27.

18K 909 70
                                    

Następnego dnia w pracy, jak już od jakiegoś czasu, spędzam dzień w archiwum z Karolem. Godziny pracy płyną nam bardzo szybko na błahych rozmowach (na szczęście nie wspomina nic na temat Krzyśka, więc jestem zupełnie rozluźniona). Atmosfera psuję się, gdy właśnie kończymy pracę. Bo gdy Zawadzki chce mnie odwieść do domu na parkingu ktoś już na niego czeka.
- Krystian? Co ty tu robisz?
- Nic. Przyjechałem po ciebie. Skończyłeś już?- pyta przyglądając mi się podejrzliwie.
- Tak. Ale muszę jeszcze zawieść Agnieszkę do domu. Znacie się, prawda?- pyta gwoli formalności. Sztywno skinęłam głową.
- Musisz? To jakiś twój obowiązek?- odzywa się tamten. I znów, tak jak w szpitalu, nie wywiera na mnie dobrego wrażenia.
- Nie, ale chcę.- koryguje Karol- Poczekasz trochę?
- Czemu ja muszę na ciebie czekać? 
- Krystian, nie zaczynaj znowu...
- Czego?- mówi trochę głośniej niż powinien, a ja wyczuwam wiszącą w powietrzu kłótnię- Całe dnie spędzasz w tym głupim banku zasłaniając się pracą i ojcem gdy tak naprawdę jesteś z nią!- wymierza na mnie oskarżycielsko palec. A ja jestem tak zaskoczona, że aż nie reaguję.
- Co ty niby sugerujesz?- Zawadzki kręci przecząco głową uśmiechając się pod nosem.
- Co ja sugeruję? Dobrze już wiesz co. Wciąż mi powtarzasz, że to dziewczyna twojego przyjaciela, ale teraz już chyba zerwali, co?
- Krystian ja naprawdę tylko przyjaźnię się z Karolem...- próbuję się wtrącić i wszystko wyjaśnić.
- A ty się nie wtrącaj!- rozkazuje mi Krystian
- Hej, nie traktuj jej tak.
- Bo, co? Bo to teraz twoja dziewczyna? Może wcale nie jesteś pedałem i wolisz jednak płeć przeciwną, co?- pyta z cyniczną wulgarnością. - A może jesteś bi?- Gdy to słyszę, robi mi się niedobrze.
- Krystian, tym razem przesadziłeś.- Karol podchodzi do niego groźnie.
- Ja przesadziłem?- Krystian robi to samo co Karol. Przez moment boję się, że się pobiją.
- Przestańcie!- próbuję raz jeszcze- Karol, wrócę sama autobusem. 
- Nigdzie nie wrócisz sama. Obiecałem, że cię odwiozę i tak zrobię. A on nie będzie mówił mi co mam robić.
- Skoro wybierasz ją to między nami koniec.- Krystian stawia sprawę na ostrzu noża. A ja mimowolnie zaczynam czuć rozbawienie. Bo wiecie, trochę śmiesznie to wygląda gdy chłopak mówi tak do drugiego chłopaka.
- Nie, skoro ty tak stawiasz sprawę to koniec- prostuje Karol. Przez chwilę oboje mierzą się wzrokiem. W końcu Zawadzki zwraca się do mnie:- - Wsiadaj.
- Ale...
- Wsiadaj.- powtarza tylko. A ja posłusznie robię to o co mnie prosi. Szybko odjeżdżamy spod banku kierując się na główną szosę.
- Nie musiałeś tego robić. Nie chcę żebyście się przeze mnie rozstali.
- Może tak jest lepiej. Od dawna się między nami nie układało. I mam dość tych jego ciągłych pretensji.
- Tak, to co sugerował o tobie i o mnie to już przesada- Karol nie komentuje mojego stwierdzenia.- Naprawdę chciałeś z nim skończyć, czy mówisz mi to żebym nie czuła się winna?
- Naprawdę. Chyba nie pasowaliśmy zbytnio do siebie.- Gryzę się w język, że ja już odkąd zobaczyłam go w szpitalu miałam go za aroganckiego brutala bez mózgu. Ale przecież skoro Karol go wybrał...
- Pewnie tak. Ale mimo to czuję się niezręcznie.
- Niepotrzebnie. Nikt nie ma prawa decydować o moim wolnym czasie. Jeśli chcę go spędzać z tobą to tak zrobię.- w odpowiedzi tylko się uśmiecham czując się dla niego ciężarem. Ale nie jestem w stanie zrezygnować z jego przyjaźni (choć w tej sytuacji powinnam). Bo nie chcę być z tym wszystkim sama.
Wracając do domu, czeka na mnie jeszcze jedna nieprzyjemna rozmowa. Już po wzroku mamy widzę, że znów coś się szykuje.
- Co się stało?- nie wytrzymuję jej wzroku i zadaje to pytanie by jak najszybciej iść do siebie..
- Widujesz się z tamtym chłopakiem?- robię zrezygnowaną minę.
- Nie, Karol jest tylko moim przyjacielem.
- Pytałam o Kamińskiego- jestem tak zaskoczona, że nie wiem co powiedzieć. Ale zaraz budzi się we mnie strach.
- Dlaczego pytasz? Jego ojciec znów cię nachodził?- mama kręci przecząco głową.
- A więc jednak się z nim widujesz?
- Z racji tego, że Iza wychodzi za mąż za jego przyjaciela to raczej nieuniknione.
- Agnieszko, ty nadal...?- nie pozwalam jej dokończyć.
- Mogę już wrócić do siebie? Czuję się zmęczona.
- Kochanie, proszę- mama bierze mnie za rękę i patrzy w oczy.- Odkąd wydarzyło się to wszystko bardzo się zmieniłaś: nie rozmawiasz ze mną, a w czasie studiów odwiedzałaś nas tylko raz w miesiącu.
- Bo pracowałam- próbuję ją zbyć, ale wiem że ma rację. Tylko, że nic nie mogę poradzić na to, że mam do niej żal. I już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.
- Właśnie. Dlaczego to robisz? Chcesz oddać mu te pieniądze, tak?- nawet nie silę się na udawanie, że nie wiem o co chodzi.
- Tak. Bo to nasz dług i nie pozwolę żeby ten typ myślał, że może nas kupić. Więc jeśli masz zamiar mówić mi jaka to jestem głupia to...
- Nigdy bym tego nie powiedziała- w oczach mojej mamy błyszczą łzy- - Myślisz, że mnie jest łatwo? Szczególnie teraz gdy patrzę na ciebie...Myślałam, że to ci minie, że to takie nic nie znaczące zauroczenie. Dlatego wtedy stchórzyłam. Pomyślałam: przecież ona ma dopiero 19 lat, zerwie z nim i zdąży zakochać się jeszcze przynajmniej kilka razy. A ja zostanę z wielkim długiem do spłacenia i dwójką nastoletnich córek na utrzymaniu. 
- Mamo, przepraszam- szepcę cicho, bo do tej pory nie uświadamiałam sobie, jak ona musiała to wszystko znieść, jak cierpieć. Tak bardzo skupiłam się na własnym, że nawet nie zauważyłam kiedy obsadziłam się w roli ofiary. A przecież nie tylko ja na tym straciłam.
- Ty mnie przepraszasz? To ja powinnam cię przeprosić za to co zrobiłam. Serce mi się kraje gdy widzę cię w takim stanie. Zmieniłaś się.
- Tak- uśmiecham się lekko- Ale to zmiana na dobre. Przynajmniej za to jestem wdzięczna Władysławowi Kamińskiemu: dzięki niemu zrozumiałam, że życie to nie bajka. I może masz rację ani ja nie byłam żadnym Kopciuszkiem, ani Krzysiek księciem. Nie powinnam obwiniać was o to co się stało- mówię przytulając ją mocno. I wtedy czuję, że w końcu po tylu miesiącach wszystko się jakoś ułoży.
Gdy nadchodzi dzień urodzin Krzysztofa i przyjęcia nie jestem w stanie pozbyć się obaw. Może nie powinnam tam iść? Co wtedy gdy Marzenia dowie się przypadkiem, że byłam dziewczyną jej chłopaka? Te myśli nie opuszczają mnie nawet gdy przyjeżdża po mnie Karol.
- Ślicznie wyglądasz.- mówi otwierając mi drzwi z drugiej strony.
- Dziękuję- odpowiadam świadoma, że to kłamstwo. Bo założyłam tylko jedwabną bluzkę i plisowaną spódnicę. 
- Boisz się?
- Szczerze mówiąc to zastanawiam się po co ja tam właściwie jadę.
- Zobaczysz. Przecież mówiłem ci o teście, prawda?- kiwam tylko głową zastanawiając się co też mógł takiego wymyślić, żeby przekonać mnie o uczuciu jakim darzy mnie Kamiński.
Gdy jesteśmy już na miejscu, wynajęta sala jest uroczo ustrojona własnoręcznie robionymi elementami, które z pewnością robiła Marzena. Wpatrując się w nie nie jestem w stanie pozbyć się uczucia, że w jakiś sposób zdradzam tę dziewczynę.
- Agnieszka!- z drugiego końca sali macha do mnie Majka. Uśmiecham się do niej delikatnie odmachując i czekając aż do mnie podejdzie.
- Cieszę się, że jesteś. Musisz pozbyć się tej głupiej Marzeny i znów być z moim bratem.
- Maja...
- Tak, wiem że nie powinnam o niej tak mówić. Ale nie lubię jej. Krzysiek może być tylko z tobą.
- Już mówiłam ci, że to już przeszłość.
- W takim razie dlaczego tu jesteś?- Dobre pytanie, myślę, ale na głos odpowiadam.
- Przyszłam tylko na prośbę Karola i Marzeny, bo mnie zaprosiła.
- Jejku, jaka wyrozumiała. Zapraszać byłą dziewczynę swojego chłopaka...- ironizuje.
- Maju, nie wygadaj się o tym tylko, dobrze?
- Dlaczego? Może wtedy ta czarna małpa odczepi się od niego.
- Bo cię o to proszę.
- Aga..
- Proszę- powtarzam tylko jedno słowo
- Dobra już dobra. Ale i tak się kiedyś o tym dowie. 
- O, Aga? Co ty tu robisz? Nie mów, że Krzysiek cię zaprosił...
- Nie, jest ze mną- odpowiada Bartkowi właśnie podchodzący ku nam Karol.- Jest już nasz jubilat?
- Nie, ma zjawić się za piętnaście minut. 
- W takim razie jeszcze sobie trochę poczekamy.- Zawadzki pospiesznie wita się ze znajomymi a potem zwraca do mnie:- Masz ochotę na coś do picia?
- W sumie to nie, ale przyda mi się trochę spaceru- odpowiadam i wolno podążamy razem w kierunku stołów. Gdy już tam jesteśmy a Karol podaje mi jakiś sok pytam go:
- Co chcesz zrobić?
- Nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Ale nie martw się, nic złego się już nie stanie. Po prostu coś mu przypomnę.
- Karol...
- Spokojnie, nie bój się. Zobaczysz, że...- urwał wpatrując się w coś za moimi plecami. Odwróciłam się widząc wchodzącego właśnie Kamińskiego pod rękę z Marzeną. Na ten widok coś ścisnęło mnie w żołądku. Zawadzki pokrzepiająco poklepał mnie po ramieniu- Będzie dobrze. Poradzisz sobie sama? Muszę coś załatwić.
- Okej- odpowiedziałam tylko wiedząc, że skoro już tu przyszłam to muszę być odważna. Na potwierdzenie uśmiechnęłam się do Karola lekko. Uspokojony, odszedł ode mnie. Wróciłam wzrokiem do Krzyśka. Nie widział mnie jeszcze, więc mogłam to robić bezpiecznie nie bojąc się zdemaskowania. Do czasu aż nasze oczy się nie spotkały. Wtedy uśmiech zamarł mu na ustach, a w oczach pojawiło się nieme pytanie: co tu do diabła robisz? Musiała na to zwrócić uwagę Marzena, bo podążając za spojrzeniem swojego chłopaka dostrzegła mnie i lekko pomachała. Potem, razem z Krzyśkiem (aczkolwiek on robił to niechętnie) zaczęli zmierzać w moją stronę. 
- Agata, cześć!- wita mnie Marzena
- Agnieszka- poprawiam ją automatycznie.
- Och, jak dobrze że przyszłaś. Karol też jest z tobą?
- Tak.
- Więc to ty ją zaprosiłaś?- Kamiński zwraca się z tym pytaniem do swojej dziewczyny. Potem dodaje z wyrzutem:- Po co?
- No wiesz, przecież to koleżanka twoich kumpli- mówi lekko zażenowana- I twoja chyba też?- ni to stwierdza, ni pyta. - Poza tym to ona doradzała mi w wyborze prezentu.- ten fakt wyraźnie zbija go z tropu. 
- Tak? I co ci doradziła? Bo to, że nie lubię porcelany, ani żadnych figurek już chyba wiesz- swoje słowa kieruje do Marzeny, ale patrzy przy tym na mnie. I wiem, że jego wypowiedź jest aluzją do wcześniejszego prezentu, który mu podarowałam.
- Och wiem. Ale czemu zbiłeś figurkę tamtego chłopca? Była urocza...- odpowiada ma Marzena, a ja jestem tak zaskoczona, że nie jestem w stanie wyrzec słowa. Więc tyle był warty dla niego mój prezent.
- To było trochę tandetne, nie sądzisz?- mówi Krzysiek, że aż wzbiera we mnie złość. Potem zupełnie mnie ignorując obejmuje Marzenę i szepce jej coś do ucha. A ja patrząc na to czuję, że mam już tego wszystkiego powyżej dziurek w nosie.
- Mogę z tobą na chwilę porozmawiać?- zwracam się do Kamińskiego- W cztery oczy- dodaję. Krzysiek zerka na Marzenę.
- W porządku, idź. Ja zajmę się w tym czasie twoimi prezentami.- odpowiada dziewczyna i pospiesznie odchodzi. Biorę głęboki wdech.
- Dlaczego to robisz?- pytam go
- Ale co?- udaje, że nie wie o co mi chodzi. To rozwścieka mnie jeszcze bardziej.
- Czemu mówisz te wszystkie rzeczy, czynisz jakieś ukryte aluzje? O co ci chodzi?
- O co mi chodzi?- pyta mnie z niedowierzaniem przybierając arogancką minę.- Po co spotkałaś się z Marzeną i pomogłaś jej wybrać prezent dla mnie co? I po co w ogóle tu przyszłaś? Teraz grasz moją dobrą przyjaciółkę?- jego wściekły wzrok wkurza mnie jeszcze bardziej.
- Ja? To ty nie powiedziałeś jej o tym co nas wcześniej łączyło.
- Tak?- pyta mnie ironicznie- A co takiego niby nas łączyło? Nie sądzę, aby było to coś o czym warto wspominać.
- Dlaczego tak mówisz? I dlaczego zachowujesz się tak jak kiedyś?
- To znaczy jak? Tak samo jak wtedy gdy mnie poznałaś?- gdy kiwam potakująco głową, prycha i patrząc mi w oczy pyta ironicznie- A skąd wiesz, że w ogóle się zmieniłem? Może tylko udawałem aby osiągnąć swój cel?
- Mówisz to wszystko tylko po to aby mnie zranić.- mówię cicho czując się coraz gorzej.
- To cię rani? W takim razie bardzo mi przykro- odpowiada tonem sugerującym coś wręcz przeciwnego i odchodzi. A ja stoję jeszcze w tym samym miejscu niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. I choć wiem, że mówił mi to wszystko tylko w złości to i tak w moich oczach pojawiają się łzy. „Może tylko udawałem żeby osiągnąć swój cel?”, znów pobrzmiewa mi w głowie. Nie, to nieprawda. Gdyby chodziło mu tylko o przespanie się ze mną zrobiłby to już dawno temu. Wiem, że łagodną perswazją osiągnąłby swój cel, bo byłam w nim zakochana jak idiotka. Co ja plotę, wciąż jestem. Gdy w końcu jestem zdolna do jakiegokolwiek ruchu siadam na jednym z krzeseł i wolno dopijam swój sok. W międzyczasie podchodzi do mnie Iza. Chwilę rozmawiamy, a potem gdy wraca do Bartka znów zostaję sama. W duchu zastanawiam się gdzie jest Karol. Zauważam, że Kamiński też gdzieś zniknął. Może rozmawia z Zawadzkim?
Gdy zaczynają się tańce przypatruje się tylko temu wszystkiemu z boku (odmawiając jakiemuś pryszczatemu chłopakowi, który chciał ze mną zatańczyć) usiłując zapomnieć o gniewnych słowach Krzyśka. Dlaczego tak okrutnie mnie potraktował? Czemu zniszczył figurkę którą mu podarowałam, a breloczek oddał Marzenie? Czyżby aż tak mnie znienawidził? 
Po jakimś czasie postanawiam pospacerować sobie trochę po sali, choć szczerze mówiąc wolałabym żeby Karol już wrócił i odwiózł mnie do domu. Już wystarczająco przekonałam się o uczuciach jakimi darzy mnie Krzysiek. Ale gdy chcę już wyjść na zewnątrz zatrzymuje mnie głośne skandowanie i gwizdanie. Kieruję wzrok ku źródłu tego hałasu i dostrzegam Krzyśka obejmującego Marzenę. I z gulą w gardę zdaję sobie sprawę, że to co wszyscy krzyczą to słowo: gorzko! I choć wiem, że powinnam się odwrócić, że to co za chwilę zobaczę nie będzie niczym przyjemnym, że to tylko mnie zrani to...nie mogę. Jak zahipnotyzowana przyglądam się jak Krzysiek pochyla się nad Marzeną i na oczach wszystkich całuje. A potem gdy podnosi wzrok, patrzy wprost na mnie. I czuję, że już więcej nie zniosę.
„Pocałuj mnie”
„Co?”
„Tylko wtedy uwierzę, że naprawdę coś do mnie czujesz”, przypominam sobie jak przez mgłę jego słowa gdy zgodziłam się z nim być. 
„Wiesz, że po raz pierwszy mnie pocałowałaś? I wiesz, co? Podobało mi się to”, kolejna scena przewija się przez mój mózg jak w kalejdoskopie. 
- Agnieszka, zaczekaj!- słyszę za sobą jego głos. Na moment zaskoczona przystaję, ale zaraz zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę pozwolić aby zobaczył mnie w takim stanie. I czego on w ogóle ode mnie chce? Spuszczając nisko głowę aby nikt nie dostrzegł moich łez biegnę dalej w kierunku wyjścia. I wtedy wpadam na jakąś postać.
- Aga, co się stało?- pyta Karol
- Pomóż mi- szepcę tylko słysząc zbliżające się za sobą kroki Krzyśka.
- Możemy porozmawiać?- znów odzywa się Kamiński. A ja patrząc błagalnie na Karola proszę go niewerbalnie, żeby na to nie pozwolił. Żeby nie pozwolił zobaczyć Krzyśkowi, że przez niego płakałam.
- Właściwie to zbieramy się już do wyjścia- mówi Karol patrząc w moją twarz. Pospiesznie wymijam go i kieruję się w stronę parkingu. Dopiero wtedy wycieram znajdujące się na mojej twarzy łzy. Po jakimś czasie przestaję słysząc czyjeś kroki. Na szczęście to tylko Karol
- Agnieszka, przepraszam.- odzywa się do mnie niepewnie- Nie powinienem cię tu zapraszać.
- Daj spokój- mówię przez łzy (bo już nawet nie próbuję ich powstrzymywać)- Sama przyszłam tu jak idiotka nie wiedząc właściwie po co. Na co liczyłam?
- Wsiadaj.- odzywa się do mnie łagodnie prowadząc w kierunku samochodu- Jeszcze ktoś zobaczy cię w takim stanie.
- Ha,- prycham- Więc niech wszyscy zobaczą jaką jestem żałosną idiotką. Czego się spodziewałam? Sama podświadomie czepiałam się głupiej nadziei, ale teraz wiem że to było bez sensu. Wiesz jak on mnie nienawidzi? W dodatku i tak przecież nie mogłabym z nim być. 
- Agnieszka, wiesz że to nieprawda. On robi to wszystko, bo jemu też jest ciężko. Gdybyś go nie obchodziła...
- Daj spokój. Nie chcę żebyś się nade mną litował. I nie chcę teraz wracać do domu. Jest tak wcześniej, więc wszyscy będą mnie wypytywać dlaczego wróciłam o tej porze
- Więc gdzie chcesz jechać?
- Bo ja wiem? Gdziekolwiek. Jeśli pokażę się w domu w takim stanie od razu powiadomią psychiatrę a w najlepszym przypadku psychologa.- Karol znów zerka na mnie z troską. Po chwili wahania widzę, że kierujemy się w stronę jego mieszkania. Będąc już na miejscu lokuje mnie w swoim pokoju i wychodzi. Wraca po paru minutach z kubkiem gorącej czekolady.
- Proszę, podobno jest dobra na wszystkie smutki. 
- Tak? Na takie jak mój chyba nie- znów czuję, że zbiera mi się na płacz. A gdy Karol delikatnie odbiera mi kubek z rąk i przytula nie jestem już w stanie się opanować. Zaczynam głośno szlochać w jego czarną koszulę nie zważając na wstyd czy skrępowanie. Bo właśnie zdałam sobie sprawę, że do tej pory naiwnie łudziłam się, że gdy uda mi się spłacić ojca Kamińskiego, to przed nami będzie jakaś przyszłość. Ale dziś przekonałam się, że on nienawidzi mnie teraz nawet mocniej niż ja jego na początku. I nigdy mi nie wybaczy, że go zostawiłam.
- Agnieszka, wiem że ci to obiecałem ale będę musiał złamać dane słowo. On musi się dowiedzieć prawdy, rozumiesz?
- Nie- mówię rwącym się głosem nadal oparta na jego piersi- To nic nie zmieni. Byłam głupia
- Zmieni. Zobaczysz, że wtedy pomoże ci spłacić dług i wtedy...
- Karol- podnoszę się przerywając mu jego wypowiedź- Ty nie wiesz wszystkiego.
- Jak to? Czego nie wiem?
- To co ci powiedziałam...ten dług karciany ojca to nie wszystko. Kamiński...ojciec Krzyśka szantażuje mnie czymś jeszcze. 
- Co?- zaczynam nieskładnie opowiadać mu o wszystkim: wypadku pracownika, nad którego bezpieczeństwem miał czuwać mój ojciec, groźbie pozwu, przekupieniu żony poszkodowanego mężczyzny. Na koniec dodaję- Nie wiem na co teraz liczyłam. Przecież i tak wiedziałam, że nawet gdyby po tym czasie Krzysiek coś do mnie czuł nie mogłabym z nim być. Ale moje głupie serce nie chce tego słuchać. Ono wciąż chce tylko jego, nieważne jak bardzo mnie przy tym krzywdzi. 
- Jezu, nie wierzę, że jego ojciec mógł posunąć się do czegoś takiego. Więc nadal jesteście od niego zależni?
- Tak. Obecna firma w której pracuje mój ojciec podlega Building&Project. A jednym swoim słowem jej prezes może zniszczyć całą naszą rodzinę.- odpowiadam znów wtulając się w Karola. Czując się w tej chwili tak strasznie nawet nie zastanawiam się nad tym jak żałośnie muszę się prezentować. Ale on jako mój przyjaciel znosi to ze stoickim spokojem. W pewnym momencie, sama nie wiem kiedy usypiam.
Budzę się dopiero nazajutrz rano w łóżku Karola. Zaspana przecieram powieki i odgarniam pachnącą czystością pościel. Nagle przypominam sobie, że właśnie spędziłam tę noc poza domem i nawet nie powiedziałam o tym rodzicom! W panice szukam swojej koszuli (bo jestem tylko w białej bokserce którą miałam pod jedwabną bluzką i spódniczce. Gdy wchodzi Karol, czuję się zażenowana swoim godnym pożałowania wyglądem i wczorajszym zachowaniem. Nie wiedząc co powiedzieć, przypominając sobie o swym niekompletnym ubraniu wchodzę z powrotem pod kołdrę. I zaraz czerwienię się jeszcze bardziej, gdy uświadamiam sobie absurdalność tego gestu. Przecież o jest gejem, a ja zachowuje się jakby mój widok miał wystawić go na pokuszenie. Na szczęście Karol udaje, że nie dostrzega niczego dziwnego w moim zachowaniu.
- Część. Przyniosłem ci gorącej herbaty, a w kuchni czeka śniadanie. A i wysłałem wczoraj wieczorem wiadomość z twojego telefonu do twojej mamy żeby się nie martwiła. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
- Eee...jasne, że nie. Dziękuję.- odpowiadam biorąc od niego parujący kubek. Nagle oboje słyszymy dzwonek do drzwi. Momentalnie zamieram.
- Spokojnie, to pewnie tylko poczta. Nie wychodź, zaraz wracam.- mówi mi jakby mi to było potrzebne. Myśli, że mam zamiar paradować po mieszkaniu w skąpym odzieniu? Wygodniej opieram się o poduszki i rozpuszczam splątane włosy. Z pokoju słyszę jakieś męskie głosy.
„Dam ci jutro...
to nie jest najlepszy pomysł...
dlaczego...?”, słyszę urywki rozmów. A gdy w końcu głos znajduje się coraz bliżej już wiem dlaczego Karol usilnie próbuje wypłoszyć intruza.
- Daj spokój, wezmę tylko swoją bluzę, bo zostawiłem w niej dokumenty i wyjdę. Zapewniam cię, że bałagan nie zrobi na mnie żadnego wrażenia...- urywa, gdy tylko otwiera drzwi i zastaje mnie leżącą w łóżku. A ja dopiero tera zdaję sobie sprawę z tego jak to wszystko musi wyglądać.
- Krzysiek, to nie tak jak myślisz...-odzywa się Karol do wciąż gapiącego się na mnie Kamińskiego
- Spokojnie, trzeba było mówić tak od razu- mówi wolno Krzysiek jakimś nieswoim głosem.- A nie wciskać mi bajki o bałaganie w pokoju.
- Krzysiek naprawdę...
- Daruj to sobie- przerywa mu Kamiński- Przepraszam, że wam przeszkodziłem- dodaje tylko kierując się do drzwi. Ale Karol mu na to nie pozwala.- Pozwól mi przejść- warczy na niego Kamiński.
- Krzysiek, uspokój się.
- Mam być spokojny? Wbijasz mi nóż w plecy i mam być spokojny, co?!- drze się próbując odepchnąć Karola od drzwi. A ja nadal nie jestem w stanie zareagować i tylko przyglądam się temu z przerażającą obojętnością.- Po to wczoraj sprzedawałeś mi te gadki? Żeby mnie wybadać? W takim razie, proszę bardzo droga wolna.- śmieje się szyderczo- Chociaż ty i tak nie pytałeś mnie o zdanie.
- Krzysiek...- dopiero teraz wstaję z łóżka owijając się kołdrą i odzywam się starając się zażegnać spór. Ale to nie jest dobry pomysł. Bo cała jego furia skupia się teraz na mnie.
- A ty co świętoszko?- pyta zbliżając się do mnie- Gdzie teraz podziały się te twoje zasady, co?
- Krzysiek!- mówi Karol ostro- Nie masz o niczym pojęcia. Nas nic nie łączy.
- A czemu sądzisz, że to mnie interesuje? Już mówiłem: rób sobie z nią co chcesz, ona nic mnie już nie obchodzi.- mówi wbijając kolejną szpilkę w moje serce.- Aha, chyba powinienem ci pogratulować. Sforsowałeś mur nad którym ja ślęczałem ponad rok. Chociaż w sumie to nie wiadomo czy komuś przed tobą już się to nie udało...- w tym momencie zobaczyłam jak pięść Karola ląduje na twarzy Kamińskiego. A właściwie to bardziej usłyszałam niż zobaczyłam, bo łzy spływające po mojej twarzy nie pozwoliły mi na to. Dopiero gdy pierwsza z nich spadła na podłogę ujrzałam leżącego na podłodze Krzyśka trzymającego się za rozciętą wargę i patrzącego na mnie szyderczo.
- Masz- mówi Zawadzki rzucając w niego bluzką- Oddaje ci twoją własność. A teraz wynocha z mojego domu.- Potem nakrywając mnie kocem mówi twardo:- Myliłem się. Nie zasługujesz na kogoś takiego jak on.- dopiero po kilku sekundach orientuje się, że kieruje te słowa do mnie. Kamiński w tym czasie podnosi się z podłogi i pospiesznie wychodzi. A ja wciąż jak głupia stoję na środku pokoju i ryczę czując się tak żałośnie jak nigdy dotąd. I zaraz wybucham histerycznym śmiechem uświadamiając sobie, że zawsze kiedy używam tego zwrotu los jak gdyby chciał mi udowodnić, że jest inaczej: Myślisz, że już jest najgorzej? Zapewniam cię, że może być jeszcze bardziej źle.- Proszę nie płacz już...- szepcze do mnie Karol głaszcząc mnie po głowie i obejmując. Nie płacz? Łatwo mu powiedzieć, myślę. Potem łapie mnie za rękę i kieruje z powrotem do swojego łóżka. Mechanicznie pozwalam nakryć się kołdrą, a potem znów wtulam w jego ramię. Bo nie potrafię już sobie sama z tym wszystkim poradzić. Przypominam sobie ostatnie zdanie jakie wykrzyczał mi na odchodnym Krzysiek: „Żałuję, że kiedykolwiek cię spotkałem.”. I sama nie rozumiem dlaczego to zdanie tak bardzo boli.- Hej, nie płacz już proszę- po kilku minutach Karol znów próbuje mnie uspokoić. Tylko, że jestem w takim stanie, że nic nie zdołałoby teraz mnie do tego zmusić. Ale nagle okazuje się, że znowu nie mam racji. Bo Zawadzki podnosi delikatnie moją głowę dotykając czubkami palców brody. A gdy nadal mam spuszczony wzrok czuję na swoich wargach jego. I jestem tym tak bardzo zaskoczona, że nawet nie reaguję.

Od nienawiści do miłości ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz