Rozdział 5

23 3 0
                                    

Parker

- Dzień dobry, piękna.   - stawiam wazon z fioletowymi i żółtmi tulipanami na stoliku przy drzwiach.
Później kiedy wyjdę, podrzuce je do stanowiska pielęgniarek i zostawie im je, w ramach podziękowania za opiękę nad moją żoną. Ściągam skórzaną kurtkę i rzucam ją na kanapę pod ścianą, po czym podchodzę do okna by odsłonić rolety. Do pokoju wpada światło słoneczne, które zaczyna mnie razić w oczy, przysłaniam sobie oczy dłonią żeby nie oślepnąć.
- Jest miło dzisiaj. Byłby wspaniały dzień, żeby pojechać na plaże, pochodzić brzegiem morza a potem wybralibyśmy się na lunch. - otwieram okno i robie malutki lufcik na koło dwa centymetry. - Wreszcie troszkę świeżego powietrza, co?
Kiedy się odwracam widzę, że nadal śpi. Jej twarz nie jest już taka blada jak na samym początku, nabrała lekkiego różowego koloru na policzkach. Ciężko wzdycham, chciałbym już zobaczyć jej piękny uśmiech gdy rano będzie się budzić przy moim boku, będziemy pić poranną kawę i nasze przekamażania dotyczące tego, które z nas będzie robiło śniadanie.
- Wow, te kwiaty są takie pięknę. I takie żywe, że czuć wiosnę w powietrzu.
Annie, moja ulubiona pielęgniarka , która zajmuje się Olivią od samego początku. Wtacza do pokoju wózek z lekarstwami, które musi podać do żylnie. Zawsze unikam patrzenia na to. Bo wiem, że Olivia od zawsze panicznie boi się igieł, wszelakie badania kontrolne u niej z pobraniem krwi, kończyły się przeważnie zasłabnięciem bądz omdleniem. A nie mówiąć już o bólu brzucha rano.
- Jest pan dziś dość wcześniej, panie Walker.
- Nie mogłem po prostu się doczekać, kiedy zobaczę moją ukochaną. Słońce wyszło, usłyszałem śpiew ptaków. Te wszystkie radosne myśli. To będzie naprawdę piękny dzień.
Pielęgniarka posyła mi ciepły uśmiech, opiekując się moją żoną codziennie.
- Jesteś szczęściarą, pani Walker. Mój mąż nigdy nie zdobył by się na taki gest, żeby tak rano wcześnie wstać. A nie wspominając już o tym, że nigdy nie wręczył mi kwiatów bez okazji.
Czekam spokojnie przy oknie na uboczu, podczas gdy Annie wykonuje poranne zadania i zapisuje coś w karcie. Spoglądam na zdjęcie w białej ramce, które całkiem nie dawno przyniosłem do jej pokoju. Postawiłem je na stoliku, gdzie teraz obok niego stoi bukiet kwiatów. Ja, Olivia, w dniu naszego ślubu, uśmiechnięta i kochająca życie. Dopóki nie spoglądam na jej obecną twarz teraz, pogrążoną we śnie, bez żadnych oznak, że jest tu taj ze mną w tym świecie.
- Bawcie się dobrze razem. - mówi Annie kierując się w stronę wyjścia. - Zamknij to okno za nim wyjdziesz, przystojniaku.
- Zrobi się, Annie. - uśmiecham się.
Kiedy jej nie ma, odsuwam się od parapetu i zbliżam się do końca łóżka Olivii. Dotykam jej stopy i delikatnie ściskam miejsca pomiędzy palcami, robiąc delikatny masaż. Wciąż śpi. Jej stan załamuje mnie każdego dnia, ale gdy wstaje rano znajduje w sobie, wole walki, bo kurwa wiem i wierze, że moja żona z tego wyjdzie. Musi wyjść. Każdego cholernego dnia mijam małą szpitalną kapliczkę i zachodze do niej po wyjściu od Olivii, i urządzam sobie pogawędkę z Bogiem. Spędzam tam zawsze dwadzieścia minut, gdy już zbieram się do wyjścia zapalam świeczkę, która ma strzec i uzdrowić moją żonę. Sięgam pod łóżko, odblokowuje kółka i obracam je tak, żeby była odwrócona twarzą do światła. Poczuła na swojej skórze promienie słońca, uprzednio poprawiając jej poduszkę pod głową.
- Mamy dzisiaj dwadzieścia trzy stopnie, i piękne niebieskie niebo, kochanie. - siadam na łóżku obok jej biodra i pochylam się, aby złożyć delikatny pocałunek na jej czole. - Wiem, że nienawidzisz poranków, mój ty śpiochu, ale nie mogłem spać i musiałem cię zobaczyć.
Chwytam ją za rękę i ściskam między swoimi, na mały ułamek sekundy czuje, jakby ścisnęła moje dłonie. Ale nie jestem pewien. Czy czasem mi się to tylko nie wydawało?
- W ten weekend chłopaki zaczynają odnawiać i powiększać nasz taras. Wiem, że nie powinieniem tego robić, ale nie mogłem kurwa wytrzymać, i chce żebyś miała niespodziankę. - wyjmuję tubkę balsamu z szafki nocnej. - Musiałem powypełniać różne dokumenty, zezwolenia, bla bla. I zawieść to wszystko do inspektora budowlanego.
Wyciskam krem na moją dłoń i delikatnie wmasowuję go w jej dłoń, a nastepnie w góre jej ramienia. Oddycha spokojnie. Wylewam balsam na jej drugie ramię.
- Słyszałem, że inni ludzie obudzili się ze śpiączki farmakologicznej, każdego dnia byli coraz lepsi, robili postępy. Widziałem ich filmy rozmawiające i chodzące. Wiem , że to szalone ale chciałbym żebyś już się obudziła. - spoglądam na nią. - Moglibyśmy znowu być razem. Tak jak kiedyś.
Pochylam się i ustami muskam jej ucho.
- Moglibyśmy pojechać na drugi miesiąc miodowy na przykład, na malediwy i zachwycać się sobą. - szepczę drżącym głosem , a potem siadam.
Ma zamknięte oczy, zauwżam że lekko drgają jej powieki, jakby chciała je otworzy. Jej zielone oczy próbują się wydostać, żeby ujrzeć troszkę świata, zobaczyć mnie. Trwa to kilka chwil, ale nic się nie zmienia, nadal są zamknięte. Kurwa, tęsknie za nia tak bardzo, że chcę walnąć pięścią w ścianę. Jej uśmiech, jej śmiech, jej dotyk, jej zapach. Jej miłość trzymały mnie przy życiu, a teraz czuje się, jak w otchłani z której nie mogę nas wydostać. Ona musi się obudzić. Chcę żeby się obudziła. Kurwa, Boże spraw żeby moja żona wróciła do mnie, bez niej dłużej nie wytrzymam. Tak bardzo jej potrzebuje, że dłużej nie zniosę patrzeć na nią w takim stanie, w jakim jest w tej chwili.
- Wiem, że mnie słyszysz, kochanie. Nadszedł czas, abyś się wybudziła. Jeśli zaczniesz się budzić, nie próbuj ponownie zapaść w sen, dobrze?
Biorę głeboki oddech i skanuje jej twarz w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zrozumienia lub przekonania do moich wypowiedzianych słów.
Nic.
- Kocham cię, Olivio. - mówię cicho. - Tak bardzo za tobą tęsknie. Musisz do mnie wrócić.
Spoglądam w stronę okna i jasno niebieskiego nieba. Biore ją za rękę i całuje jej obrączke, podnosze się i z westchnieniem wyciągam się na łóżku obok niej. Ostrożnie obejmuje ją ramieniem, opierając głowę obok jej.
Dwie chmury znikają z moich oczu, zanim zasnę.
Budzę się godzinę później.
Nie powinienem leżeć w jej łóżku ani spać w jej pokoju. Nawet otwarte okno jest zabronione. Ale Annie ma do nas słabość po tym, jak widziała mnie tutaj prawie codziennie przez ostatnie tygodnie. Powiedziała mi, że jestem jednym z nielicznych, którzy często odwiedzają swoich bliskich w tym miejscu i którzy są w takim stanie.

Utracone wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz