wstałeś i jesteś zmęczony po długiej podróży. Dam sobie jakoś radę. W drodze kupię jakieś mentosy i gumę do żucia. Może uda mi się nikogo nie przestraszyć.
- Aleś ty uparta. Przecież ci powiedziałem...
W ostateczności Krzysztof odwozi mnie do pracy dzięki czemu zdążyłam nawet umyć jeszcze zęby i wziąć szybki prysznic.(choć prawdę mówiąc to nie czułam się najlepiej z tym, że robiłam to w domu Krzyśka, bo było to trochę krępujące. Choć z drugiej strony dobrze, że jeszcze pod końca miesiąca mieszkam z Andżeliką, która raczej nie powie moim rodzicom o mojej nocnej nieobecności). Tak uspokojona na duchu, spędzam czas na porządkowaniu rachunków starając się powściągnąć myśli o Krzyśku. Bo ty chyba już trochę nienormalne tak w kółko myśleć tylko o facecie. Facecie którego kocha się do szaleństwa i bezgranicznie, trzeba dodać.
- Agnieszka, ktoś chciałby się z tobą zobaczyć- krzyczy mi zza drzwi pani Barbara (tzn jedna z kasjerek) Podnoszę więc głowę zastanawiając się co u licha wymyślił znów ten Krzysiek. Ale gdy widzę w drzwiach jego matkę, mój uśmiech znika.
- Witaj Agnieszko.- odzywa się zamykając drzwi.
- Dzień dobry- odpowiadam mimo wszystko.
- Pewnie zastanawiasz się co ja tu robię.- robi krótką pauzę jakby czekając aż się z nią zgodzę. Nie robię tego jednak, więc kontynuuje- Chodzi o mojego syna.
- Jeśli znów zamierza mnie pani namawiać na to, żebym się z nim rozstała, to nic z tego.- oznajmiam stanowczo. Pani Małgorzata uśmiecha się blado.
- Ty go naprawdę kochasz, prawda? Zawsze chciałam żeby dziewczyna z którą zwiąże się w przyszłości była właśnie taka: akceptowała go w pełni z jego wadami i zaletami.
- Obawiam się, że nie rozumiem. Więc chce pani powiedzieć, że zgadza się na nasz związek?
- O, tego nie powiedziałam- zaperza się gwałtownie- Ale cieszy mnie przynajmniej fakt, że nie jesteś wyrachowana jak twierdzi mój mąż.
- W takim razie czego pani ode mnie oczekuje?
- Chce cię uświadomić na co się porywasz. Bycie żoną przyszłego prezesa Build&Project nie jest łatwe. Organizowanie przyjęć biznesowych, planowane obiady, spotkania...to wszystko nie jest łatwe.- Mimowolnie przypominam sobie tamto przyjęcie u Kamińskich, kiedy ojciec Krzyśka po raz pierwszy chciał mnie przekupić. Wzdragam się odruchowo.
- I to ma mnie zniechęcić?- pytam mimo wszystko. Przecież chcę wyjść za mąż za Krzyśka, a nie za jego przyszłą firmę.
- Nie- uśmiecha się starsza kobieta- Chcę po prostu żebyś pomyślała o wszystkich aspektach i poważnie do nich podeszła.
- Z tego co wczoraj słyszałam pani mąż chyba wyraźnie powiedział, że Krzysiek nie ma być jego przyszłym następcą.
- Teraz tak mówi, ale gdy zobaczy, że on nie zrezygnuje, to da mu spokój.- jej słowa wyraźnie mnie uspokajają. Bo choć zawsze wyobrażałam sobie, że z moimi przyszłymi teściami będę żyła w harmonii i świetnej komitywie, to jednak jeśli tylko Władysław Kamiński mnie zaakceptuje..
- Nie wiem co pani o mnie myśli, ale zapewniam, że wiem z czym to się wiąże. I wiem też, że Krzysiek i ja pochodzimy z różnych środowisk, bardzo się od siebie różnimy, często nie zgadzamy ze sobą....to jednak chcę z nim być. Chce z nim być mimo naszych ciągłych batalii o najmniejszy szczegół, jego kłótliwości czy mojej złośliwości. Bo będąc z nim wszystko to staje się nieważne: liczą się tylko uczucia jakie we mnie wzbudza. A to, że on czuje tak samo jest moją dodatkową nagrodą. Ja- urywam biorąc głęboki wdech- ja sądzę, że nie ma czegoś takiego jak dwa światy. My oddychamy tym samym powietrzem, stąpamy po tej samej ziemi, widzimy dany przedmiot takim jakim jest...to trochę patetyczne, ale taka jest prawda.- Moje słowa sprawiają, że kobieta baczniej mi się przypatruje
- Podobno...podobno na początku nie lubiliście się za bardzo- stwierdza, ale nie czuję w tym wyrzutu czy zarzutu. Uśmiecham się pod nosem wspominając nasze spotkanie w hali, 14 luty gdy podszedł do mnie z cynicznym uśmieszkiem zapytać o to czy napisałam mu walentynkę, naszą rozmowę podczas wieczoru karaoke, kłótnie przed szkołą...I teraz to wszystko tylko mnie bawi. Nawet to, że ochlapał mnie wodą zza kół swojego auta zupełnie jak mały dzieciak. Bo teraz już wiem, że przemawiała przez niego zazdrość.
- Tak...to mało powiedziane. Dokuczaliśmy sobie przy każdej możliwej okazji...
- On zmienił się dzięki tobie. To dlatego postaram się wpłynąć na mojego męża. I dlatego, że mimo wszystko nie wyjechał na drugi koniec Polski żeby całkowicie odciąć się od rodziny. Nawet jeśli zrobił to tylko dla ciebie.- jej słowa wywołują u mnie zupełnie dziwną reakcję. Bo nie potrafię się powstrzymać, żeby jej nie poradzić:
- Niech pani mu o tym powie- kobieta mruga oczami nie wiedząc o co mi chodzi- O swoich uczuciach. Mówiła mu pani, że go kocha, że będzie z nim mimo wszystko? Niech pani mu powie, że jest najlepszy w hokeju, że świetnie gra na gitarze, że wyróżnienie w postaci wymiany zyskał dzięki swojej ciężkiej pracy...Wtedy, dopiero wtedy on pani wybaczy.
Zaraz po pracy na parkingu czeka na mnie Krzysiek. Tym razem ma na sobie błękitną koszulkę polo, która podkreśla kolor jego oczu. Opierając się niedbale o maskę swojego auta patrzy na mnie szczerząc się jak dziecko na widok ulubionej zabawki.Szybko pokonuję kilkanaście dzielących nas metrów (choć ostatnie pięć przebiegam) Krzysiek ze śmiechem zamyka mnie w swoich ramionach.
- Chyba muszę częściej wyjeżdżać. Wtedy dopiero zaczynasz okazywać mi prawdziwe uczucia.
- Tylko mi się waż, a pokażę ci moje prawdziwe odczucia- grożę mu palcem, który lekko przygryza ustami. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
- Wsiadaj królewno. Muszę wcisnąć w ciebie dużą porcję jedzenia, bo wznów wydaje mi się, że schudłaś. Jeśli tak dalej pójdzie, to znikniesz całkowicie.
- Ha, ha ha- parodiuję śmiech spełniając jego polecenie. Przez całą drogę jazdy droczymy się w podobny sposób. W końcu, zatrzymując się przed niewielką restauracją, gdy kelner odszedł od naszego stolika odważam się powiedzieć:- Była dziś u mnie twoja matka.
- Znów cię straszyła?
- Nie- kręcę głową- Choć właściwie to trochę tak, ale to brzmiało raczej jak wskazówki. Ja...ja myślę, że ona mnie zaakceptowała.
- Chciałbym, żeby to była prawda, ale uwierz mi, że z moimi rodzicami nic nie jest łatwe.
- Nie, mówię poważnie. Powiedziała, że porozmawia z twoim ojcem i na niego wpłynie. Myślę, że powinieneś jej dać szansę.
- Szansę? Bo teraz powiedziała ci jedno miłe słowo, a przez cały ten czas chowała się za ramieniem swojego męża udając, że nie wie o wszystkich jego brudnych posunięciach i nie mówiąc o tym mnie?
- Ja wiem jak to brzmi. Ale nie możesz tak żyć. To twoi rodzice, ty też cierpisz.
- Nic mnie nie obchodzą i wcale nie cierpię. Skończmy lepiej ten temat.
- Krzysiek...
- Aga, proszę. Naprawdę, nie wiesz jeszcze wielu rzeczy. Nie wiesz jak wyrażali się o tobie, jak pogardliwie mówili...Nie mówiłem ci o tym, żeby cię nie zranić, ale uwierz mi, że nie było to nic przyjemnego.- Przełykam głośno ślinę.
- Domyślam się.
- Wiem, że patrząc na swoją rodzinę chciałabyś takie samo przywiązanie dostrzec w mojej, ale to się nie uda. Bo jedno małe słowo przepraszam niczego nie zmieni. Abstrahując od faktu, że przecież jak na razie to nikt go nie wypowiedział.
- Masz rację. Daję ci rady, a tak naprawdę nie rozumiem w pełni twojej sytuacji. Nie wiem jak musiałeś się czuć przez te wszystkie lata, jak cię traktowali. Wybacz mi. Czasami naprawdę staram się zbyt mocno naprawić coś, co już jest zepsute.
- Nie masz mnie za co przepraszam.- chwyta moje dłonie w swoje- Dziękuje ci.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że po prostu jesteś i trwasz przy moim boku. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że posiadanie kogoś takiego sprawia tyle radości i nadaje szczęściu zupełnie inne znaczenie. W Stanach, naprawdę było mi czasem ciężko. Wiesz, że raz o mało co nie wróciłem?
- Naprawdę? Gdy rozmawialiśmy wydawałeś mi się bardzo szczęśliwy.
- Trochę udawałem. Poza tym ty też ciągle się uśmiechałaś i zapewniałaś, że radzisz sobie świetnie.- uśmiecham się a on odpowiada mi tym samym. Myślę o tym jak wiele razy chciałam żeby do mnie już wrócił. A gdy kelner przynosi nam zupę, wciąż trzymamy się za ręce.
Dopiero po miesiącu dociera do mnie fakt, że Krzysiek już nigdzie nie wyjedzie i że mam go tylko dla siebie, więc nie muszę wyczekiwać każdej możliwej chwili spotkania z nim. Co oczywiście nie znaczy, że tego nie chce, o nie. Widujemy się tak często jak tylko się da. Moim rodzice już tak do niego przywykli, że gdy przychodził traktowali go jako członka rodziny. Do dziś śmieję się na wspomnienie szoku gdy wyznałam mamie o zaręczynach.
- Boże, naprawdę? Dał ci pierścionek?
- Tak.
- Matko, kiedy?
- W Sylwestra.
- I zgodziłaś się za niego wyjść? Co ja plotę, przecież masz pierścionek....Więc kiedy?
- Co kiedy?
- Kiedy chcecie się pobrać?
- Jeszcze o tym nie myśleliśmy- lekko naginam prawdę. Bo Krzysiek wciąż zadaje mi to samo pytanie.
- Jak to nie myśleliśmy? Więc musisz go jakoś przekonać.- nagle mama zakrywa dłonią usta- Chyba nie jesteś w ciąży?
- Oczywiście, że nie!
- Och, przepraszam. Ale myśląc o twojej przyjaciółce...
- Wiem, ale zapewniam cię że nie.
- Więc on jednak nie chce tego ślubu tak szybko, co?
- Szczerze mówiąc to wręcz przeciwnie. I właśnie o to chodzi.- Wyjaśniam mamie całą sprawę jak najlepiej mogę. Ale jej reakcja jest taka sama jak Krzyśka, Andżeliki czy Izy.
- Zwariowałaś? Taki chłopak chce się z tobą ożenić, a ty gadasz jakieś bzdury o młodym wieku? Nawet ktoś tak praktyczny jak ty musi dostrzegać w tym zalety.
- Dla mnie małżeństwo to poważny krok- bronię się- Nie mogę zdecydować o tym od tak.
- Wiem, że jesteś młoda, ale zastanów się. Myślisz, że spotkasz kogoś innego i go pokochasz?
- Nie, chcę być tylko z Krzyśkiem.
- No właśnie. Więc po co macie grzeszyć bez ślubu, gdy możecie robić to całkiem legalnie.
- Mamo- strofuję ją z wypiekami na policzkach
- No co? Chyba nie powiesz mi, że nigdy między wami do niczego nie doszło? Choć znając ciebie to pewnie zdarzyło się to niedawno. Teraz dziewczyny już na pierwszej randce sypiają z chłopakami widząc ich pierwszy raz na oczy, a moja córka jest zażenowana samym tematem rozmowy.
- Nie jestem. Ale jakoś dziwnie rozmawiać na ten temat z matką, nie sądzisz?
- Wręcz przeciwnie. Powinnam porozmawiać z tobą na ten temat wcześniej. Ale teraz też jest dobry moment.- bierze mnie za rękę i sadza na krześle- Mam nadzieję, że stosujecie antykoncepcję?
- Mamo!
W międzyczasie Krzysiek też poszedł do pracy do jednej z firm jako stażysta, bo jak stwierdził czas szybciej mu płynie i nie musi już odliczać każdej godziny do naszego spotkania. Oczywiście nie obyło się od telefonu od Władysława Kamińskiego, który kategorycznym tonem mu tego zabronił. A Krzysiek jak zwykle nic sobie z tego nie robił.
W sierpniu dni zaczynały się robić coraz cieplejsze, a wysoka temperatura i upał zaczęła dawać mi się we znaki. Praktycznie większość czasu spędzałam z moim chłopakiem nie licząc nocy, które jednak po tamtej niezręcznej rozmowie z mamą wolałam spędzać w domu. Co oczywiście nie znaczyło, że nie kochaliśmy się z Krzyśkiem od czasu jego powrotu...Uwielbiałam gdy jego oczy stawały się dzikie i zdawały się płonąć gdy pokrywał pocałunkami całe moje ciało. Kochałam gdy w trakcie rozśmieszał mnie i łaskotał wywołując rozkoszne dreszcze. Gdy sprawiał, że po prostu rozpadałam się na milion kawałków niezdolna myśleć o niczym innym pobudzana przez najniższe instynkty, jak często żartowaliśmy wspominając randkę w restauracji podczas jedzenia szarlotki...I jak po wszystkim tuliłam się do niego a on delikatnie całował mnie w czubek głowy i pieścił ramię. Wtedy czułam, że nic więcej mi nie potrzeba do pełni szczęścia, że chce zostać przy jego boku na zawsze, wyjechać gdzieś tylko we dwoje, zostawić pracę, przyjaciół...I czasami bałam się tych myśli. Bałam się, bo wiedziałam, że moja miłość jest już niemal na pograniczu obsesji, że jeśli coś tylko stałoby się Krzyśkowi mnie spotkałoby to samo. Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwa miłość nie polega na tym, że drugą osobę kocha się bardziej niż siebie, bo wtedy zaczyna ranić. No cóż, ja tak właśnie kochałam Kamińskiego. Tyle że, na szczęście, byłam pewna że on czuje to samo. I dlatego nie czułam się zraniona.
Po jednym z takich naszych „spotkań", on znów wrócił do pierwotnego tematu.
- Aga, wyjdź za mnie. Chciałbym z tobą zamieszkać.
- Proszę, skończmy najpierw studia. I wiem, jestem hipokrytką, ale gdy będziemy wreszcie razem chcę żeby nic już nas nie dzieliło. Przecież w naszych relacjach nic by się nie zmieniło: ty mieszkałbyś i studiował daleko ode mnie, a ja wynajmowałabym mieszkanie z przyjaciółmi. Gdy weźmiemy ślub chcę cieszyć się tobą przez cały czas, a nie tylko zadowolić się krótkimi ochłapami.
- Przecież wtedy mogłabyś zamieszkać tam gdzie studiuję- wyjaśnia mi całując miejsce blisko skroni- Przywoziłbym cię co weekend na twoje zajęcia i abyś mogła spotkać się z rodziną. Poza tym, tam też bez problemu znalazłabyś sobie pracę.
- Wiem.- mocniej przytulam się do niego.- Ale wolałabym jeszcze poczekać.
- Chodzi ci o mojego ojca, prawda?- pyta domyślnie niewesołym tonem.- Kiedy zrozumiesz, że nigdy się nie pogodzimy, bo kompromis jest niemożliwy? Ja nie zgodzę się na jego warunki ani on na moje. To chyba jedyne co nas łączy.- zaczyna pochylać się nade mną całując w usta i pokrywając pocałunkami moje powieki, policzki i nos.- Proszę zgódź się.
- A co boisz się, że ci ucieknę?- odpowiadam gdy tylko uwalnia moje usta.
- Tak. Chcę żebyś wiedziała, że należysz tylko do mnie a ja do ciebie.
- Przecież już to wiem. I ty też, więc naprawdę nie ma powodu...
- Czasami mam ochotę złoić ci skórę.- gwałtownie podnosi się powodując, że bez jego ciężaru ciała na sobie czuję się niepełna. Podnoszę się za nim.
- Proszę, kochanie...
- O nie. Nie udobruchasz mnie tym słodkim określeniem. Dobrze wiesz, że kocham cię do szaleństwa i możesz robić ze mną co chcesz, ale tym razem nie ustąpię.
- Gdzie idziesz?
- Ubrać się. Chyba powinniśmy poprzestać na relacjach tego typu.
- Żartujesz?
- Nie, jestem zupełnie poważny. To ty wyznaczyłaś tę granicę.- wstaję za nim z łóżka owinięta tylko w prześcieradło.
- Nie bądź taki. Chce się kochać z tobą jeszcze raz...- szepcę mu do ucha przygryzając delikatnie jego płatek, co jak zdążyłam się przekonać jest jego słabym punktem. Ale tym razem zdaje się to na niego zupełnie nie działać.
- Nie przekonasz mnie w ten sposób. Wiesz, zdałem sobie sprawę, że religia mi nie pozwala wykorzystywać dziewczyny przed ślubem.
- Przestań już pajacować.
- Nie pajacuję. Mówię poważnie.- potem pyta mnie patrząc mi w oczy.- Kochasz mnie?
- Przecież wiesz, że tak.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
- I chcesz spędzić ze mną resztę życia?
- Tak, ale najpierw chcę żebyś pogodził się z ojcem- mówię, a gdy spuszcza gwałtownie głowę uświadamiam sobie, że może to opacznie zinterpretować pytam z niedowierzaniem:- Chyba nie myślisz, że to dlatego aby się upewnić czy na pewno odziedziczysz Build&Project?
- Nie- uspokaja mnie- Ale nie wiem czego się boisz. Wiem, że jesteś nieprzewidywalna, a twoją logikę można w najlepszym razie uznać za oryginalną...ał- dodaje gdy biję go w ramię. Ale teraz przynajmniej się uśmiecha.
- Ja...po prostu chcę aby zniknęły nam z drogi wszystkie przeszkody. Poza tym nic jeszcze nie mamy zaplanowane.
- A czy to ważne? Gdy będziemy razem mogę mieszkać z tobą nawet w ciasnym pokoiku na poddaszu.
- Już to widzę- prycham w swojej wyobraźni widząc ten absurdalny widok.
- Mówię poważnie. Chcę być z tobą, ale naprawdę boli mnie twoja odmowa. Choć wiem, że nie mam podstaw.- przytula mnie, a ja przygryzam wargę aby z czymś znowu nie wyskoczyć. Ale i tak z mojego gardła wydobywają się słowa:
- Dobrze, zgadzam się.
- Zgadzasz się na ślub?
- Tak- mówię lekko zażenowana- Choćby i teraz- dodaję dla żartu.
- Więc zróbmy tak.
- Co?- otwieram szeroko oczy, a on wybucha nieskrępowanym śmiechem.
- Pobierzmy się dzisiaj.
- Zwariowałeś? To nie Ameryka i Las Vegas. Tu musisz najpierw dostarczyć księdzu wszystkie dokładne odpisy ze chrztu, bierzmowania, komunii, nauk przedmałżeńskich... i takie tam.
- Widzę, że się już tym interesowałaś.- mruga do mnie okiem- W takim razie za tydzień?
- Naprawdę jesteś szalony.
- Tak, na twoim punkcie. - odpowiada zakładając sobie moje ramiona na szyję i podnosząc mnie bez wysiłku w górę tak, że niemal gubię prześcieradło.
Jednak w rzeczywistości nic nie jest tak proste jak wydawało się na Krzyśkowi na początku i nasz ślub odbywa się dopiero pod koniec sierpnia. Jedynymi gośćmi są moi rodzice, siostra, Andzelika (która pełni też rolę mojego świadka) oraz kilka innych znajomych ze szkoły. Krzysiek natomiast zaprosił Maję i Tomka oraz kilku swoich kolegów w tym oczywiście Bartka, Andrzeja i Karola. Ten ostatni był naszym świadkiem. Tuż przed ceremonią, do kościoła przybył jednak ktoś jeszcze. Ojciec Krzysztofa, w starannie dobranym garniturze i towarzysząca mu jak zawsze perfekcyjna małżonka. Początkowo było bardzo niezręcznie. Właściwie tylko dzięki umiejętności łagodzenia konfliktów pani Małgorzaty doszło do pojednania Krzyśka z ojcem. Patrząc na ich splecione w męskim uścisku dłonie, nie mogłam opanować wzruszenia. A więc wszystkie przeszkody zostały pokonane, myślę. Nareszcie możemy być razem. Tylko, o dziwo, ta myśl mnie nie uspokaja.
Po niewielkim przyjęciu w moim domu (oczywiście bez udziału moich teściów, bo to byłoby chyba już za piękne) jedziemy z Krzysztofem na krótką podróż nad morze. Będąc już w taksówce przytulona do jego boku zaczynam zastanawiać się nad przyszłością.
- Hej, moja żonko. Może powiesz mi o czym myśli ta piękna główka?- pyta uśmiechając się szeroko. Odpowiadam mu tym samym nieśmiałym.
- Wiesz, teraz wszystko jest już w porządku. Twoi rodzice mnie zaakceptowali, ojciec przepisze ci potem firmę...
- Tak, o co chodzi? Wiem, że to cię może przytłoczyć, ale zapewniam cię, że świetnie dasz sobie radę będąc moją żoną. Gdy tylko skończymy studia będziemy razem pracować i...- urywa patrząc na mnie.- Więc nie o to ci chodziło?
- Nie, choć też trochę się tym martwię.
- Więc? Co cię tak martwi?
- Bo zdałam sobie sprawę, że już nie ma żadnych przeszkód na naszej drodze.
- I to cię tak martwi?
- Tak, bo zawsze było coś co nas dzieliło: moje uprzedzenie do ciebie, bójka z Michałem, zazdrość o Karola, intrygi twojego ojca, moje kłamstwo żeby cię chronić, twój wyjazd...A teraz nie ma już nic, rozumiesz?
- Więc chyba powinno cię to cieszyć.
- I cieszy, ale co będzie teraz? Gdy nasz związek zaczął być zupełnie zwyczajny? Może tylko to tak naprawdę stanowiło problem: to, napędzało twoje uczucie- jego głośny śmiech powoduje, że czuję się lekko urażona.- - Hej, co cię tak bawi?
- Przepraszam, ale to co właśnie powiedziałaś...- nadal rży jak szalony, aż kierowca przypatruje się nam ciekawie.
- Burak!- syczę odsuwając się od niego.
- Nie bądź zła. Skąd wytrzasnęłaś ten pomysł? Jak w ogóle mogłaś pomyśleć o tym, że nasz związek opiera się tylko na przeszkodach?
- Bo tak było- upieram się przy swoim.
- Więc co teraz?- pyta z rozbawieniem w tych cudownie błękitnych oczach- Mam wymyślić inne przeszkody żeby cię przekonać o tym, że to nieprawda?
- Śmiej się śmiej- odpycham jego rękę- Widzisz, już zaczynasz ze mnie kpić.
- Kocham cię- odpowiada szczerząc się do mnie pokazując wszystkie zęby- Jesteś niezastąpiona. I wiesz co?- dodaje przysuwając się do mnie, a ja zaciekawiona robię to samo- Nigdy nie będę miał cię dość.- nie całkiem udobruchana pozwalam mu się do siebie przysunąć. Potem, gdy kładę mu głowę na ramieniu, sama nie wiem kiedy usypiam.
Budzę się czując miarowe kołysanie. Otwierając zaspane oczy widzę nad sobą Krzyśka. Tzn mojego męża, poprawiam się w myślach.
- Gdzie idziemy?
- O już się obudziłaś? Idziemy do hotelu. Potwierdziłem już rezerwację i zaraz będziemy na miejscu. Nie chciałem cię budzić.
- Nic się nie stało- zapewniam go delektując się jego bliskością. Ale zaraz momentalnie trzeźwieję- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Przecież jestem totalnie skompromitowana w oczach recepcjonistki!
- Nie martw się- odpowiada nie zwracając uwagi na moje kręcenie się.- Powiedziałem jej, że jesteś moją zakładniczką i tylko cię trochę uśpiłem żeby niecnie wykorzystać- Dźgam go palcem w ramię.- Żartuje tylko. Ale chyba wspomniałem, że wczoraj wzięliśmy ślub.- Zatrzymuje się przed drzwiami i wkłada jakąś kartę. Po chwili jesteśmy już w środku w pięknie urządzonych pokoju z wielkim łożem na środku.
- Wow- tylko tyle jestem w stanie powiedzieć- Teraz możesz mnie już postawić.
- O nie- kręci głową- Przecież nie mogę łamać zwyczaju, prawda?
- Przecież już dawno przekroczyliśmy próg pokoju.- mówię gdy delikatnie kładzie mnie na łóżku.
- Jesteś bardzo zmęczona?- pyta pochylając się nade mną i przypatrując z troską.
- Nie, przecież niemal całą drogę spałam.- odpowiadam mu patrząc w oczy. Wtedy całuje mnie w usta by za chwilę odejść i wrócić z dwoma kieliszkami bursztynowego płynu.
- To dla pani, pani Kamińska.- po raz pierwszy nazywa mnie nowym nazwiskiem.
- Hm, brzmi nieźle, co? Zawsze mogłam trafić gorzej.- droczę się z nim. Żartobliwie pociąga kosmyk moich włosów niszcząc kunsztowną fryzurę.
- I co zrobiłeś?
- Wolę gdy są rozpuszczone- mówi tylko ściągając mi spinki jedna po drugiej aż wreszcie moje włosy spływają kaskadą sztucznie nakręconych loków. Wtedy delikatnie okręca sobie na palec jeden kosmyk.- Jesteś szczęśliwa?
- Tak, przecież wiesz.
- I nie żałujesz?- pyta jakby naprawdę się nad tym zastanawiał- Bo trochę zmusiłem cię do wszystkiego..
- Do niczego mnie nie zmuszałeś.- odpowiadam gładząc go po policzku.- Kocham cię, wiesz? I teraz jestem już w pełni zadowolona. Bo nawet gdyby jutro miał się skończyć świat, nie miałabym czego żałować.
- Lepiej niech się nie kończy- mówi przyciągając mnie bliżej do siebie- Chciałbym spędzić z tobą jeszcze przynajmniej 50 lat.
- Nie za długo?- żartuję, ale wewnątrz czuję jakąś tkliwość i czułość spowodowaną jego wyznaniem.
- Nie, to i tak za krótko.- odpowiada mi łapiąc za kark i całując. Odwzajemniam go wplatając mu dłonie we włosy.- Nie jesteś głodna, prawda?
- Myślę, że mój głód jest trochę innej natury- wyznaję konspiracyjnym szeptem, który sprawia że na twarzy wykwita mu szelmowski uśmiech.

EPILOG:
Co było dalej? No cóż, w sumie to wszystko szło zwykłym torem: ja zamieszkałam z Krzyśkiem tak jak to wcześniej planowaliśmy, a wracałam tylko na weekendy aby uczestniczyć w wykładach. Kiedy w końcu skończyliśmy naukę, Krzysiek zaczął pracować w Build&Project, a ja w księgowości z niewielkiej firmie kosmetycznej (choć mój drogi mąż upierał się, żebyśmy pracowali razem. Tyle, że póki miałabym to robić z jego ojcem, to wolałam skapitulować). Jeśli chodzi o Izę z Bartkiem, to nadal byli ze sobą szczęśliwi. Iza nie kontynuowała studiów poświęcając się wychowaniu Antosia, a Andżelika tuż po ich skończeniu postanowiła skorzystać z propozycji jej nowego chłopaka (chyba Marka) i wyjechać do innego miasta. W ten sposób kontakt nam się trochę urwał, ale mając świadomość, że wreszcie jest szczęśliwa sprawiała mi radość. Co się zaś tyczy przyjaciół Krzyśka, to Andrzej mile nas zaskoczył spotykając się z sympatyczną blondyneczką (bo przecież zawsze preferował wychudzone brunetki). I choć twierdził, że nadal pozostał takim samym bawidamkiem i lekkoduchem jak zawsze, ja wiedziałam, że ta zwyczajna na pozór dziewczyna podbiła mu serce. Z kolei Karol świetnie radził sobie w biurze rachunkowym, gdzie zaczął pracować i czasami nas odwiedzał. Z ojcem utrzymywał kontakty na przyzwoitym poziomie.
Maja poszła na studia pedagogiczne (uczęszczała do gmachu tego samego uniwersytetu co Sławiński) i przeprowadziła się do własnego mieszkania, które wynajmuje z dwiema koleżankami. Oczywiście spora odległość od mojego i Krzyśka mieszkania nie przeszkadza jej wpadać do mnie przy każdej okazji. Zaręczyła się z Filipem, a ich ślub ma odbyć się w niedalekiej przyszłości. Czasami również odwiedza nas Tomek. Wciąż nie mogę się napatrzeć na to, że teraz wreszcie traktują się z moim mężem jak prawdziwi bracia. Nadal jest pełen tajemnic i sekretów, ale mimo wszystko zaczynam coraz bardziej dostrzegać jakim jest wartościowym facetem, który pod maską zblazowania ukrywa prawdziwe emocje (tak jak dawniej robił to Krzysiek swoją wrogością) I jestem mu wdzięczna za to co kiedyś dla mnie zrobił.
Moja zwariowana młodsza siostrzyczka również rozpoczęła studia, by rzucić je po pierwszym roku decydując się tylko na kurs fryzjerski. Mama niemal dostała szału a ojciec wyrwał sobie z głowy wszystkie włosy. Próbowałam jakoś na nią wpłynąć, ale jeśli chce obcinać ludziom włosy to...czemu nie? W końcu też ma prawo do swojego zdania.
Jeśli chodzi o moich teściów, to cóż...wiele się nie zmieniło. Władysław Kamiński nadal patrzy na mnie wilkiem, ale zupełnie to ignoruję. Natomiast wcale nieźle dogaduję się z jego żoną. Pani Małgorzata odwiedza mnie i syna przynajmniej raz na tydzień i daje cenne wskazówki za które jestem jej wdzięczna. Od czasu do czasu wspomina coś o wnukach....ale na razie z Krzyśkiem nie planujemy powiększać rodziny. (Choć on chyba ma na ten temat trochę inne zdanie). Może za rok, dwa ale na pewno nie teraz gdy mam tak wystrzałową pracę, dom i męża którego kocham tak samo mocno jak w dniu przysięgi. Bo gdy wraca zmęczony z pracy, a na mój widok jego oczy zaczynają błyszczeć wiem, że mam wielkie szczęście. Nieraz, gdy leżymy już w wieczorem w łóżku utuleni w swoich ramionach wspominamy nasz zabawny początek znajomości. A gdy całując mnie namiętnie w usta pochyla się nade mną szepcząc:
- Kocham cię moja spalona żebraczko- tylko mnie to bawi. I dlatego ze śmiechem odpowiadam mu:
- A ja ciebie mój egoistyczny rozpieszczony dzieciaku.

Z góry przepraszam że nie dodałam wcześniej rozdziału, ale nie miałam na to po prostu czasu.

Dziękuje wszystkim czytelniką, a jeżeli chodzi o następne książki to na pewno niedługo się pojawią.

Od nienawiści do miłości ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz