Rozdział 2

505 2 0
                                    

Parker

Trzy dni póżniej...
Wzdychając, młody lekarz był praktycznie w moim wieku trzydziestotrzy latek, podchodzi na drugą stronę łóżka Olivii. Sprawdza różne monitory, do których jest podłączona, notuje coś w jej karcie.
- Panie Walker, z szcacunkiem poproszę pana o powrót do domu i odpoczynek. Zapewniam pana, że pańska żona jest w dobrych rękach.
- Z szacunkiem, panie dokotorze, ale nie ma kurwa opcji żebym stąd wyszedł.
A następnie posyła mi dobrze wyszkolony, współczujący uśmiech. Chowa długopis do przedniej kieszeni swojego białego fartucha, która znajduje się po lewej stronie, od strony serca gdzie ma przyczepioną plakietkę.
Przesuwam się na twardym krześle i opieram łokcie o materac. Resztę życia spędzę siedząc obok tego łóżka, o ile będzie w nim jeszcze moja żona.  Cholernie źle spałem, jestem obolały ale mam to głęboko w dupie. Nie ruszę się stąd dopóki się nie wybudzi. Chce za wszelką cenę zobaczyć jej zielone oczy, za którymi tak tęsknie. I nie ma opcji żeby się wybudziła w tej sali nie ujżawszy mnie obok siebie, wpadła by w panikę, że jest tu taj sama, pozostawiona sama sobie i opuszczona przez najbliższych.  Mogłem położyć się na kanapie, ale wybrałem to cholernie nie wygodne plastikowe krzesło, od którego powoli zaczęły mnie boleć cztery litery. Chciałem być blisko niej.
- Minęły ponad siedemdziesiąt dwie godziny. - mówi łagodniejszym tonem. - Klinicznie, pańska żona.
Unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Nie zaczynaj ponownie tego technicznego monologu, doktorze. - odchrząkuje. - Nie chce tego słuchać.
- W porządku. Porazmawiam z tobą jak mężczyzna z mężczyzną, mąż z mężem. Urazy twojej żony są bardzo poważne. Najpoważniejszy jest uraz wewnętrznoczaszkowy.
- Jaśniej, doktorze.
- Uraz mózgu, który powstał na wskutek uderzenia głową o skały.  Wprowadziliśmy pacjentkę w śpiączke farmakologiczną, ale dobra wiadomość jest taka, że pańska żona oddycha samodzielnie, krążenie jest prawidłowe, trawi podany pokarm jak i też dobrze reaguje na podawane leki.
- Ile może trwać w tym stanie?
- Taki stan trwa zwykle od kilku dni do kilku tygodni.
Spojrzałem się na twarz Olivii, która była bez wyrazu, bez żadych uczuć. Siniak na jej twarzy zrobił już się troszkę zielonkawy, a zadrapania już prawie znikały. Słowa wypowiedziane przez lekarza, nie docierały do mnie, moja żona w śpiączce. Niech to szlag. To ja powinieniem tu taj leżeć. A nie ona.  Nie mogę się teraz załamać. Musze być silny, dla niej, dla nas.
- Czy mogą wystąpić jakieś działania niepożadane gdy się wybudzi?
To pytanie nie chciało mi przejść przez gardło, ale musiałem to wiedzieć. Byłem przygotwany na najgorszą odpowiedz jakiej może mi lekarz udzielić, ale lepsza taka prawda niż żadna. Ścisnąłem dłoń Olivii i cierpliwie czekałem na to co ma nastapić.
- Tak jak już wspomniałem, panie Walker. Uraz mózgu jest dość poważny, gdy pańska żona się wybudzi...może u niej wystąpić utrata pamięci.
W klatce piersiowej narasta ciśnienie, ściskając serce i płuca. Kula ciężkiej agonii wtacza się do mojego gardła, dławiąc.
Dusi mnie.
Nie mogę oddychać.
Gorące łzy napływają mi do oczu, gdy wyciągam rękę i delikatnie głaszczę Olivię po policzku.
- Szanse na jej wyzdrowienie są maksymalnie na piędziesiąt  procent, że wszystkie wspomnienia do niej wrócą. - mówi lekarz. - Bardzo mi przykro.
Zamykam oczy, biorę głęboki oddech. Nie patrze na jego twarz i nie słucham jego słów.
