ZAWIESZONE
Jimin myślał, że jego życie nie może się już bardziej spieprzyć, ale szybko przekonał się, że jednak wszystko jest możliwe. Znalazł się w sytuacji, z której wyjście musi jak najszybciej odnaleźć. Nie ma tylko pojęcia, gdzie zacząć szukać...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
2013
- Jeszcze raz, od nowa. Jimin, skup się w końcu - westchnął choreograf, po raz enty tego dnia upominając niskiego ciemnowłosego chłopaka.
- Przepraszam - mruknął w odpowiedzi, opuszczając lekko głowę. Czuł na sobie spojrzenia innych, pełne wyrzutów kierowanych w jego stronę. Gdyby nie on, już dawno mogliby wrócić do dormu. - Nie mogę się skupić.
- Na scenie też tak powiesz?
Muzyka włączyła się ponownie, a chłopak z całych sił starał się tym razem nie dać ciała. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje, ale nie potrafił zrobić tego dobrze. Ciągle mylił kroki, nogi wiecznie mu się plątały, a on miotał się po parkiecie, jakby był po trzecim udarze. Nie miał pojęcia, czy to wszystko działo się ze stresu, ze zmęczenia, czy po prostu był aż tak bardzo beznadziejny. Miał wrażenie, że wszystko na raz.
- Jimin... Dobra, zbierajcie się już, koniec na dziś, to i tak nie ma sensu. - Starszy mężczyzna pokręcił głową i złapał za ręcznik wiszący na oparciu jednego z krzeseł, po czym wytarł nim twarz.
Park Jimin usiadł wycieńczony na zimnej, lekko zdartej podłodze i starał się nie patrzeć na nikogo. To wszystko zaczynało być ponad jego nerwy. Wiedział, że przyjaciele nie będą na niego źli, ale naprawdę nie mógł spojrzeć im w oczy. Wiedział, co myślą, nie był głupi. Był ich najsłabszym ogniwem.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść, bo umrzemy z głodu. - Taehyung uśmiechnął się do niego i podał mu dłoń. Jimin wiedział, że nie zasługuje na takiego przyjaciela jak on, zdecydowanie nie.
- Nie, Tae, idźcie beze mnie, zostanę tutaj jeszcze na chwilę.
- Jesteś pewien? Powinieneś...
- Nie martw się - wtrącił z lekkim uśmiechem. - Jest okej. Muszę się w końcu ogarnąć, żeby nie spaprać tego w najważniejszym momencie.
Młodszy kiwnął niepewnie głową, ale odwrócił się i odszedł za resztą, ściskając w dłoni butelkę z wodą. Jimin opuścił głowę, niemal chowając ją między kolanami. Schował twarz w dłonie i odetchnął głęboko zbierając siły na dalsze katusze, które sam sobie planował zaraz sprezentować. Uwielbiał taniec, ale naprawdę nie miał teraz na to siły.
Wstał z miejsca i otrzepał odzież z niewidzialnego kurzu. Pomyślał, że to dobra pora, by powitać toaletę, bo dziś do pełni nieszczęścia brakowało mu tylko, by zsikał się w ulubione spodnie.
Miejsce, w którym ćwiczyli nie było zbyt duże, składało się z kilku niewielkich pomieszczeń, a sam budynek z zewnątrz wydawał się być tylko kolejną, niewiele znaczącą dla społeczeństwa budowlą. I właściwie dokładnie tak było.
Chłopak przemierzał powoli wąski korytarz mając nadzieję, że nikogo po drodze nie spotka, bo naprawdę nie miał ochoty teraz z nikim rozmawiać. Oczywiście, Jimin i szczęście nigdy nie chodzą w parze, więc chłopak już po kilku krokach usłyszał podniesione głosy wydobywające się z jednego z pomieszczeń. Wiedział, że powinien przejść obok obojętnie i nie zwracać na nie uwagi - nawet chciał to zrobić - gdyby nie fakt, że całkiem wyraźnie usłyszał swoje imię.