Biegnę wąskim szpitalnym korytarzem w kierunku wyjścia. Staram się uciekać jak najszybciej, ale okazuje się, że już po kilkudziesięciu sekundach całkowicie zaplątałam się w plątaninie przejść budynku i nie wiem gdzie dalej iść. Dodatkowo denerwuje mnie nawoływanie które rozlega się gdzieś za mną. Jak on śmie w ogóle mnie wołać?! Stoję właśnie na rozdrożu korytarza i zastanawiam się w którą stronę biec. Głos za mną rozlega się już znacznie bliżej. Na chybił trafił skręcam w lewo. Okazuje się, że zmierzam w kierunku bufetu. I na dodatek wchodzi tam Krzysiek. Gdy słyszy ciężkie kroki za sobą (bo biegnę raczej mało elegancko) odwraca się. O kurczę, i co teraz?
-Agnieszka czekaj!- rozlega się znowu za mną.- Krzysiek marszczy brwi.
-Dlaczego uciekasz?- pyta
-Nie mam teraz czasu na rozmowę- syczę urywanym z wysiłku oddechem. Gdy nadal stoi na mojej drodze jak słup soli decyduje się na ostateczność- Pomóż mi.
-Tak, a niby czemu?- Kamiński czuje się bardziej pewnie, bo wie że jest teraz górą. Po jaką cholerę 5 minut temu powiedziałam mu to wszystko? Rozglądam się w popłochu dramatycznie szukając rozwiązania. Krzysiek nadal przygląda mi się niemal z tryumfem. Dupek.
-Bo cię o to proszę?- mówię z zaciśniętymi zębami i chwytając go za rękę ciągnę za stojący na korytarzu automat z kawą. Gdy wreszcie staję się niewidoczna z korytarza od strony prześladowcy mówię do Krzyśka- Jeśli teraz mnie wydasz, już po tobie. Nigdy ci tego nie daruję...- kończę urywając, bo okazuje się, że stoimy bardzo blisko siebie. Zaczynam czuć się niezręcznie, bo nasze twarze dzielą tylko centymetry. Delikatnie przechylam się w lewo żeby zwiększyć ją na odległość przynajmniej metra. Wtedy słyszę, że mój ,,prześladowca” dotarł na ten korytarz. Znów przysuwam się do Krzysztofa.- Jeśli teraz wyjdziesz i nie zdradzisz mojej obecności to będę ci wdzięczna.- szepcę mu niemal na ucho. Widzę jak próbuje powściągnąć uśmiech.
-Tak?- odszeptuje również niedaleko mojej twarzy. Czuję dziwny dreszcz spowodowany ciepłem jego oddechu na mojej szyi.- A co mi z twojej wdzięczności? O ile pamiętam jeszcze kilka minut temu...
-Dobrze, już dobrze- przerywam mu patrząc znów w twarz. I znowu czuję to samo wrażenie jakie wywołuje bliskość naszych twarzy.- Ale o ile pamiętam to chciałeś żebym ci wybaczyła, więc jeśli to zrobisz to... rozważę twoją propozycję.- Niepokoję się coraz bardziej, bo dźwięki kroków z korytarza są jakieś 5 metrów od automatu- Okej, wybaczę ci, jasne? Tylko tam wyjdź.- zmieniam ton na błagalny. Z ulgą zauważam, że Krzysiek wychodzi zza maszyny do kawy i wita się z Krystianem. Jednak uspokajam się dopiero wtedy gdy jestem już pewna, że zostaliśmy z Krzyśkiem sami na korytarzu.
-No dobra, już w porządku. Dlaczego nie chciałaś porozmawiać z Karolem?
-Nieważne. Nie chciałam i już- I chyba już nigdy nie będę chciała, dodaję w myślach.
-Trudno. W takim razie może zawołam...
-Nie!- niemal krzyczę. Wychodzę zza automatu (bo jakaś pielęgniarka posyła mi zdziwione spojrzenie gdy tam się chowam ) i podchodzę do Krzysztofa.- Okej, coś się stało, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. - Czuję dźwięk wibracji w telefonie, więc wyciągam komórkę z kieszeni. No nie, Maja. Patrzę znów na Krzyśka rozważając wszystkie swoje opcje: nie chcę zobaczyć się z Karolem i wolałaby żeby Majka nie wiedziała o tej wizycie. Poza tym autobus powrotny mam dopiero za godzinę.- Odwieź mnie do domu- oznajmiam mu. A co tam, myślę. Przecież i tak teraz jest mi wszystko jedno. Nieoczekiwanie w tej kryzysowej sytuacji Krzysiek wydaje mi się najmniejszym złem.
-Co?- patrzy na mnie zdziwiony.
-Odwieź mnie do domu- powtarzam pewnym siebie tonem, choć daleko mi do pewności. No bo co jeśli się nie zgodzi?
-Ale dlaczego? Przecież tak bardzo chciałaś spotkać się z Karolem.
-Zrobisz to czy nie?- tym razem pytam- Okej, nie trzeba- mówię i odwracam się aby wyjść. Cholera, będę musiała jednak zaczekać na autobus.
-Czekaj!- Krzysiek podbiega do mnie- Przecież nie powiedziałem, że się nie zgadzam.- próbuję stłumić nerwowy śmiech. To wszystko co się dzisiaj wydarzyło wyprowadziło mnie z równowagi.- Chcesz jechać już teraz?
-Tak. Maja miała niedługo przyjechać. Nie chce żeby wiedziała, że tu byłam. I nikt inny też nie. I proszę cię. Nie pytaj mnie dlaczego.
-Dobrze. W takim razie chodźmy. Miała tu przyjechać zaraz po zajęciach tańca, te skończyły się jakieś dwadzieścia minut temu.- W milczeniu idę za nim na parking, a potem wsiadam do eleganckiego auta. Gdy ruszamy nadal nie mogę wyrzucić z pamięci obrazu tego co widziałam w pokoju Karola.
-A więc już wiesz?- pyta mnie nagle Krzysiek.
-O czym wiem?- odpowiadam pytaniem i zaskoczona dodaje:- Więc ty też o wszystkim wiedziałeś?- Gdy kiwa głową nie mogę w to uwierzyć.
Dlaczego mi nie powiedziałeś?- mówię trochę zła, bo czuję się śmiesznie i głupio na myśl o tym, że myślałam że Karol kocha się we mnie.
-W sumie nie byłem pewien. Ale wiesz, od czasu wakacji często odwiedza dom Patrycję i często o niej wspomina. A nigdy nie wspominał o żadnej dziewczynie, więc...
-Co?- przerywam mu. Jaka Patrycja? O czym on mówi? I wtedy dociera do mnie coś jeszcze: Krzysiek o niczym nie wie. No bo przecież Maja nadal wierzy, że ona też ma u Karola jakąś szansę a jej brat nie pozwoliłby jej się niepotrzebnie łudzić. Na tyle znam Krzyśka. Poza tym prawdopodobnie również Andrzej i Bartek o niczym nie wiedzą. A więc dlatego Karol był taki przerażony gdy go zobaczyłam. Bo nikt inny nie zna jego sekretu.
-Więc nie o to ci chodziło?- pyta mnie zdziwiony
-Nie, nie, jasne że o to. Właśnie o to- przytakuje, bo na razie sądzę, że nie powinnam z nikim rozmawiać na temat tego co widziałam. Krzysiek posyła mi pokrzepiający uśmiech.
-Przykro mi, ale przecież cię ostrzegałem, że Karol i ty...to raczej nie możliwe.- Szerzej otwieram oczy.
-Przecież mówiłam ci już setki razy, że ja..- milknę świadoma tego, że jeśli chce zachować sekret Zawadzkiego w tajemnicy (przynajmniej na razie) to muszę udawać, że to widok jego i Patrycji tak mnie zszokował. Nawet gdyby było inaczej. Cholera, tak to jest kiedy człowiek zaplącze się w swoich własnych kłamstwach i niedopowiedzeniach. - Zresztą to już nie ważne.
-Mam jechać w kierunku zachodnim?- pyta mnie gdy wjeżdżamy do centralnej części miasta, czyli między innymi tak gdzie znajduje się nasza szkoła. To znaczy szkoła Kamińskiego. Od kiedy zaczęłam uważać ją za swoją?- Aga?- woła mnie gdy nie odpowiadam.
-Tak- potwierdzam, bo mieszkam na peryferiach miasta. Nagle czuje się głupio, że kazałam Krzyśkowi się odwieść.- Zaczekaj, zatrzymaj się tutaj.- mówię, a on posłusznie zjeżdża na pobocze w pierwszym dozwolonym miejscu. Wyłącza zapłon i silnik pojazdu.
-Źle się czujesz?- pyta patrząc na mnie tak jakoś dziwnie. Niemal z troską.
-Nie, to znaczy nie tak bardzo. Po prostu chcę ci podziękować za to co dla mnie zrobiłeś. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś- uśmiecham się samymi kącikami ust- Nie musisz mnie już odwozić. Zadzwonię zaraz po mamę i po mnie przyjedzie.
-To żaden problem- zapewnia mnie. Po chwili dodaje już mniej pewnym tonem- Chyba, że chodzi ci o to, że nie chcesz abym tego robił.
-Nie o to chodzi- oznajmiam mu, bo naprawdę tak teraz myślę. Nie jestem osobą która długo chowa urazę, poza tym Krzysiek wcale nie jest taki zły. To znaczy wtedy gdy się ze mną nie kłóci.- Po prostu nie chcę cię wykorzystywać. W szpitalu zachowałam się wobec ciebie trochę niegrzecznie i teraz mi głupio.- Kamiński uśmiecha się odprężony kładąc swoje ręce z kierownicy samochodu na kolana.
-No proszę, nie sądziłem że kiedykolwiek mnie przeprosisz.
-Wiesz, co samo sądziłam o tobie jeszcze kilkanaście minut temu kiedy zrobiłeś to samo- wyznałam.
-A niby czemu? Kiedy się mylę jestem w stanie przyznać się do błędu.
-A ja to nie?- pytam. Krzysiek śmieje się krótko.
-Ktoś tak złośliwy jak ty raczej nie wygląda na taką osobę.
Ja złośliwa?- powtarzam z niedowierzaniem?- I to mówi mi największy złośliwiec świata!- prycham.
-Ha, jaka urażona- śmieje się znowu, a ja po chwili do niego dołączam.- Hej, już ci lepiej?- pyta mnie trochę później.
-Tak- odpowiadam zdziwiona faktem, że rzeczywiście tak jest i tym, że Krzysiek próbował żartami odwrócić mnie od przykrych dla mnie rozmyślań o Karolu. Patrzę na niego chwilę dłużej niż powinnam.
-Coś nie tak?- jest zmartwiony moją zmianą nastroju.
-Miałeś rację- mówię na głos to o czym myślę nieświadoma, że Krzysiek przecież nie wie co mam na myśli.- To znaczy wtedy gdy powiedziałeś, że tak naprawdę cię nie znam.
-Więc teraz dostrzegłaś jaki wspaniały ze mnie facet?- pyta z iskierkami rozbawienia. Nie wiedziałam, że ma poczucie humoru. Zazwyczaj chodzi skwaszony z tak naburmuszoną miną jak pięciolatek, któremu mama odmówiła cukierka.
-Bez przesady skromnisiu- stopuje go- Po prostu dzisiaj mnie mile zaskoczyłeś, to wszystko. Nie myśl, że tak łatwo zapominam.
-Przecież już to sobie wyjaśniliśmy- odpowiada znużonym tonem.
-Właśnie. Więc znasz moje stanowisko. Musi upłynąć jeszcze trochę czasu zanim o wszystkim zapomnę.
-Więc może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na jakiś obiad? Wiesz, trochę tutaj już zmarzłem. Coś ciepłego dobrze by nam zrobiło.- waham się.
-Nie wiem czy to dobry pomysł- mówię, choć naprawdę myślę co innego. Bo zaczynam czuć, że niczego już nie rozumiem. Nawet samej siebie. Przecież to mój wróg nr 1!
-Daj spokój, przecież nic ci nie zrobię. Tu niedaleko jest fajna restauracja. Potem odwiozę cię do domu. Nad czym tak się zastanawiasz? Przecież nie zrobię ci nic złego w towarzystwie innych ludzi.
- Nie o to chodzi. Po prostu...-sama nie wiem jak mu to wyjaśnić. Bo ja nie potrafię zrozumieć dlaczego on to robi. Skoro myśli, że ja kocham się w Karolu i teraz mam złamane serce to w takim razie nie może chodzić o jakieś romantyczne uczucie. Więc może naprawdę nie jest przyjemnym dla niego fakt, że posiada wrogów? A może naprawdę chcę się ze mną zaprzyjaźnić?
-Poza tym chyba jesteś mi coś winna za to uratowanie cię dzisiaj.
-Dobrze, skoro ty stawiasz to się zgadzam- żartuję.
Gdy wchodzimy do środka budynku ta restauracja okazuje się być całkiem przyjemna. Zamawiam jakieś danie z kurczaka i szarlotkę na deser (którą uwielbiam) ciesząc się jak małe dziecko. No bo nie często mam okazję jadać w takich miejscach. Prawdę mówiąc to nigdy. Czekając na realizację zamówienia nie rozmawiam z Krzyśkiem wiele. Wymieniamy raczej mało elokwentne banały o pogodzie starając się unikać drażliwych tematów. I dlatego jest trochę niezręcznie. Bo drażni nas prawie wszystko. Zaczynam czuć się swobodniej, gdy kelner stawia przede mną parujący talerz. Mogąc schować się za koniecznością jedzenia cisza między nami nie staje się uciążliwa.
-Podoba ci się tutaj?- pyta mnie w pewnej chwili.
-Tak.- odpowiadam z uśmiechem- Jest tu przytulnie i ciepło. A jedzenie jest wyśmienite.
-Dlatego cię tu zabrałem- mówi przełykając kęs swojego dania. A touaregi barii (jak zapamiętałam z karty dań), czy coś takiego.
-Ale...- chce spytać czemu właściwie mi to zaproponował, ale w sumie to nie wiem po co niby miałabym to robić.
-Tak?- zachęca mnie do kontynuowania. Szukam w głowie jakiegoś innego pytania
-Byłeś w szpitalu cały dzień?- wykrztuszam, bo nie mogę wymyślić nic lepszego. Tylko, że przez to wchodzimy na grząski teren. Bo choć szok po tym co zobaczyłam zniknął to jednak nadal nie mam ochoty rozmawiać o Karolu.
-Tak, dotrzymywałem towarzystwa Karolowi. Wiesz, potwornie się nudzi, a starzy kazali mu zostać w szpitalu przez kilka dni jakby zamiast ręki złamał nogę w dziesięciu miejscach.- robi krótką pauzę- Naprawdę mi przykro, że tak się rozczarowałaś co do niego.
-To już nieważne- próbuję powiedzieć to nonszalancko, ale nie za bardzo mi to wychodzi, bo Krzysiek patrzy na mnie smutno z powątpiewaniem.
-Dobra jeśli nie chcesz o tym gadać...
-Nie chcę. Możemy porozmawiać o Bartku?
-O Bartku? Dlaczego cię on interesuje?- konsternacja na jego twarzy jest przekomiczna.
-Bo chodzi z Izą- wyjaśniam jakby tego nie wiedział- A co sobie myślałeś?
-Nic- kręci głową jakby próbował zebrać myśli- Ale co właściwie z nimi jest nie tak? Z tego co wiem to dobrze im się układa.
-No tak, ale Kasprzyk jest twoim przyjacielem, więc na pewno wiesz co czuje do Izy. To znaczy nie chcę znać szczegółów i cię wypytywać o ich relacje- wyjaśniam pospiesznie- Po prostu chcę wiedzieć, czy traktuje ją poważnie.
-To znaczy czy zamierza się jej oświadczyć?
-Musisz kpić?- A już było tak miło.
-To nie był sarkazm. Po prostu zastanów się: znają się od dwóch miesięcy, więc niewiele jeszcze da się powiedzieć o kierunku w jakim to wszystko zmierza. Ale możesz mi wierzyć, że Bartek do wszystkiego podchodzi odpowiedzialnie. Swoją drogą na twoim miejscu to martwił bym się raczej o Andżelikę.
-Hm, dlaczego?- Gdy zaczyna opowiadać mi, że widział ją z Andrzejem na mieście nie mogę w to uwierzyć. Przecież nawet nic nie mówiła! Zaczynam wypytywać Krzyśka o wszystkie detale. Nie wiem dlaczego, ale czuję się zaniepokojona. Jakiś czas później, gdy skończyliśmy jeść Krzysiek płaci rachunek. Z niedowierzaniem rejestruje wzrokiem trzycyfrową kwotę, którą tamten płaci bez mrugnięcia okiem czy zdziwienia. Chociaż to co zarabiam u rodziców Michała jest raczej skromnym kieszonkowym to proponuję, że zapłacimy po połowie. Krzysiek kategorycznie się nie zgadza. (co w sumie mnie uspokaja, bo trochę głupio wydać tyle kasy na zwykłe jedzenie)
Gdy wczesnym wieczorem wracam do domu, wita mnie piszcząca Mariola wypytując o właściciela takiego wypasionego auta. Zamęcza mnie tak przez jakieś dziesięć minut, ale gdy zdaję sobie sprawę, że nic nie wskóra daje za wygraną. Gdy wchodzę do swojego pokoju pierwsze co robię to kładę się na łóżku. Czuję się wyczerpana i zmęczona. Wyjmuję z kieszeni spodni komórkę i włączam ją.(wyłączyłam telefon zaraz po tym jak dzwoniła do mnie Majka). Tak jak się spodziewam czeka na mnie kilka wiadomości od Karola. No i jakieś dziesięć nieodebranych połączeń. Zastanawiając się czy do niego oddzwonić czy też stchórzyć nie robię nic. To znaczy pozostawiam telefon włączony na wypadek gdyby chciał zadzwonić jeszcze raz, ale sama tego nie robię. Na szczęście, aż do następnego dnia nie przychodzi żadne połączenie od Zawadzkiego. Dopiero rano odczytuje wiadomość od Karola zawierająca mniej więcej to co poprzednie: MUSIMY POROZMAWIAĆ. NIE RÓB NIC POCHOPNEGO I BŁAGAM NIKOMU O NICZYM NIE MÓW. Swoją drogą to jak w ogóle może o tym myśleć? Przecież nie jestem taka! Przygotowując się do pracy w pizzerii słyszę jak na podwórze wjeżdża sportowe auto. Od razu je rozpoznaje. Tylko ciekawa jestem jak udało mu się prowadzić skoro ma złamaną rękę. Mama, która dzisiaj nie pracuje już chce wyjść aby zobaczyć kto nas odwiedził.
-To moi koledzy ze szkoły- mówię pospiesznie wkładając kurtkę- Nie musisz wychodzić, ja się tym zajmę.- zanim cokolwiek odpowiada już jestem na klatce. I widzę, że Karol wcale nie prowadził. Bo jest z nim Krzysiek, który uważne przygląda się otoczeniu.-Hej- mówię starając się żeby zabrzmiało to naturalnie- Już wypuścili cię ze szpitala?
-Tak. Dziś rano. Ale jak widzisz- macha lekko pokrytym gipsem ramieniem- nie mogłem prowadzić, więc twój chłopak zaofiarował się mi pomóc.- w pierwszej chwili nie wiem o kim mowa, ale zaraz przypominam sobie, że przez tygodniową absencję Karol nie ma pojęcia, że skończyliśmy udawać z Krzyśkiem parę. Ale w tej chwili jest mi to na rękę. Posyłam Kamińskiemu szeroki uśmiech. Początkowo zdziwiony, lekko się odwzajemnia. - Postanowiłem cię odwiedzić, bo zdaje się, że wczoraj nie mieliśmy okazji- mówi znacząco.
-Przykro mi, ale niedługo zaczynam pracę i nie mam czasu na rozmowę.- mówię z ulgą, że przynajmniej odwlekę wszystko w czasie.- Tak więc wybaczcie mi, ale...
-W takim razie cię podwieziemy, prawda Krzysiek? Gdzie pracujesz?
-Co? Ja...w pizzerii. Ale...wy nie musicie mnie odwozić. To niedaleko.
-Nie szkodzi- zapewnia mnie Karol patrząc poważne w oczy w niewerbalny sposób komunikując mi, że mnie to nie ominie. Zanim niechętnie kiwam głową, rzucam jeszcze spojrzenie w stronę Krzyśka, który bacznie nas obserwuje.
-W takim razie wrócę jeszcze po torbę i możemy jechać. Krzysiek, możesz mi pomóc?
-Ja? Jasne- mówi zdziwiony moją prośbą. Gdy tylko wchodzimy na klatkę schodową, napadam na niego.
-Jak mogłeś go tu przywieść?- pytam oskarżycielskim tonem. Trochę denerwuje mnie to, że nie widzę wyrazu jego twarzy, bo na korytarzu jest dość ciemno.
-A dlaczego miałeś odmówić? Gdy tylko się rozstaliśmy zadzwonił do mnie i chciał żebym z tobą porozmawiał. Podobno bardzo się wczoraj pokłóciliście i chciał cię przeprosić.- powiedział takim tonem, że nie miałam żadnych wątpliwości, że nie kupił tej bajki.
-Krzysiek, ja wiem jak to wygląda, ale uwierz mi to naprawdę nie o to chodzi. Po prostu...to co tam zobaczyłam, zszokowało mnie przez Maję.
Moją siostrę? A co ona ma z tym wspólnego?- patrzy na mnie podejrzliwie. Albo jego oczy w tym świetle wyglądają jakby błyszczały.
No bo zakochała się w Karolu, więc jestem trochę rozczarowana, że im się nie uda. No bo wiesz, skoro kocha się w nim od tak dawna...Mówię prawdę.
-Tak? To dlaczego chcesz ciągnąć tę szopkę z udawaniem pary? Bo nie zaprzeczyłaś, gdy nazwał cię moją dziewczyną. Chyba nie chcesz wzbudzić w nim zazdrości?
-No co ty, zwariowałeś?!- szok na mojej tworzy chyba starczy mu za odpowiedź- Wprost przeciwnie: uważam, że gdybyśmy teraz poinformowali go o tym naszym ,,zerwaniu”mógłby pomyśleć, że rzeczywiście coś do niego czułam, ale gdy wczoraj zobaczyłam jak...
-A właśnie. Co tak właściwie zobaczyłaś? Jak się całował? Przytulał? Wyznawał miłość Patrycji?
-Coś w tym stylu.- buczę chcąc szybko zakończyć temat.- Więc, co pomożesz mi?
-A co będę z tego miał?
-Nigdy niczego nie robisz bezinteresownie?- mamroczę pod nosem co wzbudza jego śmiech- Mam ci za to zapłacić? Wczoraj nie chciałeś nic ode mnie wziąć za obiad.
-Bo cię na niego zaprosiłem. - udaje, że się zastanawia- Dobrze, zgadzam się. Tylko pamiętaj, że już drugi raz zaciągasz u mnie dług.
Och, dziękuje. Gdy tylko porozmawiam z Karolem i wyjaśnię z nim wszystko dam ci już spokój. Obiecuję.
-Zobaczymy- odpowiada enigmatycznie, ale zanim mam szansę się nad tym zastanowić pospiesza mnie- Może idź po tę torbę. Karol jeszcze zdziwi się czemu tak długo nas nie ma.
-Masz rację.- przytakuję pokonując piętro schodków, otwierając frontowe drzwi i wyciągając z przedpokoju torbę którą tam zostawiłam. Ale zanim zdążam zamknąć drzwi, Mariola (jeszcze w piżamie) pyta mnie:
Kto znowu do ciebie przyjechał? Twój chłopak?- dodaje już stojąc na klatce, bo wybiega za mną- No powiedz, złapałaś już jakiegoś dzianego przystoj...O matko- urywa na widok wchodzącego po schodach Krzyśka. Na ten widok przewracam oczami.
-Możemy już iść- zwracam się do ,,mojego chłopaka” ignorując zakłopotaną Mariolę. Na twarzy Krzyśka tańczą iskierki rozbawienia, choć przez moment obawiałam się czy się przypadkiem na mnie nie obrazi. No bo z nim nigdy nic nie wiadomo. Gdy jesteśmy już na zewnątrz nadal uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Na nasz widok Karol wyraźnie się odpręża. Widocznie bał się, że mogłabym powiedzieć coś Krzyśkowi. I dobrze mu tak, myślę. Gdy w końcu jesteśmy pod pizzerią proponuję chłopakom, żeby poczekali na mnie chwilę w samochodzie aż powiadomię o wszystkim Michała i poproszę żeby mnie zastąpił (powinien się zgodzić, bo o tej porze nawet w sobotę było zazwyczaj mało osób) O dziwo Karol proponuję, że poczekają na mnie w środku i zjedzą z Krzyśkiem przy okazji jakąś dobrą pizzę. Zgadzam się w duchu gratulując Karolowi opanowania. Ja na jego miejscu chyba pociągnęłabym siebie w jakiś ciemny kąt aby jak najszybciej porozmawiać bez świadków. Zawadzki natomiast wygląda na dość rozluźnionego. Nawet wtedy gdy musi czekać na mnie prawie dwie godziny aż wreszcie mogę podejść do ich stolika. (oni w tym czasie zjedli dwa pudełka pizzy popijając colę)
-Stary, dasz nam chwilę?- pyta bezceremonialnie Krzyśka- Obiecuję, że nie mam zamiaru namawiać jej na zerwanie z tobą.
-Jasne- mówi tamten pozornie beztrosko. Tylko na odchodnym rzuca mi spojrzenie typu: mam nadzieję, że wcześniej nie kłamałaś na temat waszych relacji z Karolem, i pozwala nam z Zawadzkim wyjść na zewnątrz. Spacerujemy tak chwilkę w milczeniu aż dochodzimy do parkingu.
-Wsiadaj do środka- mówi gdy dochodzimy do jego samochodu- Tutaj nikt nam nie będzie przeszkadzał.- Bez słowa spełniam jego polecenie. Gdy jesteśmy już w środku odzywa się- Cieszę się, że postanowiłaś przestać mnie już unikać. Wczoraj bałem się, że będziesz to robić już do końca.
-A niby dlaczego? Rzeczywiście wczoraj byłam tym wszystkim zaskoczona i muszę przyznać, że nawet gdy przyjechałeś dziś rana pod mój dom też tak było, ale teraz już jest w porządku.
-Jak to w porządku?- pyta mnie skonfundowany.
-To znaczy, że chyba powinnam przeprosić cię za swoje dziecinne zachowanie. Wczoraj uciekając ze szpitala zachowałam się jak totalna kretynka. Przepraszam.
-Powiedziałaś komuś?- pyta mnie a ja kręcę przecząco głową. To go wyraźnie uspokaja- Dziękuję. I to ja powinienem cię przeprosić. Musiałaś przeżyć prawdziwy szok gdy zobaczyłaś ten pocałunek.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- nie usiłuję zaprzeczać, że było inaczej.- Czy nikt o tym nie wie?
-O tym, że jestem gejem?- po raz pierwszy mówi na głos to co odkryłam wczoraj- Nie, nawet moi rodzice nie mają pojęcia. Staram się z tym kryć. Tylko wczoraj z Krystianem to była głupota. Czujesz się bardzo zawiedziona?
-Nie, dlaczego miałabym się tak czuć? Boisz się, że odwrócę się od ciebie z pogardą i nazwę
homoseksualistą?
-Szczerze mówiąc miałem na myśli twoje zauroczenie mną.
-Moje zauroczenie? No nie czemu wszyscy w kółko wmawiają mi miłość do ciebie?
-Jak to? Więc to nie prawda?- Karol jest zaskoczony.- Ale ja myślałem, że ty...- uśmiecha się z ulgą jakby śmiał się z samego siebie- Bo wtedy, gdy Krzysiek powiedział, że jesteście parą słyszałem co mówiła wcześniej Andżelika. I gdy zobaczyłem twoją konsternację gdy Majka cię o to zapytała...
-Więc to dlatego miałeś taką przerażoną minę...- uświadamiam sobie po czym wybucham śmiechem. Nie zamierzam informować go, że przez jakiś czas wydawało mi się, że jednak to co do niego czuję to coś na kształt miłości. Ale tak wcale nie było, więc jaki to ma teraz sens? Karol patrzy na mnie zaskoczony.- Wiesz, to samo myślałam do niedawna o tobie.
-Co?- jest tym tak bardzo zszokowany, że zaczynam mu powoli wszystko analizować.
-No bo chodzę do tej szkoły prawie dwa miesiące, a ty już po trzech tygodniach znajomości zacząłeś bronić mnie przed docinkami i zaczepkami Krzyśka. Na dodatek wiele razy ze mną rozmawiałeś i spędzałeś czas na przerwach czy wycieczce. Dodaj do tego fakt, że nigdy nie miałeś żadnej dziewczyny...(co zdradził mi wcześniej Krzysztof) No a poza tym, to o co w takim razie chodziło ci podczas wycieczki do Karpat? No wiesz, tamtego wieczoru gdy spacerowaliśmy w trakcie wieczoru karaoke?
-Chciałem poprosić cię żebyś udawała moją dziewczynę. Dobrze mi się z tobą rozmawiało, a na początku wydawało mi się, że jesteśmy tylko kumplami, więc się na to zgodzisz. Oczywiście zamierzałem był z tobą szczery. Poza mówieniem oczywiście, o swojej odmiennej orientacji.
-A ja bałam się, że coś do mnie czujesz...- znów wybuchamy śmiechem.- Jakie to wszystko poplątane. Wiesz, że wszyscy myślą, że jesteś we mnie zakochany?
-To nawet dobrze. W takim razie stanę się romantycznym bohaterem, który poświęcił swoją miłość dla przyjaźni, bo jego ukochana zakochała się w jego przyjacielu.
-Więc naprawdę nie zamierzasz nikomu o tym nie mówić?
-Masz pojęcie jaki czekałby mnie skandal?- pyta zdziwiony moją ignorancją- Według ciebie powinienem ogłosić to światu?
-No nie.- peszę się.- Ale nie sądzisz, że na dłuższą metę może to być trochę uciążliwe?
-Ja chyba wiem o tym najlepiej. Tylko niestety pomimo wszystkich tych liberalnych haseł to nadal nie jest takie proste.
-Przepraszam, jeśli cię urażę, ale muszę o to zapytać. Jesteś pewny, że na pewno jesteś...wolisz chłopców? No bo wiesz, wcale nie wyglądasz na kogoś takiego.
-A jak według ciebie powinien wyglądać gej? Być zniewieściały i mówić falsetem?- Zaczynam się czerwienić, bo tak właśnie sobie wcześniej to wszystko wyobrażałam.- Och jejku, aleś ty naiwna.- śmieje się ze mnie.
-A skąd niby mam to wiedzieć?- obruszam się- Nigdy dotąd nie widziałam prawdziwego homoseksualisty. No chyba że w filmach.
-Już dobrze, spokojnie. A odpowiadając na twoje pytanie: to tak, jestem pewny. Nawet nie wiesz jak długo trwało zanim zdałem sobie z tego sprawę a minęło jeszcze więcej czasu zanim zaakceptowałem ten fakt. Jeszcze do niedawna sam przed sobą udawałem, że wszystko jest w porządku.
-A więc Krystian jest twoim pierwszym chłopakiem?
-W zasadzie to tak.
-Zastanawia mnie tylko jeszcze jedno, to znaczy mam masę pytań, ale to nurtuje mnie w tej chwili najbardziej. Dlaczego Krzysiek myśli, że zakochałeś się w jakiejś Patrycji?
-Tak ci powiedział? No cóż, może dlatego, że jest siostrą Krystiana i często odwiedzałem go w domu pod przykrywką spotkań z Patrycją. Wiesz u niego w domu też nikt nie wie o jego odmiennej orientacji poza jego siostrą, więc wczoraj trochę się bał, że możesz zdradzić też jego sekret. Dlatego może zachowywał się odrobinę nieodpowiednio.
-Gonił mnie przez cały szpital!- jęczę a Karol się śmieję- Hej, to nie jest zabawne. Wyglądał jak jakiś psychopata i naprawdę bałam się, że coś mi zrobi.
-Ale mu uciekłaś. Gdy wrócił był taki wkurzony...Dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Tak. Czuję się teraz niemal jak po katharsis.- uśmiecham się odprężona- Nie mogę uwierzyć, że niedopowiedzenia mogą tak strasznie namieszać. Powinnam od początku wyznać ci swoje przypuszczenia. Może i byś mnie wyśmiał i uznał za naiwniaczkę, ale przynajmniej nie spędziłabym ponad dwóch tygodni na zastanawianiu się czy cię przypadkiem nie zranię swoją odmową. Mam nadzieję, że nie uważasz mnie za jakąś megalomankę?
-Skąd. W sumie jak tak mi to wcześniej analizowałaś to zdałem sobie sprawę jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy.
-Dzięki, że to rozumiesz.
-No cóż, to chyba powinniśmy się już zbierać. Miałaś tylko dziesięć minut, a już minęło prawie piętnaście.
-O matko, masz rację. Muszę już iść. Na razie.- mówię niemal wybiegając z auta.
-Aga?- zatrzymuje mnie jeszcze głos Karola. Wpatruję się w jego przystojną twarz i piękne zielone oczy. Jak ktoś tak męski jak on może być...niemężcyzną?
-Tak?
-Dziękuje. Dziękuje ci, że nikomu o tym nie powiedziałaś.
-Nie ma za co- odkrzykuje mu będąc już w połowie parkingu- Zaraz zawołam Krzyśka żebyście mogli wrócić do domu. Na szczęście nie muszę już tego robić, bo czeka na mnie zniecierpliwiony pod pizzerią.
-I jak załatwiliście już ze sobą wszystkie sprawy?
-Tak- potwierdzam czując się całkowicie wolna i odprężona.
-Więc z czego tak się cieszysz? Chyba nie chcesz powiedzieć, że jednak...
-A ty znowu swoje. Przecież jestem twoją dziewczyną, nie?- pytam go ze śmiechem, ale gdy patrzy na mnie zaskoczony dodaję- Żartuję tylko przecież. Idź już na parking. Powiedziałam Karolowi, że zaraz cię zawołam.
-Ale chce z tobą porozmawiać...
-Później. Teraz nie mam czasu. Poza tym, przecież zobaczymy się w poniedziałek w szkole. Będę tam jeszcze przez tydzień, nie pamiętasz? Wtedy ci wszystko wyjaśnię. Obiecuję- Albo przynajmniej wymyślę do tego czasu jakąś wiarygodną wymówkę, myślę.
-To nie może czekać do poniedziałku- mówi mi z poważnym wyrazem twarzy. Zaciekawiona mówię.
-Dobrze, w taki razie spotkajmy się dzisiaj po mojej pracy gdzieś tak powiedzmy, około szesnastej? No chyba, że wolisz poczekać do jutra...
-Nie, pasuje mi to. Pamiętaj tylko, że przyjadę po ciebie o czwartej.
-Okej- potwierdzam i wchodzę już do środka pizzerii. Michał rzuca mi potępiające spojrzenie w stylu: gdzie u licha byłaś tak długo? Robię (moim zdaniem) skruszoną minkę energicznie chwytając tacę z brudnymi naczyniami i zanosząc ją na zaplecze. Zmywając talerze, nie schodzi mi z twarzy uśmiech. No bo wciąż nie mogę uwierzyć, że chłopak który wydawał się być niemal idealny okazał się być...gejem!Jeśli czytasz, to skomentuj lub zostaw gwiazdkę. ;)
PS. Jak Wam podoba się nowa okładka??
CZYTASZ
Od nienawiści do miłości ✔
Подростковая литератураŻycie pisze różne scenariusze. A najciekawsze są te, których nie planujemy. Jak dziewczyna poradzi obie z niechęcią chłopaka. Jak chłopak poradzi sobie z niechęcią dziewczyny. Co z tego wyniknie. Czy miłość przezwycięży strach i uprzedzenie przed rz...