- Nie znasz jej. Nie znasz nas. Ona się obudzi!
- Masz rację, ale wiem dużo na temat mózgów, urazach, tlenie i wszystkich rzeczach, których nie będziesz słuchał. Wiem, jakie to niesprawiedliwe.
- Ona sie obudzi. Każda myśl o przyszłości, dotyczy właśnie jej. Gdyby miało jej zabraknąć w moim życiu, to załamał bym się i wolałbym dołaczyć do niej. Niż żyć bez niej. - mój głos się łamię, i powoli kręcę głową. - Nie obchodzi mnie, jak szalenie może to zabrzmieć przy całej twojej wiedzy medycznej. Miłość jest silniejsza niż to wszystko.
Podciągam brzeg jasnoniebieskiej pościeli, prawie do jej ramienia, i ponownie wsuwam jej dłoń w swoją. Jej dłoń wydaje się cieplejsza, nie jest już taka lodowata jak u królowej lodu, ucieszyłem się z tego.  Spojrzałem się na lekarza, który chciał mi coś jeszcze powiedzieć. Ledwie znosiłem to, że moja żona może stracić pamięć.
- Proszę. - podniosłem rękę, żeby go powstrzymać. - Nie chce już negatywnych rozmów wokół niej. Jest tutaj, tuż przed nami. Ona nas słyszy.
- Tak, oczywiście, że nas słyszy.
- Dość z ponurymi komentarzami, panie doktorze. Już dość usłyszałem. Potrzebuje miłości, odpoczynku i pozytywnej energii. Olivia jest szczęśliwą osobą i wieże, że wyjdzie z tego. Skoro Pan, tego nie rozumie, to poproszę o zmiane lekarza dla żony.
Jego uwaga przenosi się na moją dłoń ściskającą Olivię.
- Rozumiem, to doskonale, i mogę się z tym pogodzić, panie Walker.
- Dobrze.
- Jest na poczekalni twój przyjaciel i twoi bliscy. Niech jeden z nich zabierze cię do domu. Olivia nie obudzi się, kiedy cię nie będzie. Musisz o siebie zadbać. I w pełni rozumiem twoje oddanie. - głową wskazuje drzwi od sali. - Bardzo to podziwiam, ale jeśli nie zadbarz o siebie, nie będę miał innego wyjścia, jak tylko ograniczyć ci widzenia.
Odgarniam włosy z twarzy, aby na niego spojrzeć.
- Czy właśnie kurwa teraz zabraniasz mi kontaktów z moją żoną?
On odchyla się do tyłu i stoi nie pewnie na nogach.
- Nie opuściłeś tego pokoju. Twoja rodzina się martwi. Zaraz spadniesz z tego krzesła, a my nie możemy ryzykować twojego omdlenia tutaj, które spowoduje niepotrzebny chaos.
Przysięgałem, że nie zostawie jej boku, dopóki się nie obudzi. Ale jeden dzień przeciągnął się do dwóch. Potem trzech, prawie czterech. Jestem tak wyczerpany, że zaczynam majaczyć, i moje myśli nie są racjonalne co do tego, co mówi mi lekarz. Nie dowierzam jego słowom. Brzydko pachnę. Głód i ból serca walczą ze sobą. Zeschnięta krew na mojej koszulce wygląda nie ciekawie i drapie mnie w skóre. Olivia była by przerażona, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie. Powoli wyciągam rękę z jej dłoni i wstaję z plastikowego krzesła.
- Wrócę do domu i się odświeże. Ale jeśli mój przyjaciel Derek będzie mógł przy niej zostać, kiedy mnie nie będzie. Nie chcę, żeby była sama, kiedy się obudzi.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia, panie Walker. Ma pan moje słowo.
Serce mi pęka na samą myśl, gdy mam opuścić tą sale, i zostawić Olivię tu taj samą. Poczułem wielką potrzebę wczołgania się do tego łóżka obok Olivii, objęcia jej ramionami i pozostania w tej pozycji, dopóki to wszystko nie okaże się złym snem. Trzymanie jej za rękę, to jedyny sposób żeby przy niej być, i czuć jej ciepło. Boje się odejść. Obawiam się, że jeśli stąd wyjde, i nie będę mógł przy niej być, trzymać jej za rękę, mówić do niej, to ona ucieknie mi dalej...i strace ją na zawsze.

Utracone wspomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz