Prolog

50 3 0
                                    


- Olivia! - pędzę do przodu i chwytam ją za ramię w chwili, gdy cienka część krawędzi kruszy się pod jej stopami, całkowicie się pod nią zapadając. Wydaje z siebie jęk, wolną ręką chwytając ziemię i trawę, gdy spada. Rzuca mnie na kolana martwy ciężar jej ciała zwisającego z mojego ramienia. - Cholera jasna. - sapię.

- Parker. - jej głos drży z przerażenia, kiedy dynda nad rzeką pod nami.

- Trzymaj się mojego ramienia.

Zamiast tego wymachuje wolną ręką i nogami, próbując znaleźć coś, czego mogłaby się chwycić na śliskim zboczu góry.

- Nie -ja nie mogę niczego uchwycić. - szlocha. - Poślizgnęłam się.

- Drugą ręką złap mnie za ramię. Nie pozwolę ci upaść. - nie zrywając z nią kontaktu wzrokowego, wolną ręką przesuwam po ziemi wokół mnie, próbując znaleźć coś, co da mi przewagę, ale nie ma tam nic.

Moje serce wali tak gwałtownie od napędzanej strachem adrenaliny, mój wzrok się rozmywa. Kręcę głową, żeby temu zapobiec, ponownie skupiam wzrok na niej i zbieram rozum. Ważę tylko około 89 kilogramów. Ćwiczę prawie codziennie. Wiem, że mogę ją wciągnąć.

- Parker... - jej zielone oczy patrzą na mnie. Ciemne i błagalne.

- Wciągnę cię. Trzymaj się mojego ramienia. Ściśnij mocno i nie puszczaj. - mocniej chwyta mnie za ramię. Jej długie, czarne paznokcie wbijają się w moje ciało, gdy desperacko próbuję ją podciągnąć.

Zamiast tego zbliżam się do krawędzi. Jak małe brzytwy, jej paznokcie wbijają się głębiej w moją skórę i powoli ciągną w dół, ślizgając się z potu pokrywającym moją skórę. Po ich śladach zaczynają się sączyć cienkie ślady krwi.

- Ja pierdole.

- Nie pozwól mi odejść.

Opadam na brzuch, gorączkowo sięgam drugą ręką i próbuję złapać jakąkolwiek jej część. Jej koszulę, cokolwiek ale nie mogę dosięgnąć. Nieregularny ruch sprawia, że jej ręka ześlizguje się. Poza moim zasięgiem.

- Nie!- krzyczy. - Nie

Moje serce się zatrzymuje.

Mój oddech się zatrzymuje.

Mój cały świat zatrzymuje się, gdy spada tak szybko, ale tak wolno do wody poniżej. Jej rozpaczliwy, rozdzierający krzyk odbija się echem w otaczających nas górach.

- Olivia!

Jej imię dusi się w moim gardle, kiedy gramolę się na równe nogi i biegnę jak dzikie zwierzę ścieżką, gorączkowo szukając polany, na której mógłbym wskoczyć do wody, żeby się do niej dostać. Wyciągam telefon komórkowy z plecaka, żeby zadzwonić pod numer 911 po pomoc. Ekran telefonu miga i pokazuje mi brak połączenia.

- Niech to szlag.

Niskie, cienkie gałęzie uderzają mnie w twarz i ramiona, drapiąc mnie po ciele. Muszę do niej dotrzeć za wszelką cenę. Nie mogę jej stracić. Zanim docieram do polany, łapie powietrze. Moja koszulka jest mokra od potu. Skanuje wodę. Nigdzie jej nie widzę. Gdzie jesteś? W końcu ją dostrzegam, jest pod wodą.

- Olivia! Idę! - wskakuje do wody, i jest kurwa, lodowata.

Biorę głęboki, równy oddech aby powstrzymać chłód i płynę w jej stronę... Nurkuje i łapie ją w pasie, żeby wydostać się na powierzchnie. Modląc się w duchu i żebra jąć Boga o nadzieję, że musi być wszystko w porządku. Wciągam jej bezwładne ciało na skały, i tulę jej głowę do piersi.

- Jestem przy tobie, kochanie.

Odgarniam mokre włosy z jej twarzy, by odsłonić jej piękne zielone oczy które tępo wpatrują się w niebo nad nami. Bez życia. Bez żadnego oddechu. Moje ciało drży, gdy niosę ją na brzeg rzeki i delikatnie kładę na ziemi, by uklęknąć obok niej. Strach ogarnia mnie, gdy widzę, jak usta i skóra zaczynają robić się niebieskie. Przełykam gule w gardle, gdy krew zaczyna sączyć się z jej głowy. Jestem przemoczony, zmarznięty, desperacko trzymam jej dłoń, przyciskając ją do mojej piersi, jakby moje własne bijące serce mogło przywrócić ją do życia.   

Utracone wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz